TGML - 20

4.4K 415 97
                                    

    Louis budzi się wczesnym rankiem i nie znajduje nikogo obok siebie. Harry nie leży przy nim, z jedną dłonią na brzuchu i drugą ułożoną pod policzkiem. W zamian tego miejsce obok niego jest puste i marszczy brwi w konsternacji, zanim słyszy ruch w łazience. To musi być Harry.

    Szatyn czeka kilka minut na powrót chłopaka, lecz ten nie następuje. Więc wstaje z łóżka i ospale wlecze się do łazienki, delikatnie pukając w drzwi.

    – Harry kochanie, wszystko okej?

    – Nie – odpowiada brunet po drugiej stronie i brzmi, jakby był smutny. Może płacze. Louis nawet nie pyta o zgodę na wejście do środka. Po prostu otwiera drzwi i widzi ubranego w szorty i bluzę Harry'ego, który opiera się o zlew, szlochając i wycierając łzy z policzków. Wyraz twarzy Louisa zmienia się.

    – Oh, Hazza – mówi czułym głosem, gdy ciałem zielonookiego wstrząsa szloch. – Co się dzieje, skarbie? Wszystko dobrze?

    – To boli, Lou – kwili chłopak, ocierając oczy. Żołądek Louisa wywraca się do góry nogami. Całuje czubek głowy bruneta, zanim kieruje się do pokoju swojej mamy, niezdarnie budząc ją i pytając, co zrobić z Harrym. Jay idzie do łazienki i zadaje Stylesowi szereg pytań, na przykład o tym, czy jego brzuch napina się, a jeśli tak, to czy dzieje się to w przypadkowych odstępach czasu, czy regularnie. Tak, jego brzuch napina się, ale jest to nieregularne i zdaje się pojawiać znikąd. Jay zapewnia ich, że Harry dostał po prostu po raz pierwszy skurcze Braxtona-Hicksa i przygotowuje ciężarnemu chłopcu herbatę na uspokojenie, kiedy Louis kłóci się z nią, że mógł zrobić to sam.

    – Wracajmy do łóżka, H – Louis mamrocze miękko do ucha Harry'ego, gdy bierze dla niego herbatę. Używa wolnej dłoni, by pomóc brunetowi dojść do pokoju, kiedy Harry wciąż jest trochę roztrzęsiony tym wszystkim.

    – Boli –jęczy  kędzierzawy w ramię Louisa i szatyn marszczy brwi.

    – Wiem, kochanie, ale gdy położysz się na płasko, zrobi ci się lepiej – zapewnia, stawiając kubek z herbatą na stoliku nocnym przed tym, jak pomaga Harry'emu ułożyć się na łóżku. – No i po wszystkim, tak?

    – Przytulisz mnie? – Harry pociąga nosem i Louis nic nie mówi. Po prostu wskakuje na łóżko i owija wokół niego ramiona, całując czubek jego nosa. – Lou, boję się.

    – Czego, Hazz? – pyta cierpliwie, uśmiechając się lekko, kiedy Harry zakopuje nos w jego klatce piersiowej. Brunet wygląda tak miękko w ten sposób - deliaktnie, śpiąco i wspaniale, oczywiście. Harry spogląda na niego spod swoich długich rzęs, błyszczącymi od łez zielonymi oczyma, zanim odwraca wzrok.

    – Nie jestem na to gotowy, Lou –  kwili cicho zielonooki i przez ciało Louisa przepływa adrenalina, która mówi mu, że musi chronić bruneta na każdy możliwy sposób. Obejmuje go mocniej tak, że Harry praktycznie leży na jego kolanach, a jego ciążowy brzuszek jest przyciśnięty do jego, kiedy Louis sięga dłonią do góry, ocierając jego oczy.

    – Ja tak samo, H – przyznaje, próbując pocieszyć tym Harry'ego, lecz młodszy chłopak jedynie pycha.

    – Ty przynajmniej masz jakieś doświadczenie! – wytyka, lekko pociągając nosem. – Próbowałeś nauczyć mnie zmieniania pieluchy przez dwa tygodnie i przy tym dwa razy zostałem obsikany! – Louis śmieje się. Harry wydyma obrażony wargi. – Nie jestem gotowy.

    – Skarbie, masz tylko osiemnaście lat – przypomina szatyn najdelikatniejszym i najczulszym tonem głosu , jaki kiedykolwiek wydostał się z jego ust. – To nie tak, że to zaplanowaliśmy, tak? Ja także nie jestem gotowy, do diabła, za każdym razem gdy narzekasz na najmniejszą dolegliwość zaczynam panikować.

There Goes My Life || Larry [tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz