Rozdział 4 Sojusznik

183 13 2
                                    


Ocknęłam się. Powoli podniosłam się z ziemi. Żebra bolały mnie, jak diabli. Rozejrzałam się po lesie. Canavara, ani jego "szefa" nigdzie nie było. Jakieś trzy metry ode mnie leżał mój nóż. Chwyciłam go i przypięłam z powrotem do pasa. Zauważyłam, że ostrze nie było nawet minimalnie uszkodzone. "Widzę, że broń miała więcej szczęścia ode mnie". Trzymając się za bok, z którego uciekło kilka kropel krwi, zaczęłam iść w kierunku zwłok Brada. "Cóż... jeśli uda mi się opuścić to miejsce, będę mogła pomóc ojcu z tą sprawą. Tylko początkowo trzeba będzie zwalić na jakiegoś psychola z równie kopniętym zwierzęciem". Udało mi się dojść do ciała. 

- Witaj. - usłyszałam. Odwróciłam się w stronę źródła dźwięku. Moim oczom ukazał się młody chłopak, nieco niższy ode mnie. Miał niebieskie i fioletowe oko. Gdyby to było jedyne odstępstwo od normy ludzkiego ciała, wzięłabym go za człowieka. Z tym, że te oczy były jedynym wyróżniającym się elementem. Jego twarz była całkowicie czarna. Podobnie, jak jego koszula, spodnie, włosy i buty.

- Kim jesteś? - spytałam.

- Nazywają mnie Cienisty. Chyba widzisz, z jakiego powodu.

- Cienisty? Hm... nie słyszałam, byś był wliczony w kanon opowieści tego białogłowego śmiecia, więc zgaduję, że nie jesteś jego... sługą?

- Spokojnie, prędzej bym się powiesił, niż zaczął służyć temu bydlakowi. W zasadzie, to on odpowiada za mój aktualny wygląd.Jeżeli chcesz, mogę ci wszystko opowiedzieć. Jednak najpierw pozwól, że pomogę ci z tymi ranami. - Podszedł do mnie i przybliżył dłonie do mojej głowy. Poczułam, że są bardzo zimne. Po chwili ból i krwawienie całkowicie ustały, więc mogłam stanąć prosto.

- Dzięki.

- Nie ma problemu. Każdy, kto chce walczyć z tym ścierwem otrzyma moją pomoc. Więc... chcesz wysłuchać tej opowieści?

- Jasne. Ale może opuśćmy to miejsce.

- Racja. Ten las mnie przytłacza. A swoją drogą, jak ty się nazywasz?

- Amelia Hearth.

- Chwila. z tych Hearthów? Jesteś córką policjanta Willa Heartha?

- Tak. słyszałeś o nim?

- Oczywiście. To wielki człowiek. Podobnie, jak twój dziadek, ktoś, kto wymierzał sprawiedliwość Projektowi H.

- Projekt H?

- To dość długa historia. Najpierw wyjdźmy z tego lasu.

- W porządku. Tylko...

- Hm? - spojrzał na ciało Brada. - no tak. Racja. Lepiej ja go wezmę. Materiał, z którego jest moje ciało nie zostawia żadnych odcisków, więc przy... sekcji zwłok nie będzie zbędnej straty czasu na sprawdzanie niepotrzebnych śladów. Nie ruszałaś zwłok, prawda?

- Nie, nie dotykałam go.

- Dobrze. - wziął martwego chłopaka na plecy. - możemy iść. Znam drogę.

Wyszliśmy z terenu zacienionej polany i udaliśmy się w stronę klifu, z którego spadłam. Zauważyłam, że została tam rzucona drabinka linowa. Schodził po niej mój ojciec.

- Tato! - zawołałam. Zjechał po drabince i obrócił się w moją stronę. Jeszcze nigdy nie widziałam kogoś, kto biegł tak szybko, jak on w tej chwili. Rzucił się i mocno mnie uścisnął.

- Kochanie. tak się martwiłem. - puścił uścisk, po czym spojrzał na Cienistego. Odskoczył, jak poparzony. - O Boże! Co, co to jest?!

- Spokojnie. Pomógł mi.

- A to? - wskazał na "bagaż".

- Ech... to jest zaginiony Brad.

- Co?! Co mu się stało?!

- Powoli. - odezwał się Cienisty. - Wszystko sobie wyjaśnimy, ale najpierw chodźmy w jakieś przystępne miejsce. - spojrzał w kierunku lasu. - tutejsze drzewa i trawy mają duże uszy.

- No dobrze. Więc chodźmy na komisariat.

- Obawiam się, że to zbyt ryzykowne, tato. Musimy powiedzieć naprawdę WSZYTKO. Musi być przy tym cała nasza czwórka.

- Masz na myśli...

- Tak. Mama i dziadek muszą być poinformowani o wszystkim.

- Mam pewne obawy, ale dobrze. Chodźmy więc do domu. Ale najpierw oddajmy ciało. Pójdę na górę i przekażę je chłopakom. Powiem, żeby poczekali na mnie godzinę na komisariacie. Twój wygląd... - zwrócił się do mojego towarzysza.

- Wiem. Wzbudziłby niepotrzebną panikę. Zaczekamy.

Ojciec wziął zwłoki pod jedną rękę. Widziałam, że mimo tylu lat pracy w tym zawodzie widok tak urządzonego człowieka przyprawiał go niemal o mdłości. Powoli wszedł po drabince, przekazał ciało funkcjonariuszom i zaczął z nimi rozmawiać.

- Cienisty.

- Tak?

- Dalej nie mogę uwierzyć, że Slenderman rzeczywiście istnieje.

- Nie tylko on. Wiele strasznych historii jest prawdziwych. I obawiam się, że postawieniem się mu, wywołałaś wojnę. - popatrzył w niebo. - wojnę, która może ponieść za sobą mnogą ilość ofiar. Mam nadzieję że się podobała wam ta seria!

Straszne HistorieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz