Burza part 2 ~ Rozdział 19

1.2K 128 138
                                    

Moja podkoszulka była już cała przemoczona. Moje włosy również.
Biegłem tak szybko jak umiałem. Ale co nagle to po diable, więc musiało się coś stać. Pod nogą poczułem kamień, o który właśnie zachaczyłem.

Głupia grawitacja musiała ściągnąć mnie w stronę podłoża. Zaryłem nosem w błoto powstałe przy deszczu, który coraz bardziej się nasilał. W dodatku poobijałem sobie kolana i łokcie.

Zaraz po "twardym zderzeniu z rzeczywistością" poczułem ukłucie w okolicach nosa. Szybko podniosłem się z błota i złapałem za nos. W okolicy ponownie rozległo się głośne "KURWA MAĆ". Odsunąłem rękę od nosa i dostrzegłem, że jest na niej całkiem dużo krwi. No tak. Tylko tego brakowało, aby lała mi się krew z nosa.

Moje włosy z jasnego blondu, zmieniły kolor na ciemny, brudny w błocie i krwi odcień. Wyglądam jakbym wracał z wojny.

Nie oglądałem poturbowanego nosa długo, bo w odległości kilkudziesięciu metrów ode mnie rozległ się kolejny grzmot. Natychmiast wróciłem do biegu, przy okazji bardziej uważając na kamyki.

Spostrzegłem swój rower nadal leżący w miejscu, gdzie go zostawiłem.
Tak! Jest dla mnie jakiś ratunek!
Wsiadłem na rower, ale nie zdążyłem odjechać, bo poczułem przerażający ból w ręce.
Krzyknąłem i złapałem się za rękę, przewracając się. Puściły mi nerwy.

"O co chodzi!? Dlaczego mam dzisiaj takiego totalnego cholernego pecha?!
Pewnie Bóg, zamiast mi pomóc, to w tej chwili siedzi tam na górze, jebie we mnie piorunami i się śmieje jaki ze mnie idiota?!"

Jeszcze raz krzyknąłem z bólu.

"Jeśli to słyszysz Boże, to wiedz, że nie będziesz mi mówił jak mam żyć! Zobaczysz! Dojadę do tego domu! Dojadę! Nawet z tą ręką!"

Mam nadzieję, że nikt mnie wtedy nie słyszał. Wzięliby mnie za jakiegoś ułomnego człowieka, co uciekł z psychiatryka.

Podniosłem się, nadal czując ból w ręce i ściekającą krew z nosa.
Zdrową ręką przetarłem krew, która już dostawała mi się do ust.

Ten cały spacer to nie był dobry pomysł.

Znów wsiadłem na rower i zacząłem jechać. Najpierw powoli i ostrożnie, jednak, gdy usłyszałem za sobą huk grzmotu, zacząłem pędzić jak szalony.

Jeszcze nigdy w życiu nie jechałem tak szybko.

Przy okazji błagałem los, abym nigdzie się nie przewrócił, bo to by mnie już całkiem wykończyło.

Nie, nie modliłem się. Tylko dlatego, że byłem śmiertelnie obrażony na Boga, który prawdopodobnie sobie ze mną grał w kotka i myszkę.

Ominąłem sklep ze stojakami, z których zabrałem rower. Nie mam najmniejszego zamiaru oddawać go. Po to, aby resztę drogi biec? I w końcu umrzeć, poprzez trafienie piorunem? Wszedłbym do sklepu, ale...chcę do domu, do Lici.

Włosy lekko zasłaniały mi oczy, a z nosa ciekła krew, która spływała po moich ustach, podbródku, bluzce, aby w końcu spłynąć na spodnie.

Nie wiem jak ja się pokażę komukolwiek w takim stanie.
Ale teraz to jest nie ważne. Ważniejsze jest chyba moje życie.

Gdy zobaczyłem przed sobą dom Francoisa, odetchnąłem z ulgą.
Rzuciłem rower i pobiegłem totalnie zdyszany do drzwi.

Na szczęście były otwarte.
Wbiegłem do przedpokoju, zamykając drzwi dla pewności na klucz.

Wyczerpany upadłem na zimną podłogę i zakryłem twarz rękami.

Natychmiast odczułem ból w uszkodzonej ręce, ale go zignorowałem.

"Pomiędzy Światami" ~ Hetalia [LietPol]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz