XVII.

1.2K 94 6
                                    

- Tae! - krzyczę, widząc że chłopak się nie rusza. Za sekundę uderzymy w skałę!

Czas się zatrzymuje, a ja myślę. V wygląda jak w transie, nic do niego nie dociera. Nie może się ruszyć.

Więc ja mu pomogę. Wykorzystuję tą sekundę, która mi została i wpycham go do wody. Taehyung zatacza się i spada dokładnie w chwili uderzenia.

Starscream, która tyle z nami przeżyła, roztrzaskuje się na kawałki. A ja razem z nią.
                              xxx
                      ~Taehyung~

Czuję, jak coś popycha mnie z dużą siłą i wpadam do lodowatej wody. W ostatniej chwili. Jeszcze moment i uderzyłbym w skałę razem z tratwą i Rin. Chwila. RIN!!

Wynurzam się z wody i krzyczę:

- RIN! GDZIE JESTEŚ!? ODPOWIEDZ!

Nic nie słyszę. Tylko huk pioruna, szum deszczu i fal oraz trzask miażdżonej tratwy. Rin!

Moje serce zamiera ze strachu. Przecież kazałem jej skakać! Co jeśli tym razem coś jej się stanie?! Co jeśli nie przeżyła?!

Próbuję coś zobaczyć, ale ledwo utrzymuję się na powierzchni wody. Podpływam jak najbliżej, czując strach większy niż kiedykolwiek, większy, niż po ataku rekina. Już prawie nam się udało! Rin nie może umrzeć!

Widzę ją w błysku pioruna. Unosi się na powierzchni, ale zaraz pójdzie na dno. Jest bezwładna, na całym ciele widzę mnóstwo krwawiących ran od skały.

Powinienem ją ratować. Powinienem ją odholować do brzegu. Powinienem coś zrobić. Ale nie. Nie mogę się ruszyć, zupełnie jak na tratwie. Patrzę na jej okaleczone ciało i przepełnia mnie rozpacz.

Do czasu kiedy zaczyna tonąć. Nagle wstępuje we mnie nowa energia. Rzucam się do niej i nurkuję. Obejmuję ją dookoła talii i wracam na powierzchnię. Pilnuję, żeby trzymać ją delikatnie, na pewno ma coś złamane. O ile w ogóle żyje. NIE! Musi żyć! Nie może umrzeć teraz!

Zaczynam niezdarnie płynąć w kierunku plaży. To tylko 500 metrów, myślę i wkładam w pływanie wszystkie siły.
                             xxx

Po kilkunastu minutach nie czuję mięśni. Adrenalina nadal buzuje mi w żyłach, ale zaczęła zanikać już kilka minut temu. Nogi wrzeszczą, płuca domagają się tlenu. W tej chwili czuję pod nogami grunt. Kilka metrów dalej staję pewnie na nogach i biorę Rin na ręce. Idę w stronę plaży, niosąc dziewczynę delikatnie. Po dwóch minutach dochodzę do suchego piasku. Pierwszy krok na lądzie od wielu miesięcy! Udało nam się. Przynajmniej mi się udało. Wchodzę wyżej na piasek i kładę na nim Rin. Potem padam na kolana obok niej i sprawdzam jej stan. Ma wiele zadrapań i siniaków oraz kilka większych ran, ale wyjdzie z nich. Poważniejsze są złamania. Widzę co najmniej dwa; jedno żebro i prawe przedramię. Na razie nie jestem w stanie nic więcej stwierdzić, ale najważniejsze jest to, że żyje! Dopiero teraz dociera do mnie ten fakt i zaczynam płakać z ulgi. Nigdy się tak o nic nie bałem. Bałem się, że straciłem ją na zawsze. Ale ona mnie nie opuści. Tak jak ja nie opuszczę jej. Będziemy razem.

Nagle Rin otwiera oczy.

- Rin - mówię i ze strachem pytam: - Czy ty umrzesz?
                             xxx
                        ~Seorin~

Ledwo co otwieram oczy i czuję ból. Nie taki, jak po ataku rekina. Jednak i tak mam déjà vu widząc V siedzącego nade mną.

- Rin - mówi. - Czy ty umrzesz?

Nie mogę się powstrzymać i zaczynam się śmiać. Od razu tego żałuję, ze względu na ból żeber, ale on mnie rozwalił. Nadal zachowuje się jak mały chłopiec, który nie ma pojęcia o świecie.

- Nie... nie umrę - chrypię. Jestem strasznie obolała. - Przynajmniej nie mam takiego zamiaru.

- Co masz złamane, oprócz żebra i ręki? - pyta ostrożnie, jakby nawet głosem mógł sprawić mi ból.

- Żebra mam złamane co najmniej dwa - krzywię się. - Ręka... kilka palców... i chyba obojczyk.

- Czyli przeżyjesz? - upewnia się jak dziecko. Uśmiecham się mimo cierpienia.

Nie jest pewny, czy może mnie przytulić, więc tylko głaszcze mnie po głowie. Pogoda łagodnieje. Deszcz powoli przestaje padać. Chmury się przerzedzają i w ciągu godziny znikają. Wiatr już tak nie wieje. Jakby natura też się zmęczyła i teraz musi odpocząć. Poczekać, aż rany się zagoją. Dochodzi do nas światło gwiazd. Chcą nas pożegnać ten jeden, ostatni raz. Wpatruję się w nie, tym razem nie czując bujania tratwy. Leżę na twardym lądzie. No, może nie takim twardym. Ale jednak. Wróciliśmy.

- To moja wina - odzywa się Tae ze zwieszoną głową. - Gdybym wtedy skoczył, nigdy by do tego nie doszło. Mogłaś zginąć.

- Ale nie zginęłam. Dzięki tobie. Znowu mnie uratowałeś.

- Ty też mnie uratowałaś. Ale sama oberwałaś.

- Oberwałam, bo sama nie skoczyłam. To moja wina. Ale dzięki temu ty żyjesz. Oboje żyjemy. - Podnoszę niezłamaną rękę i wichrzę mu jeszcze wilgotne włosy.

Chcę go pocałować, ale jestem za słaba. Nie mogę się podnieść. Ale mogę na niego patrzeć. To mi na razie wystarcza. Wstaje na chwilę i odbiega do wody, po czym wraca. Trzyma coś w ręce. Jest to kawałek drewna. Znam ten kawałek drewna. Pochodzi ze Starscream. Roztrzaskała się na kawałki, a jeden z nich morze wyrzuciło na plażę. Tae wkłada mi go do ręki i sam za nią chwyta. To nasza ostatnia samotna noc. Chłopak kładzie się obok mnie i razem patrzymy w gwiazdy. Zasypiam po kilku minutach.

Elo c: widzicie? Oboje przeżyli! Nie mam serca zabijać Tae xD już zaczęłam pracę nad następnym ff, który będzie o Sudze ^^ ale będzie też w nim dużo V, Jimina i Jungkooka. Będzie to opowiadanie fantasy, więc trochę inne od Crush. Zostawcie po sobie jakiś ślad, gwiazdkę albo komentarz ;3 do następnego! :*

Crush *Taehyung* (Bts)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz