#76

283 49 18
                                    

Nasze marionetki w rękach nie ałtoreczqi, lecz znajomego już się uspokoiły, gdy nagle do domu dostali się antyterroryści. Wśród nich był także znajomy BrzydkiegoBuraka. Poznał Karola i wytłumaczył reszcie, że to na pewno nie on spowodował to zamieszanie.

- No to co się tu stało? - zapytał jeden ze szturmowców, wyraźnie zdenerwowany tym, że nie może zastrzelić szatyna. Co jak co, ale uważał, że tak chłop ze chłopem to nienormalne (miał w głowie gejradar, który na czerwono oznaczał osobniki o odmiennej orientacji seksualnej, co mógł zobaczyć dzięki swojemu cybernetycznemu oku. Naturalną gałkę oczną stracił na wojnie w Wietnamie).

- Bo ona nas napadła! To nie ja! - zaczął się bronić Dealer. Nie chciał trafić do więzienia, a tym bardziej sześć stóp pod ziemię.

Jeden z żołnieży stojących najbliżej szybkim i pewnym ruchem uderzył dziewczynę w potylice kolbą broni. Ta upadła na podłogę, zachaczając przy okazji ramieniem o krzesło. Straciła przytomność.

- No, to po kłopocie - powiedział ten, który obezwładnił napastniczkę. Podniósł ją, przerzucił przez ramię jak worek ziemniaków. - No to nara - rzekł, opuszczając mieszkanie, a za nim reszta, żegnając się dokładnie tak samo. Tak samo.

- Hubert? - powiedział Karol, podchodząc do rannej Zasi. Jej ramię mocno krwawiło, chociaż rana nie zdawała się poważna. "Gorsze rzeczy się tamowało". - Przyniesiesz mi jakiś bandaż i wodę utlenioną? Powinny być w najniższej lewej szufladzie w kuchni.

Chłopak bez słowa ruszył na poszukiwanie medykamentów. Z opatrunkiem poszło mu szybko, ale żeby znaleźć nadtlenek wodoru musiał przeszukać dokładnie wszystko cztery razy.

Dealereq ułożył blondynkę na kanapie, głaszcząc wnętrze jej dłoni.

- Eee... Rozluźnij żuchwę? Podobno to uspokaja - zaproponował.

- Jak mam ją niby rozluźnić? - niemal krzyknęła zdenerwowana Zasia.

- Nie wiem... Może po prostu nie zaciskaj zębów. Otwórz trochę usta, tak dla pewności - powiedział, po czym zaczął polewać ranę wodą utlenioną od Doknesa. Lekko skrzywiła się, chociaż i tak hamowała reakcję. Następnie ciasno owinął ramię bandażem, tak, żeby jednocześnie nie odciąć jej dopływu krwi do kończyny i pozwolić ranie się zasklepić. Doknes z ciekawością i podziwem patrzył na jego wprawione ręce, pewnie zawiązujące końce opatrunku.

- No to opanowane...  Jak narazie - westchnął Dealer poprawiając grzywkę, która spadła mu na oczy. - Trzeba jechać na zszywanie, ale musi odpocząć.

-A teraz... chyba musimy sobie wszystko po kolei wyjaśnić.

~~~

Tym razem większość rozdziału pisałam ja, więc nie muszę podpisywać Jatrzyciel

Ale wyszło zajebioza, nikt się nie spodziewał takiego zwrotu akcji, nawet aŁtoreczqa

~aŁtoreczqa

Troublemaker | Dealereq & Doknes & Tritsus & MWK & Zasia FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz