TGML - Prolog

8.5K 563 174
                                    

    Louis ma cholernie duży problem.

    Harry Styles, ten Harry Styles, w którym zakochana jest cała szkoła, stoi tuż przed nim. Opiera się o ceglany murek przy szkole, ciemoniebieski segregator odznacza się na tle białego swetra, który ma na sobie. Jego nogi są skrzyżowane, a biało-różowe Allstarsy ledwo co dotykają ziemi. Przegryza swoje wargi, a jego sarnie oczy są przepełnione strachem, kiedy Louis zaciska w dłoniach mały, niebiesko-biały patyczek.

    Nie może temu pomóc i patrzy na czarne litery widniejące na przedmiocie. W ciąży. Czuje, że powinien jakoś pocieszyć Harry'ego, przytulić tego całkowicie obcego mu chłopaka czy coś w tym stylu, ale nie może się ruszyć. Ledwo potrafi oddychać, kiedy drżące dłonie Harry'ego zaciskają się na jego głupim niebieskim segregatorze.

    Louis powinien być w domu za siedem minut, by zająć się swoimi siostrami. Mieszka dziesięć minut drogi od szkoły. Lecz w tym momencie ledwie potrafi zebrać myśli. Jego dłonie zrobiły się zimne i spocone.

    – Powiedz coś – błaga chrapliwym i szorstkim głosem Harry, gdy Louis powoli unosi wzrok i spotyka jego spojrzenie. Szatyn jest całkiem pewny, że jego twarz straciła wszelki kolor, odwrotnie do twarzy Harry'ego, którego policzki są różowe.

    – C-co chcesz z tym zrobić? – wykrztusza, wciąż znajdując się w stanie totalnego szoku, gdy Harry spogląda w dół na chodnik i wzdycha. Szatyn nie wie, co powiedzieć, ledwo co zna Harry'ego. Przespali się ze sobą na imprezie Caluma i byli wtedy łagodnie (to lekkie niedomówienie) upici. Pamięta jedynie Harry'ego pokazującego jakimś graczom futbolu swoje majtki i bycie lekko zainrygowanym tym faktem. Dalej są wiwaty i gwizdy chłopaków z dużyny i różowe policzki Harry'ego, którym nie potrafił się oprzeć.

    – Nie wiem – wyznaje brunet i z łatwością można wyczuć, że z całych sił stara się nie rozpłakać przed Louisem. – Nie chcę go usunąć. Nie chcę tego dziecka, ale czułbym się źle, gdybym to zrobił. N-nie mam nic przeciwko aborcji, ja tylko… Nie wiem.

    Louis jedynie ciężko przełyka ślinę, patrząc na swoje Vansy.

    – Oh – odpowiada płasko. Nie chce mieć dziecka. Naprawdę tego nie chce. Ale nie może tak po prostu porzucić Harry'ego. Także czułby się z tym źle. Oprócz tego jego mama by go za to zabiła.

    – Możemy – Harry poświęca moment na nabranie oddechu, wydaje się być przytłoczony tym wszystkim – oddać je do adopcji? Nie mam pojęcia, nie chcę zmusić cię do zrobienia czegoś, czego nie chcesz.

    Louis kiwa głową, powoli oddając Harry'emu test ciążowy. Styles bierze go niepewnie, delikatnie pukając pomalowanymi na różowo paznokciami o plastik.

    – Muszę o tym pomyśleć – mówi szczerze Louis. Jego usta są suche, kiedy unika spojrzenia Harry'ego. – T-tak sobie myślę… Czy twoi rodzice nie posiadają zdania na ten temat? Czy mogliby... zmusić cię do zrobienia aborcji?

    Harry kręci głową.

    – Nie – odpowiada cicho. Nie mówi nic więcej, a Louis nie dopytuje go o to. – Um, powinienem iść do domu. Jeśli chcesz, mogę być obecny przy tym, jak będziesz mówił o wszystkim swojej mamie i swojemu tacie, ale ja wolałbym poinformować swoich rodziców sam.

    Louis wzrusza ramionami, z wciąż szybko bijącym sercem i trzęsącymi się dłońmi.

    – Cokolwiek – odpowiada, a Harry jedynie kiwa sztywno głową. Macha do Louisa, zanim idzie do jaskrawoczerwonego samochodu, który wygląda na drogi jak cholera, a Louis rumieni się z powodu swojego zardzewiałego pick-upa zaparkowanego naprzeciwko auta chłopaka.

There Goes My Life || Larry [tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz