Rozdział dziewiąty

268 25 7
                                    

Kochani! Dziękuję za wszystkie wyświetlenia, komentarze i gwiazdki! Nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy.

Jednocześnie muszę was o czymś poinformować. Nie wiem, kiedy pojawią się następne rozdziały.

Mam duży problem ze zdrowiem i nie zapowiada się, że szybko on minie.

Przepraszam i życzę miłego czytania :)

***

„Chcę wiedzieć o tobie to, czego nie chcesz mówić"

Kilka godzin później, kiedy chaotycznie wiązałam sznurowadła w butach, żałowałam wcześniejszego twierdzenia, że u mnie wszystko dobrze. Łzy zasłaniały mi praktycznie cały widok, aby potem skapywać na podłogę. Wybiegłam z domu, trzaskając drzwiami, ledwie dając radę zamknąć je na klucz, przez trzęsące się dłonie. Moje myśli dopuszczały teraz tylko jedno miejsce w którym powinnam się znaleźć. Biegłam w stronę mostu, nie zważając na fakt, że byłam już cała mokra, gdyż z nieba padał silny deszcz. Chciałam po prostu usiąść na tej cholernej barierce i wyć w niebogłosy.

Zatrzymałam się parę kroków przed mostem, zauważając zaparkowany nieopodal samochód. W pierwszej chwili spanikowałam, chcąc uciekać jak najszybciej, ale w następnej zdecydowałam się podejść trochę bliżej. Nie wiem, czy byłam aż tak głupia, czy aż tak lubiłam adrenalinę.

Łzy ciągle zasłaniały mi widok, dlatego co chwilę rozpaczliwie mrugałam oczami, aby cokolwiek widzieć, a fakt, iż było okropnie ciemno, wcale nie pomagał. Jednak nawet pomimo tego, nie mogłam nie zauważyć rażąco zielonej kurtki, poruszającej się koło barierek mostu. Wiedziałam, kto jest jej właścicielem, więc śmiało ruszyłam naprzód. Starałam się uspokoić, aby nie pokazywać się w takim stanie, lecz nie udało mi się to.  Wspomnienie tamtych chwil całkowicie przejęło kontrolę nad moim umysłem dzisiejszej nocy. Chłopak najprawdopodobniej usłyszał, że ktoś się zbliża, gdyż odwrócił się, gdy ja byłam dosłownie trzy kroków od niego. Stanęliśmy twarzą w twarz, a ja ciągle nie mogłam opanować szlochu, nie ważne jak bardzo się starałam. Zakryłam usta dłonią, aby zatrzymać dźwięk.

- Nie rób tego, nie kontroluj się – szepnął Cene, delikatnie oplatając mnie ramionami.

Prevc przytulił mnie do siebie, pozwalając mi po prostu stać w jego objęciach, nie przejmując się otaczającym mnie światem. Położyłam głowę na jego ramieniu i poszłam za radą szatyna, opuszczając barierę samokontroli. Przestałam myśleć co robię, po prostu głośno wyjąc, chcąc uwolnić z siebie cały ten ból. Staliśmy w uścisku, cali mokrzy od padającego deszczu. Świat obok mógłby zaraz się zawalić, a ja ciągle tkwiłabym przytulona do chłopaka. Chyba właśnie tego było mi potrzeba – świadomości, że nie jestem sama ze swoimi demonami. Bałam się, iż już nigdy nie będę miała tyle odwagi, aby tkwić z kimś w tak emocjonalnej pieszczocie. Teraz jednak czułam ciepło bojące od Cene i musiałam przyznać, że było to wspaniałe uczucie, którego nie da się opisać żadnymi słowami.

Powoli uspokoiłam swój oddech, chociaż słone krople ciągle spływały po moich policzkach. Czułam, jakby czas zwolnił i nawet nie wiedziałam, ile czasu minęło, nim powoli uwolniłam się z uścisku. Wcale tego nie chciałam, gdybym tylko mogła, spędziłabym tak całą noc. Nie chciałam jednak krępować chłopaka, sama byłam zawstydzona swoim wybuchem. Teraz czułam się już spokojna, jednak tkwiła we mnie pewna pustka. Otarłam świeże łzy, zauważając tym samym delikatny uśmiech Cene.

- Przepraszam – powiedziałam zmieszana, a chłopak pokiwał głową.                                      

- Nigdy nie wstydź się płaczu, musisz to zapamiętać. To nie jest słabość, to pokazanie tego, jak bardzo potrafisz być silna, nawet jeśli czasami sama gubisz się w tej sile. A jeśli już ktoś musi przepraszać, to jestem to ja. Nie powinienem inicjować przytulenia.

Seeming paradise | Cene Prevc | zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz