Rozdział 12

94 18 2
                                    

Livia


Klasztor był ogromny. Wielkie kamienne mury, wilgotne od topniejącego śniegu, sprawiały dość odpychające wrażenie, prowadząca ich Shadya jednak uparcie parła na przód, pod górę, podwijając tylko fałdy czerwonej aksamitnej sukni, by nie ubrudzić jej błotem. Kilka metrów za nią wlókł się Allan, zmizerniały i wyczerpany po zbyt wielu przeżyciach i bez przerwy na odpoczynek od wczorajszego wieczoru. Pochód zamykała ona – Livia. W czarnych spodniach, wojskowych butach i gorsecie zawiązanym na czarnej koszuli wreszcie czuła się sobą. W wewnętrznej kieszeni płaszcza miała ukryty sztylet, chociaż to Shadya, wilkołacza Alfa, odpowiadała za bezpieczeństwo. Po prostu nie mogła się oprzeć.

Przemierzając surowe korytarze klasztoru, czuła na sobie wiele palących spojrzeń. Uśmiechała się tylko pod nosem, nie zwracając na nie uwagi. I tak te nieliczne osoby, które napotykała, nie wydawały jej się godne uwagi. Cała reszta zebrała się na mszy.

Wyglądało to naprawdę dziwnie. Wszyscy zebrani na sali mężczyźni mieli wygolone czubki głowy, jak to zwykle bywa w takich opactwach, jednak ten na podwyższeniu... Charakterystyczne włosy do ramion i nieco niechlujny kilkudniowy zarost. Wyvern. Livia rozpoznała go od razu.

Po zakończeniu mszy Shadya przywołała go gestem. Podszedł bliżej, uśmiechając się sympatycznie.

– Witam w ten przepiękny poranek! – zawołał z groteskowo szerokim uśmiechem, znacząco zerkając w stronę okna. O blaszany parapet bębniły krople topniejącego śniegu. Niby od niechcenia przeczesał palcami włosy w kolorze złota, jednak nie dało się nie zauważyć, że było w tym nieco samouwielbienia.

– Livio, Allanie, oto mój stary przyjaciel, Anders, przez niektórych nazywany Andersem Nożownikiem. – Shadya pozwoliła, by tamten pocałował jej dłoń.

– Ach, dawne czasy. Niewarte wzmianki. – Wzruszył lekceważąco ramionami. – Shadyo, co cię sprowadza do tego ponurego miejsca?

– Doskonale wiesz, o co może chodzić.

Wyvern gwałtownie spoważniał.

– On naprawdę to zrobił? Nie do wiary, pewien byłem, że nigdy do tego nie dojdzie... Chodźcie za mną.

Odwrócił się na pięcie. Livia, ignorując zirytowane syknięcie starszej wilkołaczycy, nie powstrzymała się od pytania:

– Ojcze, jak to możliwe? Wyverny to ponoć istoty piekielne...

– Nie, nie mamy nic wspólnego z piekłem – odparł natychmiast ze szczerym zdziwieniem.

– Jak to? A słowa przysięgi?

– Piekło z przysięgi nie oznacza domu szatana i więzienia dla grzeszników. Chodzi tu o krainę pod ziemią. Świat umarłych, królestwo Hadesa i innych bożków śmierci. – Wyglądał, jakby nie mógł uwierzyć w jej ignorancję. Jakby był nią wręcz oburzony.

Wilkołaczyca umilkła, onieśmielona swoją niewiedzą. Pragnienie ucieczki zaświtało w jej głowie zdecydowanie zbyt późno. Braki miała po prostu gigantyczne...

Cela, chociaż nie znajdowała się w wieży, była zupełnie okrągła. Kamienne ściany całkowicie zakrywały dębowe regały, po brzegi wypełnione starymi księgami i flakonikami z przedziwnymi substancjami. Allan powiódł wzrokiem dookoła jak oczarowany i spytał:

– Skąd masz tyle książek?

Wyvern ukazał w uśmiechu ostre kły.

– A, parę lat już żyję, więc udało mi się uzbierać to i owo.

Trylogia Pożeracza Światów: PreludiumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz