- Płyniemy do Korei! - krzyczy uradowany Taehyung.
- Mogę cię o coś spytać?
- Dajesz.- Dlaczego tak chcesz płynąć do Korei?
- Jestem Koreańczykiem. To chyba wystarczający powód - mówi i patrzy na mnie. - A ty jesteś Koreanką? Wyglądasz trochę jakbyś nią była, no i twoje nazwisko...
- Tak, jestem po części Koreanką - przechodzę na koreański, bo widać, że ma problemy z angielskim. Wyraźnie się ucieszył, że mówię w jego języku.
Wracamy do tratwy i chowam na nią mapę i kompas. Mówię Taehyungowi, że zaraz wrócę i idę do mojego plecaka. Upadł niedaleko fotela, na którym siedziałam. Wyciągam z niego telefon, słuchawki, z którymi nigdy się nie rozstaję, klucze, zdjęcie, które wyjmuję z ramki i wkładam za obudowę telefonu oraz wisiorek na rzemyku. Idę do chłopaka i mówię:
- Jeśli chcesz zabrać coś osobistego, np. telefon, zrób to teraz, ok? Powinniśmy niedługo płynąć.
- Zaraz wrócę - odpowiada i kieruje się na przód samolotu. Tam kuca przy torbie i coś wyjmuje. Wkłada trzy rzeczy do kieszeni i wraca.
- Możemy ruszać.
- Jeszcze chwila, o czymś zapomniałam.
Biegnę do miejsca, w którym podloga została roztrzaskana na kawałki, wybieram długi kawałek deski, o pół metra wyższy ode mnie, mocuję go między tratwami, idealnie na środku. Wracam szybko do luku bagażowego po jeszcze jeden koc i przywiązuję go kawałkiem liny do "masztu". Mamy żagiel.
Chłopak patrzy na mnie i zaczyna się śmiać. Z czego on rechocze? Może po prostu musi wyładować stres, ale wygląda słodko jak się śmieje.
Wchodzę na tratwę, która staje się moim domem na dłuższy okres czasu. Czekam na nowego współlokatora, po chwili wchodzi za mną. Razem delikatnie zpychamy tratwę na wodę.
Oglądam się na wrak samolotu, w którym siedzi około stu trupów.
- Czekaj! - krzyczę do Taehyunga. Wskakuję na szczątki maszyny i biegnę do mojego plecaka. Wyciągam z niego szklaną butelkę z resztką wody, wypijam ją, wyławiam kartkę i ołówek i piszę wiadomość po angielsku, że dwójka pasażerów przeżyła i płynie na zachód. Na końcu dodaje drukowanymi literami: PROSIMY O POMOC. Ten napis napisałam rówinież po koreańsku, polsku i niemiecku, we wszystkich językach, jakie znałam.
Biegnę z powrotem na tratwę i wypuszczam zakręconą butelkę na wodę. Patrzę Taehyungowi w oczy i powtarzam po polsku:
- Przeżyjemy.
xxxOd godziny dryfujemy po wodzie w milczeniu. Każde z nas musi się oswoić z nową sytacją. W ciągu tej godziny ogarnęłam trochę tratwę. Przywiązałam żagiel pod odpowiednim kątem do wiatru, uporządkowałam rzeczy. Teraz wyciągam z pudełka tajemniczy przedmiot - to filtr wody morskiej. Chłopak uważnie mi się przygląda. Wyjmuję pustą butelkę dwulitrową, ustawiam filtr na szyjce i nalewam słonej wody. Woda zaczyna skapywać do butelki.
- Według instrukcji po 15 minutach będziemy mieć 2 litry wody pitnej.
- Skąd ty to wytrzasnęłaś?! - Taehyung jest w szoku.
- Znalazłam pudełko do takich sytuacji; dla pasażerów, którzy muszą przeżyć sami. Jest tam jeszcze parę innych rzeczy.
Teraz zabieram się za wędki. Chłopak postanawia mi wreszcie pomóc i powatrza moje czynności z drugą wędką. Zakładam błystkę na haczyk i zarzucam go daleko. Taehyung idzie w moje ślady i oboje siedzimy na krawędzi tratwy, czekając, aż któreś coś złowi.
- Taehyung... - zaczynam.
- Mów mi Tae - przerywa i patrzy na mnie.
- No więc Tae... może powinniśmy się lepiej poznać, skoro spędzimy tu razem kilka tygodni? Opowiedz mi coś o sobie.
- Ehmmmm... no to nazywam się Kim Taehyung, mam 21 lat, mieszkam z szóstką przyjaciół w Seulu. Nie cierpię się uczyć, muszę zawsze coś robić, bo szybko się nudzę. Lubię pizzę, kocham psy. Jestem singlem - patrzy na mnie z błyskiem w oku.
