Rozdział X

74 7 12
                                    

Ignazio

Wieczorem zameldowałem się w hotelu niedaleko domu Gianlucy, po czym wziąłem długi prysznic. To był dziwny dzień. Poza tym byłem niewyspany - z Marsali do Abruzji jest 12 godzin drogi, więc żeby dojechać na siódmą rano musieliśmy z Alessą wyjechać już o dziewiętnastej. Byłem na nogach już ponad 24 godziny. Wspaniale. 

Kiedy wyszedłem z łazienki, zastałem ciekawy widok. Mianowicie moja narzeczona leżała w kuszącej pozie na łóżku, w samej halce. Nic nie mogłem poradzić na to, co stało się potem. 

Wybuchłem takim śmiechem, że aż padłem na dywan. Mijały minuty, a ja wciąż nie mogłem opanować rozbawienia. Od dawna nie miałem takiego ataku. 

- Co cię tak śmieszy?! - syknęła gniewnie di Marzio, siadając na łóżku po turecku. - Wyglądam aż tak źle?

- Nie, kotku, ale nie spodziewałem się takiego zachowania po tobie - powoli się uspokajałem. Nadal chichocząc jak idiota usiadłem na fotelu i wziąłem głęboki oddech. - Mamusia ci nie mówiła, że takie rzeczy to dopiero po ślubie? 

- A tobie nie mówiła, że kobiecie się nie odmawia? - Alessandra nadal była niezadowolona. Wśliznęła się pod kołdrę, po czym delikatnie się uśmiechnęła. - Pamiętaj, że od naszego ślubu dzielą nas tylko dwa miesiące. W noc poślubną mi się nie wymkniesz.

 - Nie wiem, czy będę się chciał wymykać - mruknąłem, po czym przypomniało mi się kilka tych szczęśliwych nocy spędzonych w towarzystwie Piera. Nie było ich oczywiście wiele, pięć, może sześć. Jednak i tak są to niezapomniane wspomnienia. I właśnie z tymi myślami zasnąłem. 


Obudziłem się o 13:21. Oczywiście nie zastałem mojej ukochanej w łóżku - wczoraj poinformowała mnie, że wybiera się z samego rana nad morze. To oznacza, że zaraz wróci, bo ile czasu można spędzić gapiąc się w wodę. 

Cholera, a w tym czasie mogłem spotkać się z Pierem. 

Szybko wstałem z łóżka, ubrałem pierwsze lepsze rzeczy (jeśli spotkam paparazzi, powiem im, że golf do spodenek to nowy krzyk mody i będzie git) po czym prawie wybiegłem z pokoju, nie zamykając nawet za sobą drzwi na klucz. Następnie najszybciej jak się dało dotarłem do domu Giana. Otworzył mi również nie kto inny jak on. 

- Jest Piero? - zapytałem bez przywitania. 

- Tak ani cześć ani pocałuj mnie w dupę? - zapytał mężczyzna, kręcąc z dezaprobatą głową, po czym przepuścił mnie w drzwiach. - Jest, tak właściwie zostaliśmy tylko my dwaj. Ta twoja porwała mi rodziców na plażę, a Erny poszedł do Alice. 

Tak oni dwaj sami w domu... 

Nie, nie, nie. Barone by mnie nie zdradził. 

Chłopak zaprowadził mnie do pokoju gościnnego, który znajdował się na piętrze, po czym razem ze mną do niego wszedł. 

Zastaliśmy jeszcze śpiącego Piera. Kurde, Ginoble miał świetną okazję by go zgwałcić...

Jestem nienormalny. Jak mógłbym podejrzewać go o takie coś?

- Wstawaj Julio, przyszedł twój Romeo - właściciel domu zaczął dość brutalnie potrząsać swoim gościem. Chciałem już mu zwrócić uwagę, gdy moje grande amore otworzyło swoje czekoladowe oczy. 



L'amore si muove || boschetto x barone || ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz