Rozdział IV

88 7 11
                                    

Ignazio

Tęskniłem za Pierem. Mimo, że miałem go przecież zobaczyć 10 sierpnia i tak usychałem z tęsknoty. Na szczęście teraz miałem za to czas na zajęcie się Alessą. Okazało się, że w czasie, gdy ja romansowałem z Barone, ona zajmowała się przygotowaniami do ślubu, który miał się odbyć już 14 października. Było mi wstyd, że się tym nie zainteresowałem, lecz teraz nadrabiam zaległości.

Alessandra właśnie wybierała, w jakich kolorach ma zostać urządzona sala na której odbędzie się wesele, gdy dostałem powiadomienie z Instagrama.

- Kochanie, zaraz wrócę - powiedziałem, ponieważ zawsze wolę przeglądać swoje prywatne rzeczy na osobności. Udałem się więc na dwór i tam sprawdziłem, o ci chodzi.

O, Piero dodał nowe zdjęcie. Ciekawe...

O cholera.

Na selfie znajdował się roześmiany Piero, obejmujący Giana. Lokalizacją było oczywiście Spaggia Roseto degli Abruzzi. Nawet bez niej domyśliłbym się miejsca pobytu mojego amore. W tle w końcu znajdował się chyba już słynny plac zabaw. Spojrzałem na opis.

With my best friend Gianni. 🏖☉😚

Oj, Barone. Nagrabiłeś sobie tym ostatnim emotikonem.

Zajrzałem w komentarze.

No nie. Tego już za wiele.

Jakaś laska śmiała napisać:
Yaaaay, Pianluca is real! ♡♡♡

No chyba cię powaliło, dziewczynko.

Po chwili doznałem jeszcze większego szoku, bowiem okazało się, że takich idiotek jest więcej. Jezus, co one widzą w tym zdjęciu? Przecież on go tylko obejmuje...

Tylko obejmuje?

Aż obejmuje.

Zazgrzytałem zębami. Spokojnie, Ignazio, spokojnie. Tym zajmiesz się wieczorem. Teraz czeka na ciebie...

- Igna, skarbie? - po kostce brukowej rozległ się odgłos szpilek. Moja narzeczona zmierzała w  moim kierunku z zatroskaną miną. - Coś się stało?

- Niee - odparłem z uśmiechem, po czym umiejętnie zmieniłem temat. - I jak? Wybrałaś już kolor?

- Tak - odparła zadowolona kobieta, niemal skacząc z radości. - Sala i wszelkie dekoracje będą biało - brzoskwiniowe. To będzie delikatniejsza kolorystyka balonów na naszych zaręczynach.

Balony. Prezent od Piera i... Gianlucy.

Pianlucy.

Zaraz oszaleję.

- Alessa - zacząłem, gdy byliśmy już w samochodzie. - Co byś powiedziała na wypad do Abruzji? Moglibyśmy odwiedzić rodzinę Giana, tak dawno ich nie widzieliśmy. Przy okazji zaprosiliśmy ich na ślub.

Muszę zobaczyć jak się mają sprawy.

- Czemu nie - powiedziała di Marzio, spoglądając w ekran swojego telefonu. - O, chyba nawet spotkamy Piera - dodała. Ach, no tak. Przeglądała Instagrama.

W aucie zapadła cisza, po czym blondynka rzuciła gorzkim tonem:

- Tobie wcale nie chodzi o to, by zobaczyć państwo Ginoble. Zwyczajnie chcesz się widzieć z Pierem.

Poczułem, jak pocą mi się ręce. Cholera, ona jest bystrzejsza niż myślałem.

- Nie wiem, co cię z nim łączy - kontynuowała, uparcie patrząc przed siebie. - Ale jeśli to coś więcej, niż przyjaźń, uduszę i ciebie i naszego kochanego pana Barone.

- Ale skarbie - chciałem się bronić, jednak dziewczyna uciszyła mnie gestem ręki.

- Co nie zmienia faktu, że możemy pojechać do Roseto degli Abruzzi. Mają tam piękny widok na morze - westchnęła, czym jednoznacznie zakończyła rozmowę.

Alessandra nie ułatwiała mi sprawy. Jak miałem wszystko poukładać, ślub i związek z Pierem, skoro ona nie może być bardziej elastyczna.

Fajnie było sobie romansować. Gorzej jest powiedzieć o swoim gejowskim pożyciu seksualnym swojej narzeczonej. Tu zaczynają się schody.

Coś wymyślę.

Cholera, Pianluca. Też mi coś.

Liczy się tylko Pignazio.

L'amore si muove || boschetto x barone || ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz