Kiedy miałam już wyjść, usłyszałam łomot. Coś w stylu trzasku, jakby ktoś strzelał.
Postanowiłam wyjść z pokoju. Po drodze, na korytarzu, spytałam jednego ze stojących przy drzwiach, do jednej z sal gwardzistę:
– Co się stało?
– To, tylko nasz nie przyjaciel – odparł, niewzruszony – Radziłbym się gdzieś schować – dodał.
Kiwnęłam głową i poszłam w lewo, przez ciemny korytarz. Zapomniałam dodać, że w tedy była noc.
Tak, naprawdę nie chciałam się chować. Chciałam tylko obejść zamkowe korytarze, w ten sposób, żeby ominąć wroga. Ale oczywiście mi się to nie udało.
Usłyszałam za sobą kroki. Właśnie, w tym momencie uświadomiłam sobie, że zapomniałam wziąć swojej torby, z mojego pokoju.
– Ktoś tu jest? – spytałam w ciemność.
Z paniki, osunęłam się w stronę ściany. Pomacałam ją, wyczuwając w rękach szklaną powierzchnię. Odwróciłam się w stronę wnęki. Pod szkłem znajdowała się gaśnica.
Lepsza taka broń, niż żadna - pomyślałam, biorąc rozmach i uderzając pięścią w stronę szkła. Oczywiście cała moja dłoń krwawiła, ale nie w tym momencie broń była ważniejsza.
– Mam broń i zawaham się jej użyć – powiedziałam w ciemność, ale tak jakby nikogo tam nie było.
– Dziwnę... no, ale przynajmniej mam się czym bronić – powiedziałam, cicho do siebie.
Wtedy znów usłyszałam kroki.
– Ej no bez jaj. Chcesz mnie wziąć znienacka co? Ale jam mam gaśnicę.
– Myślisz, że coś mi tą swoją przeklętą gaśnicą zrobisz? – W tedy zaszedł mnie od tyłu. I świat zawirował mi przed oczami. Walnął mnie czymś mocno w głowę. Nie pamiętam co było dalej...
CZYTASZ
Zbuntowana księżniczka
Khoa học viễn tưởngOpowieść ta dzieje się w niedalekiej przyszłości, na zupełnie innej planecie. Zapewne każda z was chciałaby być na moim miejscu, a ja chciałabym być na miejscu każdego z was... Jestem księżniczką, choć tak naprawdę nie chce nią być. Pragnę być norma...