Rozdział siódmy

288 22 2
                                    

Dzień dobry! :D

Po pierwsze: bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, gwiazdki i wyświetlenia!

Po drugie: miłego czytania i zostawicie po sobie jakiś ślad! nawet nie wiecie, jak mnie to cieszy!

***

„I nienawidzę ludzi za każde kłamstwo, które musiałem połknąć, żeby teraz nim rzygać"

- Umarłem?

- Cóż, pewnie są chwile kiedy byś chciał, ale spokojnie, na mojej warcie nikt nie umrze – odparłam, podając chłopakowi wodę i dwie tabletki przeciwbólowe.

Cene podniósł się na łokciach, z wdzięcznością przyjmując wodę.

- Dziękuję. Tabletkę poproszę tylko jedną, nie boli mnie aż tak – stwierdził, a ja pokiwałam głową, znikając na moment w kuchni, aby odłożyć niepotrzebny lek.

Wróciłam do salonu, gdzie nad ranem położyłam Prevca. Cene wypił całą wodę, a teraz leżał na kanapie z zamkniętymi oczami. Pomyślałam, że chłopak jeszcze usnął i już miałam wychodzić z pomieszczenia, kiedy usłyszałam jego głos.

- Wiesz, zazwyczaj nie mam kaca. W sensie, na następny dzień trochę mnie suszy, ale nie boli mnie głowa i pamiętam wszystko. I dlatego chcę przeprosić, zwłaszcza za śpiewanie – powiedział zmieszany, na co szczerze się zaśmiałam.

- Chyba byłoby już lepiej zdychać z bólu, niż pamiętać wszystko, co się odwaliło po pijaku, nie? – usiadłam obok niego.

- Tak – zgodził się, przeciągając drugą literę wyrazu – kac moralny to najgorsze co może być. Jesteś pijany i nie panujesz nad ciałem, ruchami, językiem, a na następny dzień wstajesz i pamiętasz wszystko, co odwaliłeś. Masakra pomieszana z dramatem.

- Spokojnie, nie wiem, jakie były twoje wcześniejsze upojenia alkoholowe, ale wczoraj było dobrze, nawet śmiesznie. Rozmawialiśmy przez całą drogę do mieszkania, trochę pośpiewałeś, ale potem po prostu usnąłeś. Jak kochany, grzeczny chłopiec – poczochrałam mu żartobliwie włosy, a ten oddał mi kuksańca w żebra.

- Czyli jesteśmy w twoim mieszkaniu, tak? – zapytał chwilę później, rozglądając się po całym pokoju.

- Tak – odparłam, podążając za wzrokiem chłopaka - witaj w moich skromnych progach. Stwierdziłam, że nie mamy za bardzo co ze sobą zrobić, bo przecież nie spędzilibyśmy reszty nocy na moście, a nie mogłam cię odwieźć, bo piłam. I tak muszę zaraz jechać po Davida, to przy okazji odwiozę ciebie.

Chłopak zgodził się z moimi słowami, a potem instruowany przeze mnie, skierował się do łazienki, aby wziąć prysznic. Ja w tym czasie zrobiłam nam szybkie śniadanie, czyli po prostu jakieś kanapki. Kończyłam jeść właśnie swoją porcję, kiedy do kuchni wszedł Cene, owinięty samym ręcznikiem.

- Nie chcę być nie miły, bo i tak już naruszam twoją gościnność, ale nie wiem, gdzie są moje ubrania i nie bardzo mam się w co ubrać – zarumienił się, przez co musiałam przyznać, że wygląda bardzo uroczo. Dałam sobie mentalny policzek, ogarniając się.

- Wrzuciłam je do kosza na pranie, bo śmierdziały wódką i papierosami. Siadaj, zjedź śniadanie, a ja zaraz znajdę ci jakiś ciuchy – wskazałam mu miejsce przy stole, a sama ruszyłam na poszukiwania odzieży.

W mieszkaniu było sporo rzeczy Davida, który przez pewien czas praktycznie tutaj mieszkał, problem był tylko z doborem rozmiaru, bo jednak chłopcy różnili się sylwetkami i to widocznie. W końcu jednak udało mi się znaleźć jakieś dresy oraz koszulkę, które powinny być dobre na Cene.

Seeming paradise | Cene Prevc | zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz