Rozdział V

83 6 2
                                    

Piero

Bardzo miło siedziało mi się u państwa Ginoble. Był już 2 sierpnia, co oznaczało, że niestety jutro czy pojutrze będę musiał opuścić Roseto degli Abruzzi. Nie mogę tyle czasu siedzieć na głowie Gianlucy. On też ma w końcu wolne i gdyby nie mój przyjazd, pewnie zaprosiłby Gigi. 

Było wcześnie rano, zegar wybijał godzinę szóstą, gdy na podjazd domu Giana podjechał znajomy nam wszystkim samochód. W progi Abruzji zawitał Ignazio. 

Serce zabiło mi mocniej. Tak dawno go nie widziałem. Teraz mogłem spokojnie obserwować jego przyjazd z balkonu swojego pokoju. Odliczałem sekundy do jego wyjścia z samochodu. 

Zdziwiłem się, gdy podszedł do drzwi po drugiej stronie. To był jednak pikuś przy tym, czego doznało moje biedne serce na widok burzy kręconych włosów. 

Nie mogę w to uwierzyć. Ten idiota (mój słodki, kochany idiota) przywiózł tu ze sobą Alessandrę. 

Wydałem z siebie sapnięcie, które było tak głośnie, że para zwróciła głowy w moim kierunku. Spojrzenie di Marzio było chłodne jak lód i ostre jak czubek Big Bena (tego w Londynie, nie w spodniach Igny). Ten wzrok mógł zabić. 

To się porobiło. Czy Boschetto już jej o nas powiedział?

- Ignazio! - zawołał Ernesto, który jako jedyny, poza mną, nie spał. - Nie spodziewaliśmy się twojej wizyty, do tego o tak wczesnej porze. O, hej Aless - dodał niepewnie na widok Baranka. Nie znał się z nią za mocno, do tego przerażała go ta różnica wieku - dziesięć lat to nie przelewki. Chłopak cudem powstrzymywał się od mówienia jej per pani. 

- Ciao, młody - przywitał się radośnie mężczyzna, podchodząc do drzwi wejściowych. Straciłem go ze wzroku. - Przepraszamy, że nie uprzedziliśmy o naszej... - głos robił się coraz cichszy, gdy para razem z młodym Ginoble ruszyła wgłąb domu, aż w końcu nie słyszałem już nic z prowadzonej rozmowy. 

Merda, merda, merda!

Już miałem wejść do salonu, gdzie znajdowali się przyszli państwo Boschetto oraz Erny, gdy usłyszałem kawałek wypowiedzi Igny:

- ... w każdym razie zostaniemy tutaj na trochę... 

No to pięknie. 

Powoli, na palcach, wycofałem się do swojego dotychczasowego pokoju, modląc się w duchu, by się o nic nie wywalić. Wtedy to dopiero zrobiłbym wydarzenie. Na szczęście w spokoju udało mi się pokonać korytarz. 

I zacząłem się pakować. Nie mam zamiaru patrzeć ani minuty dłużej na szczęście pani Alessandry i pana Ignazia. Nie chcę widzieć tej dwójki razem. 

Czas powrócić do Naro.

L'amore si muove || boschetto x barone || ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz