Rozdział 2 Niepokój

234 13 1
                                    


Weszłam do pokoju dziadka. Siedział pochylony nad wczoraj dostarczoną książką i coś mamrotał pod nosem. Podeszłam do niego.

- Cześć, dziadku.

- O, witaj, Amelio. 

- Więc, zaczynamy?

- Widzisz... jest problem.

- Co się stało? - spytałam zdziwiona.

- Dalej nie mogę znaleźć moich starych notatek, więc musimy odłożyć to na kiedy indziej. Poza tym wczorajszej książki też raczej nie przeczytasz.

- A co z nią?

- Jest napisana w nieznanym mi języku. Spędziłem wczoraj 2 godziny nad tłumaczeniem, ale nic z tego.

- Cóż... szkoda. Liczyłam, że zapoznam się z treścią twoich rękopisów.

- Mogę jedynie opowiedzieć ci o najważniejszych rzeczach, jednak przypuszczam, że część z nich pamiętasz z moich opowieści.

- Poczekaj, spróbuję sobie przypomnieć... - zaczęłam intensywnie myśleć przywołując z pamięci historie, którymi nieraz raczył mnie mój siwiejący opiekun - Pamiętam coś o zjawach, duchach opuszczonych miejsc, ożywieńcach i pomniejszych demonach odważnych na tyle, by wejść do naszego świata.

- No właśnie. Tylko, kiedy jeszcze 8 lat temu opowiadałem ci o tym, pomijałem jeden ważny szczegół.

- Jaki?

- Istniał oddział zajmujący się tymi stworzeniami. Jak już się domyślasz, należałem do tej organizacji. Była to dosyć wygodna praca, bo w wieku 60 lat puszczali nas na emeryturę. - zaśmiał się - A i płaca była bardzo zacna. Ale nieważne, zboczyłem z tematu. Jak powiedziałem organizacja eliminowała wrogie ludziom istoty, opisywała je oraz metody walki z nimi, no i dzięki temu pospolitych stworzeń nadprzyrodzonych zostało niecałe 5%.

- Jestem pod wrażeniem. Ale... pospolitych? Są jakieś rodzaje?

- Pospolitymi nazywamy te, których egzemplarzy jest więcej niż 1 i nie mają aż tak rozwiniętych zdolności.

- Rozumiem, że dodatkową trudność sprawia fakt, iż nie są znane metody walki z nimi.

- Bardzo dobry wniosek. A teraz pozwól, że zapytam, czy domyślasz się, czemu ucieszyłem się bardzo na widok książki, którą otrzymałaś?

- Cóż... wolę nie mówić bez stuprocentowej pewności.

- Więc posłuchaj. Ludeks Heaven jest pomocnikiem organizacji od wielu lat. Nie wiemy kim jest, ale notatki od niego zawsze były pomocne, z tym, że zawsze były po naszemu...

- Czyżby to była podróbka?

- Nie sądzę. Pierwszy dziennik był poszukiwany już wiele lat i żaden z nas go nie miał przed oczami. Drugi w prawdzie był po naszemu, ale... był pisany prostszymi słowami, jakby piszący uczył się naszego języka.

- Hm... dość ciekawie. 

Nagle w domu rozbrzmiało wołanie mojej mamy:

- Tato, Amy, obiad!

- Chyba musimy iść.

- Na to wygląda. Nie chcę się narażać mojej córce.

- Więc, dokończmy to kiedy indziej.

- Skoro tego chcesz, to dobrze.

Zeszliśmy do kuchni i usiedliśmy przy stole. Po chwili dołączyli do nas rodzice. Mama postawiła na stole talerz ze świeżą pieczenią. Zaczęliśmy jeść. W czasie posiłku zauważyłam, że mojego ojca coś najwyraźniej dręczy. Przęknęłam kolejny kęs posiłku i zapytałam:

Straszne HistorieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz