TGML - 08

4.5K 433 63
                                    

    – Coś dzieje się pomiędzy waszą dwójką?

    Louis unosi wzrok i marszczy brwi. Czuje, jak jego policzki robią się ciepłe.

    – Co? Nie, mamo. – mówi, biorąc plecak. Jay uśmiecha się kącikiem ust i kręci głową, poklepując plecy Doris, by dziewczynce się odbiło.

    – Widziałam to spojrzenie, Lou – przypomina mu kobieta. – Potrafię powiedzieć, kiedy jesteś kimś zauroczony, niczego przede mną nie ukryjesz.

    Louis wzdycha i spogląda w dół na swoje buty. Cholera, znowu go złapała.

    – Okej. Może i tak, mamo. Ale nie wiem, czy będę w stanie ponownie być w związku.

    Wyraz twarzy Jay łagodnieje.

    – Lou, to nie będzie kolejna Eleanor. To stało się ponad rok temu.

    – Może właśnie tak działam na ludzi! – mówi. – Może zmuszam ich do podejmowania nieprzemyślanych decyzji! Nie pozwolę, by to samo stało się z Harrym, jest zbyt ważny.

    – Louis – mówi miękko kobieta, patrząc na swojego syna ze współczuciem. – Nie możesz pozwolić jej się zrujnować, kochanie. Stało się, co się stało, i przeprowadziliśmy się, byś mógł zacząć od nowa, tak? Harry jest twoim nowym początkiem.

    Louis oddycha głęboko.

    – Po prostu nie sądzę, bym potrafi to zrobić. Jeszcze nie teraz – wyznaje. Jay wzdycha i kiwa głową, wciąż poklepując plecy Doris.

    – Jestem tutaj z tobą, skarbie – zapewnia. – Kiedykolwiek będziesz mnie potrzebował.

    Louis uśmiecha się z wdzięcznością i kiwa głową akurat w chwili, w której Harry schodzi ze schodów, mając na sobie jeden ze swetrów Louisa i leginsy.

    – Hej – wita się cicho szatyn, biorąc w dłoń lawendowy plecak Harry'ego i podając mu go. Zielonooki uśmiecha się wdzięcznie i dziękuje mu miękko, zakładając plecak. Rano miał atak porannych mdłości, lecz teraz czuje się już lepiej.

    – Bardzo ładny sweter, Harry – mówi Jay z cwanym uśmiechem, który wydają się posiadać jedynie matki. Louis rumieni się, kiedy Harry chichocze delikatnie.

    – Cóż, um, lepiej już chodźmy – odzywa się Louis, patrząc wilkiem na swoją mamę. Jay dalej uśmiecha się szeroko, a jej uśmiech powiększa się jeszcze bardziej, kiedy w końcu Doris się odbija.

    – Zdrówko! – mówi. – Miłego dnia w szkole, chłopcy.

    – Taki będzie – burczy Tomlinson, a Harry uśmiecha się i macha do Jay, kiedy obaj wychodzą z domu na podjazd.



    – Jak w ogóle możesz kłócić się o to, że Nutella jest lepsza od masła orzechowego? – Louis kręci głową, lecz bierze słoiczek Nutelli z wyższej półki, do której Harry zdecydowanie nie może dosięgnąć, i wkłada go do koszyka. Brunet wydymam wargi z psotnym błyskiem w oczach, biorąc dwa kolejne słoiki Nutelli z niższej półki i pakując je do koszyka. – Harry, nie!

    – Harry tak! – odparowuje zielonooki. – Potrzebuję Nutelli, nie rozumiesz tego.

    – O, nie, rozumiem to – poprawia go szatyn, wyprowadzając Harry'ego z alejki, nie chcąc, by jego całe życiowe oszczędności poszły na dwadzieścia słoików Nutelli. – Po prostu nie ogarniam, jak, do diabła, możesz zaczynać kłótnię o to, że Nutella, jakimś sposobem, jest lepsza od masła oddechowego.

    – To jak deser na chlebie! – wykrzykuje Harry, wymachując ramionami. – To niesamowite. Chcę poślubić tego kogoś, kto wymyślił Nutellę.

    – Co jeśli to dziewczyna? – pyta Louis, na co brunet wzrusza ramionami.

    – Nie zamierzam określać mojej seksualności – odpowiada, pociągając za swój sweter i biorąc z półki opakowanie ciastek Keebler. Louis unosi brwi, nie wiedząc, co powiedzieć. Harry obraca na niego wzrok. – Chcę iść do parku.

    Louis potrząsa głową.

    – Jest strasznie zimno – zwraca uwagę, prowadząc Harry'ego do samoobsługowej kasy. Jest tak zabujany w tym dziecku, że praktycznie wydaje na niego całe pieniądze za każdym razem, gdy idą razem do supermarketu.

    – Ale śnieg jest taki ładny! – marudzi Harry, przygryzając wargę i trzepocząc rzęsami. – Tutaj nigdy nie pada, musimy nacieszyć się nim, póki mamy ku temu okazję!

    Louis wzdycha. Skanuje ich jedzenie i obraca się, patrząc na Harry'ego, który rzuca mu błagalne spojrzenie. Podaje się.

    – Dobra – sapie, pakując ciasteczka i tę cholerną Nutellę do plastikowej torby. – Dobra, dupo wołowa, zabiorę cię do tego cholernego parku.

    – Jestem naprawdę wdzięczny – mówi sarkastycznie, otrzymując od Louisa w odpowiedzi krzywe spojrzenie.



    – To skończy się jednym z nas dostającym zapalenia płuc – burczy Louis, kopiąc kawałek lodu swoim czarnym Vansem, powodując, że ten ślizga się po zamrożonym chodniku. – I z moim szczęściem, będę to ja. Wygłosisz mowę na moim pogrzebie?

    – Oh, siedź cicho – mówi młodszy z chichotem, z dłońmi ukrytymi w kieszeniach, kiedy Louis pochyla się i zapina do końca jego białą zimową kurtkę. – Spójrz na śnieg, prawie nigdy nie pada go tak dużo. To piękne.

    – Jest w tym coś szczególnego, to muszę ci przyznać – mamrocze Tomlinson, nakładając kaptur na loki drugiego chłopaka. Brunet chichocze kolejny raz, patrząc w górę na Louisa błyszczącymi oczyma, które powodują, że niebieskooki niemal się roztapia.

    I Louis może powiedzieć, że Harry chce zadać to pytanie. Zapytać o Eleanor i jego uczucia oraz o to, na czym polegała ich relacja, lecz nie odzywa się ani słowem, za co jest mu wdzięczny. Nie jest na to gotowy i nie wie, kiedy będzie.

    – Jestem dobrym słuchaczem. – To wszystko, co mówi Harry, wyciągając dłoń z kieszeni i chwytając tę Louisa. Ściska jego rękę i szatyn daje mu lekko przestraszony uśmiech.

    – Zanotowane – odpowiada i ich dwójka kontynuuje przechadzkę, przyglądając się śniegowi, który pokrywa niemal każdą powierzchnię.

There Goes My Life || Larry [tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz