Mark
Obudził się zlany potem. Ze zdziwieniem zauważył, że znajduje się w szerokim łożu z baldachimem, nakryty drogą, barwną kapą. Pierwszym, co zobaczył, był wiszący na ścianie portret mężczyzny o srogiej twarzy. Namalowane oczy patrzyły tak przenikliwie, że zapragnął natychmiast wstać i schować go do szafy. Podniósł się na poduszkach, chcąc ubrać się i wybadać sytuację, lecz jedynym skutkiem było to, że zwalił się z impetem na przykrytą miękkim dywanem podłogę. Z przerażeniem zorientował się, że nogi nie mogą utrzymać jego ciężaru. Zmówił cichą modlitwę i wyszeptał:
– Boże, nie, tylko nie rób mi tego, nie mów, że to był sen...
Podparł się rękoma i rozejrzał, zbolały. Obok, oparte o ścianę, stały kule. Chwycił jedną, wstał z wielkim trudem.
Nie znał tego pokoju, więc odetchnął z ulgą. Widok za oknem podpowiedział, że to jedna z drogich rezydencji na obrzeżach miasta, wystawiona na sprzedaż jakiś czas temu. Ale, w takim razie, dlaczego...? Pokuśtykał do drzwi, po drodze chwycił też drugą kulę. Był na parterze, więc nie musiał katować się chodzeniem po schodach. Stanął na środku korytarza, nasłuchując. Gdzieś niedaleko słyszał odgłosy krzątania i słodki głos, nucący wesołą piosenkę. Ruszył dalej, podążając za dźwiękami, i wszedł do sporej kuchni. Stojąca przy blacie kobieta w niebieskiej sukience odwróciła się powoli, odstawiając butelkę z mlekiem, przerzuciła przez ramię kasztanowe włosy. Pokryta piegami twarz zarumieniła się lekko.
– Margaret...! – jęknął, widząc boleśnie znajomą twarz.
Dziewczyna mrugnęła do niego figlarnie, uśmiechając się szeroko.
– Nie miałam serca cię budzić, tak słodko spałeś...
– Ale... – Ugryzł się w język. Duch, leśna warownia, wyprawa... Nie mógł się zdradzić. To test. Może i trudny, ale przecież możliwy do przejścia... Chyba.
Usiadł na krześle pod oknem, krzywiąc się. Ból w rozszczepionym kręgosłupie powrócił, zdążył już zapomnieć, jak silny był. Zmiękłem – pomyślał ze złością. Chciwie wbił zęby w podsuniętą mu kanapkę.
– Jak minęła ci noc? – Dziewczyna się przysiadła.
– Hm... Spałem jak zabity – palnął bez zastanowienia.
– Czyżby? Bo mi się nie wydaje. Kto czytał książki do trzeciej nad ranem? Bo chyba nie ja.
– Potrzebuję mało snu. – Kłamstwo. Zawsze spał powyżej dwunastu godzin.
– Coś widzę, że panu humor dopisuje z rana. – Roześmiała się.
Nagle coś huknęło tak, że aż podskoczył. Ze schodów ktoś zbiegł, by po chwili, wpadając z impetem do kuchni, okazać się chłopcem lat pięć, odzianym w brudną piżamę.
Jezus Maria – pomyślał Mark. Test podobał mu się coraz mniej. Przez moment zastanowił się, czy może nie dać sobie spokoju z tym magicznym artefaktem, ale szybko się zganił za tę myśl. Jeśli reszta przeszłaby próby, nie darowaliby mu przegranej.
– Tato, obiecałeś, że dzisiaj pójdziemy polować! – ryknął dzieciak, uczepiając się jego koszuli.
– Oczywiście – wykrztusił. Jakim cudem dosiądę konia?!
– To idźcie. – Margaret uśmiechnęła się słodko, odgarniając z czoła włosy.
Ledwo powstrzymał się od zmiażdżenia jej wzrokiem. Wstał więc i poprowadził „syna" do stajni. Z pomocą stajennego dosiadł karego rumaka, przywiązał się do siodła i z wahaniem ujął wodze.

CZYTASZ
Trylogia Pożeracza Światów: Preludium
FantasiMyślisz, że to smoki są przerażające? To znaczy, że nigdy nie widziałeś wyverna. Rok 1821, świat podobny do naszego. Życie niepełnosprawnego Marka von Lahmana zmienia się, gdy zostaje on zwerbowany w szeregi wyvernów. Od samego początku coś jest wła...