Rozdział XXXVII

80 7 13
                                    

Gianluca

Pogrążony w własnej żałobie i rozpaczy nie zauważyłem nawet, że pomiędzy moim pignazio  zaczęło się psuć. Oh, to mało powiedziane. Nastał rozpad związku, który tak pielęgnowali. No trochę szkoda, nawet bardzo. Zależy mi na szczęściu przyjaciół. A poza tym, jak tu żyć z dwoma skłóconymi kochankami? Zwłaszcza teraz, kiedy mamy w planach wydanie nowej płyty? 

Dlatego postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. 

Trudno było się skontaktować z Ignaziem. Teraz postanowił zając się Alessandrą, Alessandrą i jeszcze raz Alessandrą. Świata poza nią nie widział. Ale te przesadne uczucia były tylko na pokaz. Boschetto ma w sercu tylko Piera i tylko Piero mógł mu je złamać, co zrobił, przyjmując propozycję ożenku ze strony tego Araba. A teraz znieważony kochanek zaczął się mścić. 

I chociaż na początku byłem przeciwny temu związkowi - dwóch gejów moim zdaniem nie przyniosło by nam dobrej popularności - to teraz im bardzo kibicuję. A poza tym... Ogłaszanie się homoseksualistą stało się ostatnio takie modne, że po pierwsze nie wszyscy by uwierzyli, że pignazio is real na prawdę, a po drugie, stali by się niejako nietykalni. No a po trzecie - grono naszych fanów zwiększyłoby się o tolerancyjne osoby, które muszą to na każdym kroku pokazywać. Złoty interes. 

Ale wracając do tematu. 

W końcu udało mi się namówić Ignę, żeby się ze mną spotkał. Zrobił to z oporem, ponieważ wyczuwał spisek.  Natomiast gdy już przyjechał do Teramo, bez pytania zawiozłem nas do Agrigento. Na początku mieliśmy udać się do Rzymu, ale dziwnym trafem, zupełnie omyłkowo, wybrałem inną trasę. Oj, jaka szkoda. Najgorsze jednak było to, że nie zastaliśmy Piera w domu. 

Chciałem zabić siebie, Barone i Parówe. Tyle żem paliwa zmarnował na marne. No ale trudno. W końcu dowiedziałem się, gdzie szukać zbłąkanej owieczki. I pojechałem do Mediolanu. 

- Porwałeś mnie dla okupu czy jak? - burknął Pomidor, gdy byliśmy już niedaleko miejsca docelowego. 

- Tylko ostatni idiota zapłaciłby mi za taką kaszankę - odparłem spokojnie, spoglądając na GPS. Uff, jeszcze tylko dziesięć minut. 

- A więc tym ostatnim idiotą jest niejaki Piero Barone? - zapytał brunet z kpiącym uśmiechem. - Widziałem jak do niego piszesz. 

- Być może - powiedziałem, klnąc w duchu. I moje przypadkowe spotkanie dawnej pary nie wyszło. 

- Nie potrzebnie zadajesz sobie trud - dodał mężczyzna, spoglądając na krople deszczu spływające po szybie. - Już za późno. 

- Nigdy nie jest za późno - powiedziałem, skręcając na hotelowy parking. 

L'amore si muove || boschetto x barone || ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz