Obłoki, rozpływały się na pomarańczowym niebie, jakby pod wpływem gorąca zarzuconego przez złote promienie słoneczne. Wszystko tego popołudnia było perfekcyjne – musztardowe słońce, chowające się za rozświetloną taflą wody, wiatr, który złagodniał i powiewał delikatnie, a nawet ptaki, ćwierkające cicho i nucące jakby letnią kołysankę dla słońca.
Eren za to krzyżował ramiona na piersi, z piwem w ręku, by oświadczyć światu, że nie wszystko jest tak idealne, jakby niebiosa tego chciały. Nie chciał tu być, do cholery. Ostatnią rzeczą, której chciał, było spędzanie czasu z obcym facetem, nad jeziorem.
Obserwował Levia – jak wsiada na wypożyczoną łódkę z książkę i papierosem w ustach. Nie wydawał się mu szczególnie szczęśliwy, ani smutny. Obojętność pokrywała jego twarz, jakby codziennie porywał jednego nastolatka z autostrady i zabierał nad to samo jezioro.
Popielata płachta dymu wznosiła się ku górze i znikała pomiędzy pomarańczowym niebem. Eren mógłby przysiąc, że widok Levia, machającego do niego, by przyszedł, go zaskoczyła. Upił łyk piwa i oblizał usta, idąc w jego stronę. Wizja drobnego rejsu łódką, była znacznie przyjemniejsza niż spędzanie czasu w bagażniku, na dodatek, samotnie.
— Wchodź, ale ustalmy jedno — zaczął Levi, gdy Eren był już blisko łódki. Ten zerknął na niego zdziwiony. Pokiwał jednak głową. — Szekspir jest tu zakazany.
Eren uniósł na niego wzrok i postawił stopę na, przyczepionej do palu drewna, rozchwianej łódce.
— Dlaczego? — zmarszczył brwi.
— Każdy go zna. Cytujmy coś, czego większość osób nigdy nie słyszała, bądź czytała. Szekspir jest zbyt oczywisty — mruknął i zerknął na szatyna – widać, że zakłopotany, próbował postawić drugą nogę na pokładzie, trzymając się panicznie pomostu – westchnął.
Czy nogi młodszego od zawsze były tak opalone? – Nieco krzywe, ale chude kolana, uginały się nieporadnie do środka, a jasne włosy na łydkach, stały wręcz dęba, ze strachu.
Levi prychnął cicho i wstał, odkładając starą książkę na bok i wyciągając papierosa z ust. Jednym, zgrabnym ruchem, przyłożył go za to do warg chłopaka naprzeciwko. Ten skrzywił się i odchylił głowę w tył.
— Ja nie palę — szepnął, chyba zawstydzony, w doznaniu Levia.
— Tylko chwilę potrzymaj, chcę Ci pomóc — Levi mówił beznamiętnie, wręcz chłodno. — Poza tym, palenie odpręża — spojrzał na niego znacząco i jakimś cudem, wcisnął mu papierosa w usta, a w odpowiedzi dostał skinięcie głową i zmrużone oczy.
Czarnowłosy chwycił jego dłoń i objął go w talii, na co młodszy zadrżał. Gówniarz, co też on sobie pomyślał? Dotyk Levia był inny i niebanalny, a mimo wszystko, chłodny, jak i większość jego słów, co w Erenie wzmogło mimo wszystko, same dobre uczucia.
— Palenie naprawdę odpręża — przyznał zielonooki, zaciągając się i krztusząc. I tak w kółko – raz kasłał, raz zaciągał się z błogim wyrazem twarzy (Dla Levia, wyglądał, co najmniej, głupio) i wypuszczał dym z ust.
— Gówno prawda — prychnął kobaltowooki i popatrzył na niego. — To tylko dzieło perswazji. Tak naprawdę, palenie, a odprężenie, to dwie różne rzeczy — dodał, unosząc go delikatnie i stawiając Erena obok siebie. Upewnił się, by obydwie jego stopy, dotknęły dna drewnianej łódki.
Szatyn uniósł brwi.
— Więc? Po co mówiłeś, że odpręża? — zapytał, wyciągając papierosa z ust i podając mu go wolną ręką.
CZYTASZ
P A T O S | Riren |
FanficKilkaset godzin razem, słodki stan uniesienia, wiara w coś nieistniejącego. Nie oczekiwali patosu z nieba. Nie chcieli czegoś, co zakłóciłoby ich podróż. Po prostu byli, demaskując swoje wady i zalety, swoje kłamstwa i korzyści z nich płynące. ~ #4...