*Uwaga! Macie przed sobą rozdział bardzo krótki i bardzo beznadziejny, ale... żeby nie było za dużo spojlerów poprzestanę na tym, że jest ważny. I dla drugiego tomu, i dla tego, co będzie później - między innymi w "Antykreatorze". Ale więcej słowa nie powiem!*
Vladimir
Żwir cicho chrzęścił pod butami, zdradzając każdy jego ruch. Szczerze nienawidził tego, chętnie spaliłby pomysłodawcę tego cholerstwa na stosie, wcześniej opróżniając jego żyły z krwi. Ale nie do końca, by mógł jeszcze pocierpieć w ogniu... Ale niestety nie znał tego człowieka. I teraz właśnie, przez niewiedzę tego, kim jest, cierpiał męki, usiłując bezgłośnie podkraść się do ofiary.
Chłopak był młody, chudy, ale wysoki. Gdyby nie to, że w ramionach miał może długość jego przedramienia, można było pomylić go z daleka z Markiem von Lahmanem. Tak samo wysoki, od niego też biła tajemnicza siła. Ale w porównaniu do demona z Wielkiej Przepowiedni, był zwykłym śmiertelnikiem.
Wampir postawił kolejny krok. Kamienie znowu zazgrzytały, jego zęby podobnie, słysząc ten znienawidzony dźwięk. Chłopak chyba coś usłyszał, bo spojrzał nieśmiało nad ramieniem, przybierając tak głupi wyraz twarzy, że Vladimir tylko cudem powstrzymał się od ryknięcia śmiechem. Wesołość raczej była tu nie na miejscu, przecież właśnie zamierzał zabić niewinnego człowieka.
– O matko, ale mnie pan przestraszył! – ryknął dzieciak, zanosząc się kretyńskim śmiechem. Vlad już wiedział, że go nienawidzi.
– Ale gdzie moje maniery! – Dopadł do oniemiałego wampira, wepchnął mu w rękę swoją dłoń. Była zimna i miękka jak śnięta ryba. Rumun aż się otrząsnął z obrzydzenia. – Nazywam się Wolfgang, ale byłbym wdzięczny, gdybyś tak do mnie nie mówił. Ludzie nazywają mnie Nightmare.
Nie wytrzymał, ryknął śmiechem.
– Nightmare? To znaczy koszmar, tak? Jakim to cudem otrzymałeś takie przezwisko?
Chłopaczek przybrał poważną minę.
– Jestem wampirem.
Kolejny wykolejeniec, jak nic. Chyba mam talent do spotykania ludzi jego typu... Vladimir znowu się uśmiechnął nieco złośliwie.
– Co się śmiejesz, dziadku? – Młodemu się to nie spodobało. Syknął, pokazując sztucznie naostrzone kły. Ciekawe, ile bólu musiały go kosztować...
– Posłuchaj mnie, ty mały idioto. Nie jesteś wampirem, tylko jakimś oszołomem, jasne?
– Oszołomem?!
– Nie złość się i pozwól, że wrócę do kolacji, głodny jestem.
– Gdzie ty widzisz tę kolację?!
– Przed sobą, cholerny kłamco! – Skoczył na dzieciaka, obnażając kły, przycisnął go z całej siły do muru, unosząc kilka centymetrów nad ziemię.
Trzeba przyznać, że idioci zawsze smakowali wybornie.
Chłopak zawył, z całej siły zdzielił go pięścią w twarz. Jak na kogoś o tak mikrym umięśnieniu, miał zaskakująco dużo siły – wampir odskoczył, masując lewy policzek. Zmarszczył brwi, zdziwiony. Ten dzieciak chyba naprawdę myślał, że jest wampirem... Ani się obejrzał, a chłopak złapał go za ramię i boleśnie zacisnął palce. Vladimir jęknął, od wielu lat nie walczył z ludźmi, więc zapomniał o ich metodach walki. Wampiry takich nie używały. Całe ramię obezwładnił potworny skurcz. Szaleniec nachylił się nad nim, zupełnie jakby chciał zatopić mu swoje sztuczne kły w gardle. Szybko chwycił go za szyję i z całej siły zacisnął palce. Coś chrupnęło, oczy przeciwnika robiły się stopniowo coraz większe.
CZYTASZ
Trylogia Pożeracza Światów: Preludium
FantasyMyślisz, że to smoki są przerażające? To znaczy, że nigdy nie widziałeś wyverna. Rok 1821, świat podobny do naszego. Życie niepełnosprawnego Marka von Lahmana zmienia się, gdy zostaje on zwerbowany w szeregi wyvernów. Od samego początku coś jest wła...