Wielkie podsumowanie

96 17 7
                                    

Jak zresztą widzicie, nazwałam to wspaniałe coś "wielkim podsumowaniem". Już od początku, gdy tylko zaczęłam publikować tę powieść, nosiłam się z zamiarem napisania takiego listu do czytelników, w którym sporo bym wyjaśniła. Układałam sobie nawet w głowie zdania, ładnie układałam, należy podkreślić. A gdy przyszło co do czego... mam kompletną pustkę w głowie.

Zacznę może od tego, że się powtórzę. "Trylogię" zaczęłam pisać jako gówniak w pierwszej klasie gimnazjum. Przyznam, że na początku nie wiązałam z nią jakichś szczególnych nadziei - powstała właściwie jako dodatek do innej książki, rozwiewający nieco wątpliwości odnośnie przeszłości jednego z bohaterów. Gdy wygrzebałam wtedy ze schowka pod łóżkiem zeszyt i skrobałam w nim pierwsze zdania, za nic nie spodziewałam się, że wyjdzie z tego coś tak wielkiego. To właściwie pierwsza moja "poważna książka". Pierwsza, której nie pisałam w formie humorystycznego pamiętnika, tylko potraktowałam jako coś skierowanego do ludzi wiele starszych ode mnie.

Początkowo dzieło to miało nosić tytuł "Wyścig z martwymi psami", ponieważ zamierzałam jakoś rozwinąć wątek psów-zombie z jednego z rozdziałów. Jak widać - rozeszło się po kościach i przeszło w zapomnienie. Jestem pewna, że w głowie świtało mi jeszcze wiele pomysłów, ale pamiętam, że ostatecznie stanęło na "Preludium". Wraz z dwoma następnymi tomami, "Interludium" i "Postludium" (cóż za zaskakujące tytuły, prawda?) tworzyć miała trylogię, której nazwy nigdy nie wykoncypowałam. Motyw Pożeracza Światów pojawił się długo po zakończeniu pierwszego tomu i jest właściwie jedynym, co spowodowało drastyczniejsze zmiany w fabule. Tak to powieść trwa w stanie niezmienionym od tych lat, więc zwyczajnie szkoda mi się zrobiło, gdy pewnego dnia usiadłam i postanowiłam napisać ją od nowa.

Tak, był taki pomysł. To był jeden z tych dni, gdy to zrobiłam sobie kolejne wagary w szkole, wzięłam kota na kolana, zaparzyłam kawy z sześciu łyżek i usiadłam przed komputerem, uprzednio włączywszy sobie jakąś dziwną muzykę do akompaniamentu. No i tak sobie siedziałam, naskrobałam może ze dwa zdania... i postanowiłam rzucić to w jasną cholerę. Okazało się, że jakiekolwiek zmiany zwyczajnie wywoływały we mnie nieprzyjemny ból. Wiele razy już zdarzyło mi się przepisywać od nowa swoje powieści, więc to nie mogło chodzić o samą czynność, ale... zwyczajnie mi się zrobiło szkoda. Wiem, jak wiele niedociągnięć posiada ten tekst. Wiem, że fabuła momentami nie trzyma się kupy, że jej rozwinięciem okazał się wątek najmniej atrakcyjny dla czytelników, że postacie nieraz zachowują się dziwnie i nienaturalnie, że czasami wszystko dzieje się za szybko, irytuje i doprowadza do łez ze śmiechu w momentach, w których zdecydowanie o śmiechu nie myślałam, gdy je pisałam. Wiem, że historia jest krótka, wolno się rozkręca i parokrotnie bardzo po niej widać, że ogólna koncepcja całkowicie mi się zmieniała. Wiem, że niektóre zdania brzmią dosłownie nie po polsku, że zdarzenia mogą się nawzajem wykluczać, że postacie często posługują się językiem nieadekwatnym do epoki, w jakiej rzecz się dzieje. Wiem, że w 1821 roku nie było w Niemczech kolei, do cholery! Ale mimo to...

Dobra, gdy spojrzałam na to wszystko z punktu widzenia obcej, starszej osoby, dosłownie zaczęły mnie szczypać oczy. Chwytałam się tylko za głowę, nie wierząc w to, jak kiedyś mogłam sądzić, że mogę to wydać? Jak mogłam łudzić się, że ta powieść zagwarantuje mi przysłowiowe fejm, chwałę i dużo pinionszków? Jednak z drugiej strony złapałam się na tym, że nie chcę brać się za to kolejny raz. Nie chciałam już wydać "Trylogii", uznałam, że wcale nie chcę, by była to książka, z której zasłynę. Jednocześnie jednak nie opuszczało mnie poczucie, że szkoda, by historia, na którą zmarnowałam tyle życia, gniła gdzieś na samym dnie dysku twardego, smutna i zapomniana... Czułam jednak, że warto, by ujrzała światło dzienne, choćby miała być tylko kolejnym internetowym zaśmiecaczem, którego nikt nie będzie czytał.

