Rozdział ślubny
Ignazio
Poranek minął mi spokojnie. Zjadłem śniadanie w towarzystwie Piera, następnie odstawiłem go do hotelu i wróciłem do domu. Potem potwierdziłem fotografa, organistę, sale i takie tam. Czas mi szybko płynął i zanim się obejrzałem, była już 12:00. Spokojnie się wykąpałem, ubrałem, po czym przyjechała do mnie fryzjerka, która poprawiła mi włosy oraz lekko przypudrowała. I byłem gotowy. O 14 przyjechał po mnie kierowca w limuzynie, w której siedzieli już odstrojeni Gianluca, Piero i Maxim.
Żegnaj, o słodka wolności.
Nasze zaślubiny odbędą się w Chiesa Madre di Marsala - chyba najpiękniejszym kościele w miejscowości, w jakiej dane jest mi mieszkać. Chociaż w środku świątyni jest lekko zniszczone - zważmy na wiek tego gmachu - z całą pewnością to miejsce ma klimat. Teraz rozłożono czerwony dywan wzdłuż głównej nawy, a ławki przyozdobiono małymi bukiecikami niecierpków.
Stałem pod ołtarzem, a u mego boku w takiej właśnie kolejności stali: Gianluca, mój główny świadek (a Giovanna jest główną druhną Alessandry), Maxim, a na samym końcu Piero. Chciałem mu oszczędzić bycia tak blisko mnie ślubującego Alessie wieczną miłość. W ławkach siedzieli już ludzie. Po prawej stronie miejsca zajmowała rodzina di Marzo, po lewej - moja, oraz oczywiście najbliższe rodziny Giana i Pierożka. Teraz czekaliśmy tylko, aż ojciec zaprowadzi pannę młodą do ołtarza i odda ją w moją opiekę.
Byłem wzruszony. Już za pół godziny nie będę sam.
Zagrały organy. Do moich uszu dobiegł słodki odgłos marsza weselnego. I w drzwiach pojawiła się ona - piękna blondynka o burzy loków, teraz zaczesanych w koka. Odziana była w suknię o kroju syreny, bez ramion, której brzegi obszyte były koronką. Na głowie miała mały diadem, od którego odchodził welon.
Wszystko byłoby pięknie gdyby nie to, że ten cały kosztowny strój był sfinansowany z moich pieniędzy.
Kiedy mój przyszły teść zaprowadził swoją jedyną córkę do ołtarza, złapałem ją za rękę i spojrzałem głęboko w oczy. I zaczęła się msza.
Dzieliły nas minuty od wypowiedzenia przysięgi małżeńskiej. Patrzyłem z uwielbieniem na Alessandrę, której naprawdę dobrze było w diademie. Prezentowała się cudownie, niczym królowa. Królowa mojego serca. Kocham ją i cieszę się, że mogę ją uczynić panią Boschetto.
Ksiądz chwycił w rękę stułę, co oznaczało, że czas na obiecanie sobie wzajemnej miłości oraz wierności póki śmierć nas nie rozłączy.
Wtem ktoś otworzył drzwi. Odwróciłem zbulwersowane spojrzenie w stronę nieproszonego przybysza i... Kopara mi opadła. Środkową nawą, po czerwonym dywanie i śnieżnobiałych płatkach róż, spokojnym, wyważonym krokiem zmierzał ku nam ten Arab. Zacisnąłem gniewnie pięści, zapominając, że ciągle w dłoniach trzymam ręce Alessy. Jej twarz wykrzywił grymas bólu. No słuchaj, przykro mi.
Khaled, bo chyba tak mu było na imię, ubrany w elegancki garnitur, stanął obok ostatniego z moich drużb, czyli oczywiście Barone, po czym chwycił go za ramię i pociągnął w stronę ołtarza tak, że teraz stali równolegle do nas - Arab obok mnie, a moje grande amore obok Aless.
- Przepraszam, że się wpraszam - zaczął ten gwałcicielski islamista, przerywając pełną napięcia ciszę. - Ale chciałbym skorzystać z okazji i również się ożenić, a raczej - tu spojrzał z uśmiechem na Piera - wyjść za mąż.
Spojrzałem na matkę mojego kochanka. Była cała czerwona, wyglądała, jakby się gotowała wewnątrz. Mariagrazia zrobiła się cała blada, a Franz i jego ojciec się śmiali. Nie takiej się reakcji spodziewałem, ale może to i lepiej.
- Śluby homoseksualne są w kościele katolickim zabronione - oświadczył z całym spokojem proboszcz, a do mnie dopiero teraz doszło, że to wszystko się nagrywa. Będę miał idealną pamiątkę ze ślubu.
- Och, drogi kapłanie - parsknął śmiechem brunet. - niech no pan spojrzy na tego tutaj - dłonią wskazał Piera. - czy on wygląda jak mężczyzna? Ogolić go tylko, założyć perukę i voila - kobieta jak z obrazka. A z kobietą to już nie homo. Więc jak, zgadza się ksiądz?
I wtedy nie wytrzymałem. Puściłem dłonie narzeczonej, i podszedłem do Khaleda, po czym warknąłem mu w twarz:
- Nie wyjdziesz, baranie, za Piera, bo on jest mój.
Usłyszałem szum rozmów, a jakiś chłopczyk krzyknął:
- Geje!
- Dokładnie tak - odpowiedziałem. - A ty - zwróciłem się do Araba - wracaj do tych swoich chłopców z ZEA.
- Nie - odparł arogancko przybysz, po czym dosiadł się obok matki Alessandry. - Najpierw muszę zakosztować tyłeczka Piera. Ale kontynuujcie tą ceremonię. Ja mam czas.
Też mam czas i mogę jeszcze mu wpierdolić po ślubie.
Wróciłem na swoje miejsce, tak samo jak Piero, i kontynuowaliśmy zaślubiny. Atmosfera była już jednak zepsuta, a ja nie mogłem uwierzyć w to, co zrobiłem. Jak mogłem otwarcie przyznać się do tego, że kocham Piera? I to przy Alessandrze i jej rodzinie. Skrzywdziłem ją jak nigdy nikogo.
- A teraz możesz pocałować pannę młodą - ogłosił ksiądz.
Zbliżyłem się do mojej żony i szepnąłem:
- Przepraszam, kochanie.
- Obiecaj, że nikt poza rodziną nie dowie się, że jesteś bi i że nigdy mnie dla niego nie zostawisz - odszepnęła Aless.
- Obiecuję.
I złączyliśmy nasze usta w pocałunku, a Gianluca zakrzyknął:
- Zdrowie Ignazia i Alessandry Boschetto!
Alessandra Boschetto. Jak to pięknie brzmi.
CZYTASZ
L'amore si muove || boschetto x barone || ✔
Romance"L'amore si muove" jest kontynuacją losów bohaterów z powieści "Grande Amore". Trasa Notte Magica przynosi młodym włochom coraz większą popularność. Jednak oni nie mogą beztrosko z tego powodu cieszyć, ponieważ mają swoje wewnętrzne problemy. Można...