TGML - 07

4.7K 452 44
                                    

    – Kocham śnieg.

    – Ledwie pada.

    Harry sapie dramatycznie i patrzy krzywo na Louisa, na co szatyn niemal uśmiecha się czule. Brunet odchyla głowę do tyłu, jak robił to przed tym, gdy Louis go “obraził”, i wytyka język, czując uderzające w niego zimno. Louis obserwuje śnieg opadający na język i lekko zaczerwieniony czubek nosa chłopaka. Wygląda niesamowicie, nieziemsko wręcz. Uśmieszek szatyna zmienia się w bardzo mały, pełen adoracji uśmiech.

    – Harreh!

    Harry obraca się i widzi Daisy biegnącą w jego kierunku, z wystawionymi w jego stronę ramionami. Uśmiecha się i bierze dziewczynkę na ręce.

    – Spójrz na śnieg, kochanie – mówi miękko, wystawiając dłoń, by poczuć chłodne drobinki na skórze. Daisy robi to samo co on, chichocząc na zimne uczucie.

    Louis dalej obserwuje Harry'ego. Zdecydowanie radzi sobie teraz lepiej z małymi dziećmi.

    – Może powinniśmy wrócić do domu, jest chłodno – sugeruje, zauważając, że Daisy nie ma założonej zbyt ciepłej kurtki. Harry wydyma wargi, lecz nie protestuje, podążając za Louisem w stronę domu, z dziewczynką w ramionach.

    Jego mama rozmawia przez telefon, trzymając Doris na ramieniu i mówiąc do kogoś bardzo zmęczonym tonem. Jest wykończona, co jest oczywiste, i Louis czuje się okropnie. Pomaga Daisy rozwiązać sznurówki, zanim staje prosto, słysząc płacz Ernesta dobiegający z pokoiku dziecięcego. Obserwuje, jak wyraz twarzy jego mamy praktycznie się łamie, więc przekazuje jej gestami, że się tym zajmie. Harry podąża za nim i kiedy wchodzą do pokoju, płacz Ernesta przybiera na sile.

    – Cześć, kolego – mówi miękko z uśmiechem, kiedy chłopiec nieco się uspokaja. – Co się dzieje, dzieciaku?

    I wtedy Louis to wyczuwa. Marszczy nos i Harry obserwuje z ciekawością, jak szatyn umieszcza Ernesta na przewijaku.

    – Potrzebujesz pomocy? – pyta kędzierzawy i Tomlinson kiwa głową.

    – Zatkaj mi nos – domaga się, na co Harry wybucha śmiechem, lecz robi to. Podchodzi bliżej i zaciska palce na nosie Louisa, śmiejąc się nawet mocniej, kiedy szatyn mówi: “Dziękuję”, ponieważ jego głos brzmi niedorzecznie.

    Louis zmienia pieluchę Ernesta i ubiera go z powrotem w śpioszki. Chłopiec wciąż jest nieco marudny, więc szatyn podaje go Harry'emu.

    – Uspokój go.

    – Ja… – W głosie chłopaka słychać panikę, kiedy spogląda nerwowo na niemowalaka. – Nie wiem jak, Louis. – Ernie zaczyna głośniej kwilić i niepokój na twarzy Harry'ego staje się trwały.

    – Wszystko jest okej, H, patrz – mówi Louis, robiąc krok bliżej i poprawiając malucha w ramionach bruneta. – Pobujaj się trochę. – Harry robi to, z Louisem w dalszym ciągu trzymającym dłonie na jego łokciach. – I proszę bardzo. Spójrz, uspokoił się. Ty to zrobiłeś.

    – Zrobiłem to – powtarza z małym uśmiechem brunet. Louis bierze Erniego i kładzie go w łóżeczku. Obraca się i obejmuje niższego, który z radością to akceptuje.

    – Widzisz? Już teraz dobrze sobie radzisz – mówi cicho szatyn i Harry wtula się w niego mocniej. Louis może powiedzieć, że chłopak jest przerażony, o wiele bardziej niż szczęśliwy on sam, a jest sparaliżowany strachem.

    Lekko odsuwają się od siebie, lecz dalej tkwią w uścisku. Harry jedynie patrzy się w niebieskie oczy Louisa, przygryzając swoje wargi, na których skupione jest spojrzenie szatyna.

    I wtedy Louis to sobie uświadamia. Co on, do cholery, wyprawia? Harry go nie chce, jest Harrym-Pieprzonym-Stylesem, dalszego miałby go chcieć? Jedynie sama myśl o byciu spontanicznym i pocałowaniu Harry'ego i tym wszystkim, co nadejdzie potem, sprawia, że żołądek Louisa się skręca.

    Robi krok do tyłu. Harry wygląda niemal na złego i może trochę smutnego, ale nic nie mówi. Tylko wychodzi z pokoju. Louis patrzy na Erniego i jego żołądek skręca się bardziej, kiedy myśli o posiadaniu właśnej małej osóbki, będącej połączeniem jego i Harry'ego.


    Louis unika Harry'ego niemal przez cały dzień. Pomaga mamie z obowiązkami domowymi, gra w gry z Phoebe i Daisy, robi praktycznie wszystko, by trzymać swoje myśli z daleka od bruneta.

    Styles schodzi na dół godzinę późnej, wyglądając na naprawdę wykończonego, kiedy rzuca Louisowi spojrzenie.

    – Pójdziesz ze mną na spacer?

    Harry wcześniej podzielił się swoimi obawami z Louisem. Kędzierzawy nie lubi sam wychodzić z domu i robić czegokolwiek w pojedynkę, ponieważ większość dzieciaków, które już zakończyły szkołę, albo wciąż się w niej uczą, znają Harry'ego i jego prowokacjne zachowania, przez które nie dają mu spokoju. Brunet nie zagłębiał się w tę sytuację i sam Louis nie jest pewny, czy chciałby znać całą prawdę.

    Szatyn przytakuje, podnosząc się z miejsca, w którym kolorował z Daisy i Phoebe, chwytając swoją kurtkę z krzesła.

    – Pewnie – odpowiada, wychodząc za Harrym na zewnątrz. Wysyła mamie wiadomość, informując o ich wyjściu, wiedząc, że kobieta siedzi na górze z jego młodszym rodzeństwem.

    – Miałeś kiedyś dziewczynę? – pyta Harry, zanim w ogóle docierają do drzwi. Louis marszczy brwi, zaczynając iść w stronę chodnika, z podążającym za nim brunetem.

    – Um, tak – odpowiada. – Kilka. Dlaczego pytasz?

    – Sophia powiedziała mi, że Liam o tym z nią gadał. – Harry wzrusza ramionami. – To było przed tym… wszystkim. Wspominała także o kilku innych rzeczach, ale nie sądzę, że były one prawdziwe.

    – O jakich na przykład? – pyta ze ściśniętym brzuchem Tomlinson.

    – O tym, że złamałeś serce Eleanor Calder – mówi całkowicie swobodnym tonem głosu Harry. I Louis momentalnie czuje, jak zaczyna się trząść. Odwraca wzrok od Harry'ego, zakopując dłonie w kieszeniach kurtki.

    – Nie wiem, czy złamałem jej serce, ale – Louis odchrząkuje – skąd w ogóle wiesz kim jest Eleanor? Przecież chodzi do szkoły oddalonej pół godziny drogi od naszej.

    – Sophia mi o niej powiedziała – odpowiada Harry i skąd do cholery Sophia to wiedziała? Louis cały się trzęsie, czując, jak jego wargi drżą, kiedy wraca spojrzeniem na Harry'ego. Twarz chłopaka łagodnieje na widok wyrazu twarzy szatyna. – Louis, co się stało?

    – Nie powiedziała ci? – pyta w niedowierzaniu. Kędzierzawy kiwa przecząco głową. – Oh.

    – Nie musisz mi nic mówić – szepcze zielonooki, zatrzymując się nagle. Louis także przystaje, patrząc w ziemię i przygryzając wargę, próbując powstrzymać się od płaczu, rozpadnięcia się przed Harrym i płakania w jego włosy.

    Nie myślał o tym od tak dawna.

    – Nie teraz – decyduje po wzięciu kilku oddechów. – Pewnego dnia tak, ale teraz… nie jestem gotowy.

    – Rozumiem to – odpowiada Harry, sięgając dłonią i ściskając delikatnie jego ramię. – Nie śpiesz się z niczym, Lou.

There Goes My Life || Larry [tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz