Livia
– Livio, naprawdę uważam, że ten młodzieniec to świetny wybór dla panienki. Ojciec dobrze zrobił, biorąc pod uwagę szlachetnych von Lahmanów – trajkotała służąca, przeczesując gęste pukle czarnych włosów Liv.
Dziewczyna od jakiegoś czasu już jej nie słuchała – oparłszy łokcie na parapecie, wpatrywała się w zamyśleniu w oświetlone okna kamienicy naprzeciwko. Życie jej mieszkańców wydawało się takie proste, takie... idealne. Nikt ich do niczego nie zmuszał, codziennie zajmowali się swoimi zupełnie normalnymi sprawami i byli po prostu szczęśliwi.
– Livio, czy ty mnie słuchasz?
– Tak, tak, oczywiście – odparła śpiącym głosem.
– Oj, a mi się wydaje, że nie.
Liv obróciła się na krześle, wcześniej z niepokojem zerkając w stronę wiszącego wysoko na niebie księżyca. Był ogromny. Wkrótce przemiana. Skóra ją zaświerzbiła, jak zawsze tego dnia, wyczekiwanego z uporem co miesiąc. Cudowna pełnia i cudowne dary, które ze sobą niosła.
Niestety najpierw była tu i teraz.
Zagryzła mocno wargi i powiedziała z niepokojem:
– Nel, czy nie uważasz, że jestem zbyt młoda na małżeństwo?
Kobieta prychnęła, lekceważąco machając uzbrojoną w szczotkę do włosów ręką.
– Młodsze od ciebie stają przed ołtarzem.
– Mam piętnaście lat...
– A twój wybranek ledwie cztery lata więcej. Czy to ważne?
Dziewczyna westchnęła i podniosła się. Ignorując nawoływania, zbiegła po szerokich schodach na parter, do sklepiku swojego wuja. Pomieszczenie to, o pomalowanych na nieokreślony kolor ścianach, było niezbyt duże; ponad połowę wolnej przestrzeni zajmowały schody prowadzące na wyższe piętra, zdobne i bogate ponad wszelką miarę. Za małą ladą stał wielki regał z malowanego drewna, obecnie pusty. Całą ścianę ozdabiały piękne witrażowe okna.
Poślizgnęła się na świeżo wypolerowanej posadzce i upadła do tyłu, boleśnie uderzając tyłem głowy o kant lady. Poczuła przeszywający ból w lewej łopatce. Zrobiła się niezdarna, ciało jakby nie należało do niej. Przemiana jest bliżej, niż mi się zdawało. Wyprostowała się z trudem, jednak paraliżujący ból kręgosłupa nie pozwolił jej pozostać w tej pozycji zbyt długo. Czyżby jednak dziś...?
Na schodach rozległy się kroki. Zanim zdążyła cokolwiek wymyślić, służącej udało się ją zauważyć.
– Livio, proszę cię! – Zbierając podchodzące jej pod stopy fałdy koronkowej sukni, podbiegła do swojej wychowanki. – Nie garb się, przecież jak to wygląda?!
Klepnęła dziewczynę w plecy. Liv zawyła i skoczyła kobiecie do gardła, w locie przemieniając się w wielkiego wilka. Przewróciła ją i skoczyła w stronę okna. Wybiwszy szybę przednimi łapami, ze stukotem ostrych pazurów wylądowała na bruku. Ciepłe, przytłumione światło latarni delikatnie rozjaśniło jej czarne, lekko przedłużone futro. Zamykając oczy, skierowała łeb ku niebu, z lubością delektując się lejącymi strugami deszczu.
Wreszcie to czuła. Czuła, że może uciec. Miała dość udawania grzecznej dziewczynki, była wilkołakiem. Wilkołaki nie poddają się zwykłym śmiertelnikom i słuchają tylko i wyłącznie swego instynktu. Tylko on ma nad nimi władzę i właśnie on kazał Liv uciekać.

CZYTASZ
Trylogia Pożeracza Światów: Preludium
FantasyMyślisz, że to smoki są przerażające? To znaczy, że nigdy nie widziałeś wyverna. Rok 1821, świat podobny do naszego. Życie niepełnosprawnego Marka von Lahmana zmienia się, gdy zostaje on zwerbowany w szeregi wyvernów. Od samego początku coś jest wła...