- Nie patrz tak na mnie - burczę pod nosem, na co on się śmieje.
- Teraz ty - zachęca mnie Tae.
- No to jestem Yoo Seorin, możesz mi mówić Rin. Mam 19 lat, do tej pory mieszkałam w Polsce, ale udało mi się uciec do Stanów, a stamtąd postanowiłam udać się do przyjaciółki w Seulu. Moi rodzice nie żyją, mieszkałam u ciotki. Chciałam zamieszkać w Korei, jako że tam się urodziłam i znam koreański, moja mama była Koreanką. Lubię gry komputerowe, fotografię i karate. Moje ulubione jedzenie to sushi i ramen. Kocham koty i ptaki, jestem singlem - mówię z niechęcią, znów widzę błysk w jego oczach.
Widzę, że chce coś powiedzieć, ale w tej samej chwili jego wędka zaczyna się szarpać i szybko wyciąga zdobycz z wody. Jest to dość mała ryba, wielkości jednej i pół dłoni. Chłopak podskakuje w górę i wydaje okrzyk radości. Śmieję się razem z nim. Jest przeuroczy. Po chwili uświadamiam sobie, że nie mamy nad czym ją upiec. Przestaję się śmiać i zastanawiam się nad problemem. Nie mamy opału, jedyne, co wzięłam na spalenie to naręcze gąbki z foteli, ale to za szybko się spali. Każę Tae zostawić na razie rybę i łowić dalej, a sama szukam rozwiązania. Co jakiś czas mijamy pływające kawałki drewna. Wyławiam jeden i oglądam z bliska. Jest przemoczony, ale kiedy wyschnie, nada się na opał. Skupiam się na wylawianiu drewna, które układam na kupkę przy maszcie. Tae wyłowił w tym czasie trzy kolejne ryby i właśnie wyciąga czwartą. Dobrze mu to idzie. Podaję mu butelkę z wodą z samolotu, wypija połowę łapczywie, ale resztę podaje mi.
- Dziękuję.
Piję jak najwolniej, jednak pragnienie wygrywa i opróżniam butelkę w kilka sekund. Zdejmuję filtr z już pełnej butelki i zakładam go na tą opróżnioną. Podejrzliwie piję łyk przefiltrowanej wody; nie smakuje jak mineralna, ale przynajmniej nie jest słona. Tak nam mija dzień. Kiedy wiatr zaczyna wiać w innym kierunku zdejmujemy żagiel i pozwalamy się prowadzić prądowi. Tae wyłowił jeszcze dwie ryby, a ja kilkanaście dużych kawałków drewna. Te pierwsze są już suche, więc używam kawałka gąbki jako podpałki i zapalam ją zapałką. Szczapy powoli zajmują się ogniem, nad którym udaje nam się upiec dwie ryby. Oczywiście wcześniej wypatroszyłam je i wyrzuciłam wnętrzności daleko za tratwę, bo przyciągają rekiny. Kiedy posiłek jest gotowy, oboje rzucamy się na swoje ryby. Są prawie bez smaku, ale najważniejsze jest to, że są ciepłe i jadalne. Potem dopada mnie senność. Zakładam jedna z grubych bluz i kładę się przy ognisku. Jednak nadal mi zimno. Niesamowite, jak w środku lata może być chłodno. Trochę się trzęsę, Taehyung to zauważa. Podchodzi i kładzie się za mną, po czym przytula mnie od tyłu. Odpycham go i prawie krzyczę:
- Łapy przy sobie!
- Przecież widzę, że ci zimno - mówi Tae cicho, wygląda na smutnego.
- Ale... obudzę cię, jak będę dorzucać do ognia...
- Nie martw się ogniskiem, ty dziś wszystko zrobiłaś, ja będę dorzucał.
- No dobrze... - zgadzam się i znowu się kładę. Tae przytula mnie i uśmiecha się chytrze.
- Po co się zgodziłam... - wzdycham z udawana złością, ale przytulam się do chłopaka. Jest taki ciepły... Tak wtulona w Taehyunga zapadam w sen.
Hej *^* wstawiam ten rozdział jeszcze dzisiaj, bo mnie wena dopadła ;) udało mi się wreszcie napisać coś dłuższego xD jesteście ciekawi, co będzie dalej? Jeśli tak, zostawcie po sobie komentarz albo gwiazdkę, ale pewnie i tak wstawie ciąg dalszy xD do następnego ^^
CZYTASZ
Crush *Taehyung* (Bts)
Hayran KurguPołączyła ich katastrofa. Czy szczęśliwe zakończenie jest możliwe? Czy jeśli uda im się przeżyć, to czy nie będą musieli się rozejść? On kocha ją. Ona kocha jego. Muszą nauczyć się wspólnie żyć. Inaczej czeka ich śmierć.