TGML - 12

4.1K 451 126
                                    

    Louis może jedynie przypuszczać, że róże wciąż są ulubionymi kwiatami Eleanor.

    Wie, że będzie wdzięczna za cokolwiek, co jej przyniesie, lecz mimo to denerwuje się. Nie widział jej ponad rok i dosłowne nie może oddychać.

    Jego mama zaproponowała, że go podwiezie, lecz odmówił, ponieważ czuje, że jest to coś, z czym powinien zmierzyć się w pojedynkę. W pewnym sensie żałuje przyjścia samemu, gdyż teraz jest przestraszony i cały się trzęsie, a jego oczy wypełniają łzy.

    Bierze głęboki oddech, mocno zaciskając róże w dłoniach i wychodzi ze swojego pick-up'a. Trawnik jest zabłocony i mokry od śniegu i przygląda się, jak jego Vansy powoli przemakają. Nie potrafi patrzeć na nic innego prócz swoich butów.

    Dokładnie pamięta gdzie to jest. Trzyma głowę opuszczoną do czasu, aż dociera w odpowiednie miejsce i wtedy unosi wzrok. Oto jest. Nagrobek znajduje się tuż przed jego oczyma. Zalewa się łzami tak szybko, jak na niego spogląda, potrząsając głową i opuszczając spojrzenie. Czuje się uwięziony, klaustrofobicznie na otwartej przestrzeni.

    – El – wykrztusza, zaciskając palce na różach. – Ja… Cholera. El. Boże. Jak dopuściliśmy do tego, że to się stało?

    Odpowiada mu cisza. Louis opada na kolana, czując wilgoć ziemi przenikającą przez jego spodnie. Przygląda się jej imieniu. Sądził, że będzie je widział na akcie ślubu, dyplomach, umowie kupna domu. A nie na nagrobku. Musi zamknąć oczy i jeszcze raz głęboko odetchnąć.

    – Kurewsko cię kocham, El – mówi po kilku chwilach. – I na początku czułem się odrętwiały, ale teraz już rozumiem, co się wydarzyło. Czuję to teraz. I musiałem ponownie się zakochać, żeby w pełnym stopniu uświadomić sobie, jak mocno to boli.

    Ociera oczy i wzdycha.

    – Jezu, zrujnowałaś mi życie, a nawet niczego nie zrobiłaś. Nigdy nie sądziłem, że tutaj wrócę, starałem się z całych sił unikać Donny, ale uważam, że potrzebowałem tego. Żeby… zamknąć ten rozdział? Tak myślę. Nie wiem jednak do końca dlaczego.

    – I wydaje mi się, że chciałabyś, bym ruszył dalej – mówi po kilku chwilach. – Pewnie patrzysz na mnie teraz z góry, mówiąc “zrób to, ty głupku”, tak jak mówiłaś mi, gdy chciałem zadzwonić do swojego taty, czy kiedy zamierzałem powiedzieć mamie, że jestem biseksualny. Zrobiłaś dla mnie tak dużo i o wiele łatwiej byłoby mi być pewnym siebie i odważnym, gdybyś była tutaj ze mną, by mi pomóc. Oddałbym wszystko, żeby móc jeszce choć jeden raz usłyszeć, jak nazywasz mnie głupkiem, naprawdę.

    Układa róże na nagrobku.

    – Róże wciąż są twoimi ulubionymi? – pyta cicho. – P-próbowałem powiedzieć twojej mamie, żeby użyła ich na pogrzebie, ale były… Wydaje mi się, że za bardzo wszystkim o tobie przypominały.

    – Tak dużo się zmieniło – mówi i wydaje się, że rozmawianie z nią jest teraz łatwiejsze. – P-poznałem tego chłopaka. Tego nieustraszonego, odważnego chłopaka, z którym myślę, że chciałbym spędzić wieczność. Ale pragnąłem tego także z tobą. Um… Z-zrobiłem mu dziecko… naprawdę jestem idiotą. I on wydawał się naprawdę mnie lubić, ale wszystko spieprzyłem, Boże, spieprzyłem to, El. On jest… Jest tą piękną, kruchą istotką, która cały czas mi o tobie przypomina. A to boli, przez co odpychałem go od siebie i teraz nie wiem, co robić. Nie mam pojęcia, jak go odzyskać… Nie wiem nawet czy umiem to zrobić, skarbie.

    Znowu następuje cisza.

    – Kocham cię El. – Louis wzdycha i zostawia róże, zanim wraca do swojego samochodu. Zaczyna się z tym godzić.


    – Jak poszło kochanie?

    Louis wzrusza ramionami, spoglądając w swój kubek z gorącą czekoladą, którą przygotowała dla niego mama. Jay siada naprzeciwko niego, rzucając mu mały uśmiech.

    – Jestem z ciebie dumna, skarbie, to było bardzo odważne z twojej strony.

    Louis uśmiecha się do swojej mamy, zanim odzywa się jego telefon. Wyciąga go z kieszeni i spogląda na niego, widząc wiadomość od Jade.

    Byłam dzisiaj z Harrym na jego pierwszej wizycie u ginekologa! :) Dziecko jest zdrowe! Jest dość spore, ale ma silne serduszko!!! Mam nagranie z USG, jeśli byś chciał!! Możesz po nie do mnie wpaść.

    Louis od razu odpisuje.

    Jasne, przyjadę po nie późnej, jeśli to w porządku?

    Nie ma problemu, to mój adres!

    Jade wysyła swój adres i Louis uśmiecha się, informując mamę o swoich planach, zanim kończy pić gorącą czekoladę.

    Harry otwiera drzwi.

    Jest niezręcznie. Louis tak jakby gapi się na niego przez chwilę, wyglądając jak ryba wyciągniętą prosto z wody, kiedy Harry jedynie unosi brew i patrzy na niego nonszalancko.

    – Cóż? – mówi pytająco brunet, gdy serce Louisa łomocze w piersi.

    – Um, Jade podziała, że mogę wpaść – tłumaczy cicho. – P-po nagranie z USG.

    Harry unosi brwi akurat wtedy, gdy Jade pojawia się przy drzwiach. Dziewczyna daje Louisowi ciepły, niemal przepraszający uśmiech i podaje mu płytę DVD.

    – Cześć, Louis – wita się, rzucając Harry'emu małe spojrzenie. – To nagranie USG, skarbie, myślę, że trwa jakieś cztery minuty. Założę się, że całkowicie się rozkleisz.

    Louis śmieje się niezręcznie, patrząc w dół na opakowanie z płytą.

    – Dzięki – mówi, machając lekko w kierunku dziewczyny przed powrotem do samochodu.


    Nie wypłakuje sobie oczu.

    Jednak roni kilka łez, kiedy spogląda w swojego laptopa, obserwując, jak dziecko delikatnie porusza swoimi nóżkami. Bicie serca jest jedynym dźwiękiem słyszalnym w pokoju, oprócz jego pociągania nosem.

    Ktoś puka do drzwi i jego mama zagląda do pokoju.

    – Lou, co się dzieje? – pyta i Louis unosi wzrok, szlochając cicho.

    – Mamo, spójrz – mówi, odwracając laptopa w jej stronę. Spojrzenie Jay łagodnieje.

    – To twoje…? – pyta, a Louis kiwa głową, pociągając nosem. Jay uśmiecha się i podchodzi do łóżka, całując czubek głowy szatyna. Louis jedynie ociera oczy, śmiejąc się cicho, jakby właśnie odkrył coś niesamowitego.

    I cóż, czuje się, jakby to zrobił.

There Goes My Life || Larry [tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz