XVI.

1.2K 85 1
                                    

- Rin! W porządku?! - krzyczy Tae po kilkunastu minutach walki z burzą.

- Jakoś się trzymam - odwrzaskuję i unosimy się na kolejnej fali.

Znów opadamy, nabierając prędkości i walimy w ścianę wody, rozpryskując ją na wszystkie strony. Powoli wznosimy się na tą, a następnie znów spadamy. Tak w kółko od kilku godzin.

- Niedługo powinniśmy dotrzeć do brzegu - krzyczę.

- Widzę go!! - V pokazuje ręką przed nami.

Kiedy podnosimy się na fali, dostrzegam zarys lądu. Jest oddalony o jakieś 5 km.

Nareszcie. Nareszcie wracamy. Kiedy pierwszy raz od kilku miesięcy widzę ląd, do oczy napływają mi łzy. 

- Udało nam się! - wrzeszczy.

Ma rację! Udało nam się przeżyć!

Chwilę potem zauważam coś, co sprawia, że żałuję, że tak szybko się cieszyliśmy. Oczywiście, ostatnia prosta nie może być łatwa. Skały. Wszędzie. Od wystających na kilka centynetrów nad wodę do tych wielkości ciężarówek. Rozsiane przy całym wybrzeżu, do którego my chcemy się dostać.

- Musimy prześlizgnąć się między nimi! - krzyczę.

- Ale jak? Nie możemy sterować tratwą!

To rzeczywiście jest duży problem. Nie damy rady wiosłować, bo po prostu nas zmyje. Jeśli rozwiesimy żagiel, nasiąknie wodą i zrobi się ciężki, przez co pójdziemy na dno. Co robić?!

- Pozwólmy jej dopłynąć do skał, a potem skaczmy i płyńmy do brzegu - słyszę głos Tae. - Tylko to da nam szansę przeżycia.

Myślę nad jego propozycją chwilę. O ile damy radę dopłynąć do brzegu, jest ona najsensowniejsza.

Kidy wznosimy się powoli na fali, szybko wyjmuję pudełko zpod bluzy i chowam je w torbie. Ledwo zdążyłam, bo po chwili spadamy i pokład zalewa woda. Teraz podczas wspinaczki zdejmuję bluzę, którą wpycham między torbę a linę, którą jest przywiązana. Kiedy na następnym wzniesieniu sięgam do spodni, V pyta się:

- Co ty do jasnej cholery robisz?!

- Jeśli mamy płynąć w tym stanie, każde obciążenie będzie zabójcze. Mokre ciuchy są strasznie ciężkie.

W przerwach między falami oboje pozbywamy się wierzchniej warstwy ubrań. Ja zostaję w sportowym staniku i majtkach, a Tae jest w samych bokserkach. Nie czuję się szczególnie niekomfortowo, oboje zdążyliśmy przywyknąć, a poza tym, to Taehyung. Kocham go i niczego przed nim nie ukrywam ani się nie wstydzę.

Mój wzrok jednak nie może oderwać się od jego klatki piersiowej. Oczywiście oboje wychudliśmy bardzo przez te miesiące, ale nadal widać mu delikatny kaloryfer.

Kątem oka zauważam, że on też na mnie patrzy, głównie kierując spojrzenie na biust. Nie przeszkadza mi to. Zdejmuję z nadgarstka jedyną gumkę jaką mam i wiążę włosy. Na koniec zdejmuję przemoczone buty i skarpetki. Jestem gotowa.

Musimy jeszcze trochę poczekać. Przez te kilka minut bardzo marznę. Zaczynam się trząść i mam gęsią skórkę. Widząc to, V przesuwa się bliżej i mnie obejmuje. To skutecznie mnie rozgrzewa.

Obracam głowę i całuję go w usta. To może być nasza ostatnia okazja. Odwzajemnia pocałunek. Gryzie mnie delikatnie w dolną wargę, prosząc o dostęp. Udzielam mu go i czuję, jak pieści moje podniebienie. Przejeżdżam językiem po jego zębach, na co cicho sapie. Po chwili odrywamy się od siebie, i patrzymy sobie w oczy.
                             xxx
                     ~Taehyung~ 

Tonę w jej niezwykłych, szarych oczach. Jedną ręką bawię się jej włosami, niegdyś niebiesko-czarnymi, teraz brązowymi. Farba zdążyła się zmyć. Moja zresztą też.

Nadal jesteśmy tak blisko siebie, że stykamy się czołami, a nasze oddechy mieszają się. Zamykam oczy i tym razem to ja ją całuję, tylko chwilkę.

  - Kocham cię, Rin. Pamiętaj o tym.

  - Tae... - mówi coś, czego nie rozumiem. Chyba po polsku. Poznaję tylko dwa słowa, których mnie nauczyła. - Kocham cię.

Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, gdyby nie sztorm, ze złością domagający się uwagi. Rzucił nami tak, że oderwaliśmy się od powierzchni wody, po czym znów na niej wylądowaliśmy, rozpryskując ją dookoła. Pierwsze skały są tylko pięćdziesiąt metrów dalej. Szerokość pasa wystających kamieni wynosi około 70 metrów, a same głazy są od siebie oddalone o mniej więcej 10 metrów. Mamy szansę przemsknąć się między nimi, ale na 90% będziemy musieli płynąć. Od niebezpiecznej strefy do brzegu jest około pięciuset metrów. Powinniśmy dać radę. Niestety Rin jest bardzo zmęczona. Ja zresztą też. Najwyżej będę ją cholował przez jakiś czas. Albo przepłyniemy tratwą spkojnie. Najbezpieczniej byłoby wskoczyć do wody zanim jeszcze dopłyniemy do skał.

Ale ja lubię ryzyko. Nie będę ryzykował za bardzo, żeby nie narażać dziewczyny, a poza tym mój sen mnie niepokoi. Wyglądało to dokładnie tak, jak teraz. Burza, deszcz, skały... Wolę nie robić niczego głupiego, chociaż jak znam siebie, i tak pewnie mi nie wyjdzie. Na tratwie trochę się zmieniłem, ale nadal zdaję sobie sprawę z tego, że jetem kompletnym idiotą. Zaryzykuję i wyskoczę dopiero w ostatniej chwili, jeśli w ogóle zajdzie taka potrzeba.

Docieramy do strefy zagrożenia. Pierwsze dwie skały mijamy w odległości 6 metrów. Płyniemy dalej, w każdej chwili gotowi wyskoczyć. Przepływamy koło trzeciego kamienia w odległości 9 metrów. Zostały jeszcze trzy. Jedna daleko, w dwie ostatnie bardzo blisko siebie, dokładnie naprzeciwko nas. Będziemy musieli skakać. Mijamy czwartą. Jeszcze trzy metry, dwa...

- Skacz! - krzyczę do Rin. Jeszcze jeden metr, ale nogi mam jak z galarety. Nie mogę się ruszyć. Jeśli zaraz nie skoczę, roztrzaskam się razem ze Starscream. Rusz się, kurwa! Rusz się!

Elo B) jak tam? Nie bijcie, że kończę w takim momencie xD zbliżamy się do końca naszego opowiadania *^* postanowiłam, że będę pisać nowe, mam już nawet pomysł o.o w następnych rozdziałach podam więcej szczegółów
Dziękuję tutaj oficjalnie PrettyLittlexPsycho za pomoc z nową okładką
Masz mi to wysłać dzisiaj, albo zamorduję x_x wiesz, o co mi chodzi xD
Zapraszam do głosowania i komentowania, czekajcie na kolejne części *3* do następnego! ^^

Crush *Taehyung* (Bts)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz