TGML - 34

3.6K 276 89
                                    

TRZY LATA PÓŹNIEJ

    Louis jęczy w poduszkę, gdy słyszy dźwięk budzika, uśmiechając się na znajome uczucie ramion owiniętych wokół Harry'ego. Powoli siada na łóżku z krzywą miną, jego półprzymknięte oczy zamykają się całkowicie, gdy uderza dłonią o urządzenie, by ukrócić irytujące pikanie.

    Wzdycha pod nosem, pocierając twarz dłońmi. Nigdy nie był rannym ptaszkiem. Żałuje, że nie postąpił jak reszta populacji i nie wybrał pracy, która pozwalałaby mu spać dwie godziny dłużej.

    Jego spojrzenie przenosi się na Harry'ego i uśmiecha się. Nie ma pojęcia, jakim cudem najpiękniejsza osoba na świecie trafiła na takiego biednego gnojka jak on i postanowiła z nim zostać. Sięga dłonią, by odsunąć loki z twarzy bruneta, na co jego usta wyginają się w małym uśmiechu. Jest zachwycający.

    – Dzień dobry, kochanie – szepcze głosem wciąż zachrypniętym od snu. Harry przesuwa rękę i uśmiech Louisa zwiększa się, gdy chłopak chwyta jego dłoń i lekko ją ściska.

    – Nie chcę, żebyś szedł do pracy – mamrocze Harry w poduszkę, powoli otwierając oczy i patrząc na Louisa ze smutną minką. Szatyn uśmiecha się czule, nachylając się i składając całusa na jego czole.

    – Wiem, skarbie – mówi miękko, przesuwając się i siadając na Harrym. Styles robił tak bardzo często, gdy byli nastolatkami. Czasem Louisowi wydaje się, że wciąż nimi są. Jego miłość do Harry'ego w ogóle nie uległa zmianie. – Ale jutro już weekend i będziemy mogli leżakować w łóżku ile wlezie, jeśli będziemy mieli na to ochotę.

    – Tak, poproszę. – Zielonooki uśmiecha się i Louis pochyla się, łącząc ich wargi. Harry układa dłonie na jego policzkach w trakcie pocałunku, żaden z nich nie zwraca uwagi na niewygodną pozycję, w jakiej się znajdują, czy nieświeży poranny oddech. Spędzają większość poranków w taki właśnie sposób.

    – Uklep ciasto, cukerniku, przyklep je. – Słyszą delikatny głosik dobiegający z pokoju obok. – Upiecz prędko ciasto mnie. – Louis i Harry odsuwają się od siebie i zaczynają chichotać, przysłuchując się swojemu śpiewającemu synkowi. – Rozwałkuj, przetnij, udekoruj literką T, po czym włóż do piekarnika dla Tatusia i mnie!

    – Czy narcystyczne byłoby powiedzenie, że mamy najsłodsze dziecko po słońcem? – pyta zielonooki z uśmiechem.

    – Nie, ponieważ to stwierdzenie faktu. – Louis uśmiecha się do niego w odpowiedzi. – Pójdę go ogarnąć.

    – A ja zrobię kawę. – Harry siada w tym samym czasie, w którym Louis podnosi się z łóżka.

    – Do zobaczenia na dole – mówi szatyn, kiedy wychodzi z pokoju, odprowadzany chichotem młodszego.

    – Dzień doberek, skarbie. – Uśmiecha się, gdy wchodzi do pokoju dziecięcego, odsuwając zasłony w oknach. Joshua stoi w swoim małym łóżeczku, z pluszowym misiem pod pachą. – Dobrze spałeś?

    – Mhm! – odpowiada Joshua z szerokim uśmiechem. Louis wyciąga go z łóżeczka i chłopczyk od razu wtula się w jego nagą pierś.

    – W ten weekend kupimy ci łóżko dla dużego chłopca – mamrocze szatyn, całując czubek głowy syna. – Żeby mama i tata nie musieli codziennie wyciągać cię z łóżeczka.

    – Okej – mruczy Josh w pierś Tomlinsona. Louis zanosi go na dół, do kuchni, gdzie Harry podaje mu kubek z kawą. Nigdy nie znajdzie innej osoby, która będzie potrafiła przygotowywać mu kawę na tski sposób, jaki lubi.

There Goes My Life || Larry [tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz