Mark
– Ciągnij! – ryknął Bonawentura, z całej siły szarpiąc za linę. Stojący za nim Rion aż stęknął z wysiłku.
Jedzenie skończyło im się cztery dni temu. Próbowali za pomocą mapy odnaleźć najbliższe wyjście z jaskiń – bez skutku. Natrafiali na wiele korytarzy nieuwzględnionych na planie, lub po prostu nie znajdowali tych, w które powinni skręcić. Sieć grot wydrążonych w Świętych Górach zdawała się być labiryntem, który posiadał własny rozum i usiłował zwieść podróżników na wszelkie możliwe sposoby. W pewnym momencie, pewni, że jeśli nie to, czeka ich niechybny koniec, z głodu zdecydowali się na coś szalonego – polowanie na węże jaskiniowe. Założenie pętli na szyję jednego z nich było łatwizną, niestety wyciągnięcie go z wody było o wiele trudniejsze. Jego kilkutonowe cielsko zdawało się zbyt ciężkie nawet dla ich nadnaturalnie silnej gromadki. Zwierzę jeszcze dodatkowo utrudniało zadanie szarpiąc się, chlapiąc na nich lodowatą wodą i warcząc groźnie.
– To nie ma sensu! – Po kolejnej nieudanej próbie rudy spoczął na kamieniu obok przyglądającego się Ryjisjaveeika i ukrył twarz w dłoniach.
Wilkołak zaśmiał się na siłę.
– Wymiękasz?
– Jestem zbyt głodny.
– I nic tego nie zmieni, jeśli nie przestaniesz płakać i nie zabierzesz się do pomocy.
Podziałało. Wyvern uniósł głowę, groźnie patrząc łysemu w oczy.
– Ja nie płaczę.
– Nie, w ogóle.
– Zamilcz!
– Uważaj, bo się jeszcze przestraszę.
Wstał z kamienia, zacisnął na linie palce tak mocno, że pobielały mu kłykcie. Wywarczał pod nosem kilka obelżywych słów.
– Na trzy! – krzyknął Ryjisjaveeik.
Nawet nie zaczął odliczania. Wąż szarpnął się gwałtownie, powodując, że wszyscy naraz runęli do przodu. Stojący najbliżej brzegu Mark z impetem wpadł do wody.
– Przecież on nie umie pływać! – Rion skoczył do krawędzi, zajrzał w toń.
Mark rozgarnął wodę rękoma, chwycił nierówności w skale, podciągnął się wyżej, ku powietrzu. Wyszedł do połowy na brzeg, zapierając się dłońmi na śliskiej skale, odetchnął głęboko.
I wtedy na jego nodze zacisnęły się silne szczęki. Nawet nie zdążył jęknąć, gdy potwór z powrotem wciągnął go w zimne odmęty.
W wodzie było zaskakująco jasno, białe ściany odbijały padające z niewiadomego kierunku światło. Musiał mrużyć oczy, po tylu dniach spędzonych w ciemnych jaskiniach czuł się, jakby ktoś próbował mu je wydłubać.
Atak węża bardzo go zdenerwował – nie lubił być mokry dłużej, niż to konieczne. Poza tym kąpiel w ubraniu, którego nie można zmienić, choćby się chciało, ze względu na to, że nikt nie pomyślał o ubraniach na zmianę, była jeszcze gorsza. Kopnął w nos drapieżnika i wyciągnął z cholewy buta sztylet, zanurzył go po rękojeść w fioletowym oku napastnika. Wąż się szarpnął.
Nagle zrobiło mu się zimno. Nie tak, jak ma się to prawo dziać, gdy jest się zanurzonym w lodowatej wodzie. Było to zimno, jakiego doznaje się usłyszawszy coś okropnego, zimno, które może nawiedzić nawet w najgorętszy dzień lata. Błysnęło mu przed oczyma; zamiast wodnej toni, widział przed sobą białe światło. Zamarł. Jego przerwa w oddechu trwała zbyt krótko na to, by mógł już dostawać zwidów. To było coś innego...

CZYTASZ
Trylogia Pożeracza Światów: Preludium
FantasíaMyślisz, że to smoki są przerażające? To znaczy, że nigdy nie widziałeś wyverna. Rok 1821, świat podobny do naszego. Życie niepełnosprawnego Marka von Lahmana zmienia się, gdy zostaje on zwerbowany w szeregi wyvernów. Od samego początku coś jest wła...