Tak więc, po przemyśleniu tego wszystkiego (i wzięciu kilku pastylek na ból głowy) doszłam do wniosku, że jedynym, co zmienię, będą przecinki i poprawne zapisywanie dialogów. Nie napisałam niczego od nowa, a jedynie wykonałam robotę typowo korektorską. Wiedziałam, że jakiekolwiek większe zmiany na tyle zachwiałyby całością, że to nie byłoby już to "Preludium", które tworzyłam tyle lat temu...

A książka ta jest dla mnie ważna też z innego powodu... Uwaga, tutaj może zrobić się ciężko i wzruszająco.

Prawda jest taka, że od piątej klasy leczę się na depresję. Prześladowania przez rówieśników, niemożność dostosowania się do nauki w szkole i cała masa innych problemów złożyły się na to, że już jako dziecko zwyczajnie przestałam radzić sobie z życiem. Nie chcę teraz się w to szczególnie zagłębiać, w końcu nie o to tu chodzi, ale dążę do tego, że pisanie stało się dla mnie swego rodzaju ucieczką od codzienności, z którą tak nie mogłam się pogodzić. Gdy miałam jakiś problem, chwytałam po prostu za zeszyt i długopis i przenosiłam się do świata, w którym żyło mi się o niebo lepiej. Do świata, który był idealny, bo w końcu ja sama wszystko w nim kreowałam. Choć "Trylogia" narodziła się trzy lata po pierwszym incydencie, stała się dla mnie czymś szczególnym. Pewnie sporo z was zwróciło uwagę na atmosferę rozdziałów, nieco przypominającą senne marzenie? To właśnie te magiczne światy, które kreowałam z każdymi szczegółami, zapewniały mi najlepsze schronienie. Świat wyvernów wykreowałam z taką starannością, że wiedziałam o nim w pewnym momencie więcej niż o tym, co otaczało mnie na co dzień. Zawsze cierpiałam na zbyt niskie poczucie własnej wartości, a tworząc kolejne z krótkich rozdziałów tej powieści, czułam wreszcie rozpierającą mnie dumę. Gdy czułam złość, opisywałam bitwy, gdy miałam ochotę na odpoczynek w pięknej scenerii, brałam się za kolejny opis, chcąc zobrazować wszystko tak doskonale, by czytelnik miał przed oczami dokładnie moje wyobrażenie, a nie własny obraz.

Byłam dumna ze świata wyvernów i z postaci, o których piszę do dziś.

Owszem, mogłam napisać tę powieść jeszcze raz. Wiem, jak by wtedy wyglądała - z pewnością okazałaby się obszerniejsza, napisana barwniejszym, prawie że poetyckim językiem, jeszcze bardziej tajemnicza, momentami skłaniająca do zatrzymania się na moment i zastanowienia... Byłaby, uważam nieskromnie, jedną z lepszych powieści na Wattpadzie. Jestem stuprocentowo pewna, że potrafiłabym stworzyć z niej dzieło, w którym każde zdanie zasługiwałoby na szacunek. Ale po co, skoro nie byłaby już wtedy tą książką, która tyle dla mnie znaczyła? Oczywiście, jeśli tylko zbierze się wystarczająco wielu chętnych, może mogłabym zabrać się za nią jeszcze raz, ale... nie zrobię tego sama. Po prostu nie.

Wspomniane "Inteludium", czyli drugi tom, z początku miał dziać się w czasach drugiej wojny światowej, w rezultacie jednak jego akcja rozpoczyna się tuż po wydarzeniach z tomu pierwszego. Również wymienione "Postludium" nigdy nie powstało.

To chyba będzie na tyle. Jeśli będziecie mieć do mnie jeszcze jakieś pytania, na każde chętnie odpowiem. Choć można uznać, że z ludźmi mam przeżycia dość niemiłe, to jestem nadal osobą bardzo gadatliwą i chętnie dzielę się z innymi własnymi przemyśleniami.

Zdaję sobie sprawę z tego, że niewiele osób śledziło tę powieść w trakcie jej powstawania. Dziękuję wam jednak z całego serca i proszę o wpisywanie się pod tym postem. Chcę już was na zawsze zapamiętać :) Przy okazji zapraszam też na drugą część, która powinna pojawić się jeszcze w tym tygodniu.

Ostrzegam, że często czytam swoje książki sama dla siebie i biorę się za edycję rozdziałów, gdy tylko zauważę jakąś niezgodność, nawet rzędu źle postawionego przecinka. Proszę was o wyrozumiałość - jeśli was to denerwuje, że ciągle macie powiadomienia o rozdziałach, które dodałam dawno temu, możecie wywalić powieść z biblioteki i po prostu zaglądać co tydzień, czy nie pojawiło się coś nowego. Od zawsze zależy mi na tym, by publikować swoje rzeczy w jak najlepszym stanie, a że sama wciąż się rozwijam, często zauważam błędy. Jeśli chcecie, sami możecie mi w tym pomóc - jeśli tylko zauważycie literówkę, zbłąkany przecinek lub coś w tym rodzaju, powiadamiajcie mnie o tym niezwłocznie.

Wasza Leah

Trylogia Pożeracza Światów: PreludiumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz