TGML - 10

4.4K 443 60
                                    

    Gwiazdka jest gówniana.

    A przynajmniej tego roku taka jest. Louis decyduje na razie nie mówić nic swojej mamie o wyprowadzce Harry'ego, ponieważ jest bardzo zestresowana o tej porze roku, a dwójka małych dzieci wcale nie polepsza tej sytuacji. Jay generalnie jest bardzo zestresowaną osobą i szatynowi wydaje się, że on i Dan, jako jedyni mężczyźni w domu, powinni z całych sił starać się chronić ją przed nadmiernym stresem.

    – Wesołych świąt, kochanie, gdzie Harry? – pyta kobieta, karmiąc Doris butelką, gdy dziewczynka zamyka oczy, kiedy Jay trzyma ją przy swojej klatce piersiowej. Louis wzrusza ramionami.

    – Śpi? – zgaduje. – Nie wiem, mamo, nie obserwuję go bez przerwy, przez każdą minutę dnia.

    Jay marszczy brwi.

    – Wszystko w porządku, skarbie? – pyta. Louis myśli, że mamy muszą posiadać jakieś super moce czy coś, bo zawsze wiedzą, kiedy ich dzieci się czymś martwią. A przynajmniej na to wychodzi z jego obserwacji.

    Szatyn zajmuje miejsce przy stole.

    – Eleanor mnie zrujnowała. – To wszystko, co mówi, i Jay wydaje się rozumieć istotę tego, co się wydarzyło. Patrzy na niego ze współczuciem, kiedy chłopak zakopuje twarz w dłoniach, nie chcąc dłużej mierzyć się z jej spojrzeniem. Czuje się żałośnie.

    – Dzień dobry, skarbie! – mówi niespodziewanie Jay i atmosfera w pomieszczeniu ulega zmianie. Louis unosi spojrzenie i obserwuje, jak Harry wchodzi do kuchni, rzucając matce chłopaka wymuszony uśmiech. Wygląda na wykończonego. Louis wnioskuje, że sam nie wygląda lepiej. Oczy kobiety wędrują od jednego chłopaka do drugiego, kiedy żaden z nich się nie odzywa. – Um, Lou, mógłbyś zanieść Doris do jej pokoju?

    – Jasne, mamo – odpowiada niebieskooki, podnosząc się i biorąc dziewczynkę od kobiety. Zauważa smutny wyraz twarzy dziecka i wytyka język, próbując ją rozweselić. Harry obserwuje go uważnie.

    – Pomogę ci – mówi cicho brunet. Louis jedynie kiwa głową i idzie na górę, z Harrym podążającym zaraz za nim.

    – Przepraszam, Louis. – To wszystko, co mówi kędzierzawy, kiedy docierają do pokoju najmłodszych dzieci. Louis ignoruje go, układając Doris w jej łóżeczku. – I przepraszam za ranienie cię, i za to, że nie potrafię ci współczuć.

    – Wcale mnie nie ranisz – burczy. – Daj sobie z tym spokój.

    Harry wywraca oczami i zakłada ramiona na piersi.

    – To dlatego nie mogę tu zostać – wytyka. – Jeszcze wczoraj mówiłeś coś całkowicie odwrotnego. O co w tym wszystkim chodzi? Brzmisz jak kompletny dupek. – Louis ledwie niezauważalne kurczy się w sobie, kręcąc głową i skupiając swój wzrok na Doris. Może słyszeć, jak Harry wzdycha za nim. – Nie miałem tego na myśli.

    – Gówno prawda – syczy, wybiegając z pokoju. Harry podąża za nim, obserwując, jak szatyn wchodzi do ich pokoju i siada na łóżku.

    Lou unosi wzrok na zielonookiego.

    – Wyjdź z mojego pokoju – burczy ze skrzyżowanymi ramionami. Harry fuka i wywraca oczami.

    – Teraz brzmisz jak dwuletnie dziecko – wytyka, podchodząc do szafy i biorąc swoją torbę. Po tym zaczyna składać ubrania i pakować je do niej. – Spakuję tylko kilka rzeczy. Jutro przenoszę się do Jade. Nie zabiorę wszystkiego, nie mam wystarczająco miejsca, żeby to zrobić.

    – Tak bardzo interesują mnie twoje przeprowadzkowe plany – mówi sarkastycznie, na co Harry jedynie kolejny raz wywraca oczami i kontynuuje pakowanie się.


    – Nie mogę uwierzyć, że zmusiłeś go do przeprowadzki.

    Louis praktycznie wytrzeszcza oczy na swoją mamę, marszcząc brwi.

    – Nie zmusiłem go do tego, mamo! To był jego wybór!

    Jay kręci głową.

    – Musiałeś zrobić coś, przez co postanowił się wynieść, Louis – zwraca uwagę i niebieskooki wywraca oczami.

    – Tak jakby się pokłóciliśmy – tłumaczy. – To była wina nas obu, ale to on postanowił, że się wyprowadza. Nie chcę tego, mamo.

    Jay patrzy przez chwilę na swojego syna.

    – Poruszyłeś temat Eleanor, prawda? – pyta, na co Louis przytakuje. Jay wzdycha. – On czuje się wykluczony, skarbie. Trzymasz go na dystans i o niczym mu nie mówisz.

    – Nie jestem na to gotowy – podnosi głos. Jego mama rzuca mu spojrzenie, które od razu ustawia go do pionu. – Przepraszam. Nie potrafię mu jeszcze o tym powiedzieć.

    Jay marszczy brwi, co nie zostaje niezauważone przez Louisa.

    – Mamo, czy ty wiesz, jak wielką siłę przebicia ma Harry w naszej szkole? – pyta. – Sophia Smith już o tym wie… jakimś cudem. Nie ma pojęcia, co się wydarzyło, ale wie kim jest Eleanor i że przeprowadziłem się z jej powodu. Gdyby Harry też o tym wiedział, pewnie cała szkoła wcześniej czy później poznałaby prawdę. Przeprowadziliśmy się, żeby się od tego wszystkiego uwolnić.

    – Nie ufasz Harry'emu? – pyta Jay, a Louis wzdycha ciężko.

    – Nie wiem – wyznaje. Wtedy Daisy podbiega do nich i pociąga za koszulkę Jay.

    – Prezenty? – pyta. Kobieta uśmiecha się i pochyla, by złożyć całusa na czubku głowy dziewczynki.

    – Oczywiście, kochanie – odpowiada, delikatnie popychając Daisy w kierunku schodów. – Dlaczego nie pójdziesz powiedzieć wszystkim, że już czas? – Daisy w podskokach rusza w górę schodów, a Jay obraca się do Louisa. – Mam kilka prezentów dla Harry'ego. Nie obchodzi mnie, co o nim powiedziałeś, ani to, co o nim myślisz… Jeśli jego rodzina nie wie, jak go dobrze traktować, chcę, aby wiedział, że tutaj zawsze znajdzie się dla niego miejsce.

    Louis kiwa głową.

    – Ja też tego chcę – zgadza się. Jay uśmiecha się i szczypie go w policzek, zanim idzie do salonu.


    – Ten jest dla Louisa i Harry'ego – mówi Lottie, czytając karteczkę przy niebiesko-różowej torebce prezentowej. Louis marszczy brwi, sięgając po torebkę, którą Lottie mu podaje. Spogląda wyczekująco na Harry'ego, który – wedle życzenia Phoebe i Daisy – siedzi pomiędzy bliźniaczkami. Trzyma na kolanach Ernesta (o co poprosiła go Jay, ponieważ Dan był w podróży biznesowej, a sama nie dałaby rady pomóc obydwu najmłodszym członkom rodziny otworzyć ich prezentów).

    Harry spotyka spojrzenie Louisa i wykrzywia wargi, zanim podnosi się i podchodzi do niego, siadając przy nim z Ernestem w ramionach. Louis powoli rozkłada papier ozdobny, którym wyłożona jest torba, po czym wyciąga z jej wnętrza zawartość.

    – Oh – mówi miękko, przyglądając się malutkiej, bladozielonej parze śpioszków. – O mój Boże, mamo. Nie musiałaś.

    – Dziękuję – odzywa się Harry, brzmiąc, jakby miał się zaraz rozpłakać. Hormony mocno w niego uderzają.

    Jay jedynie macha na ich dwójkę dłonią.

    – Nigdy nie jest za wcześnie, by zacząć kupować rzeczy, prawda? – pyta, na co Harry przytakuje, lecz Louis potrafi jedynie przyglądać się ubranku w jego dłoniach. Nie potrafi wyobrazić sobie trzymania dziecka, które nie jest żadnym z jego młodszego rodzeństwa.

    – Jest prawie tak malutkie jak ty, skarbie – mówi Harry piskliwym głosem do Erniego i serce Louisa trzepocze z jakiegoś powodu, którego nie potrafi wytłumaczyć.

There Goes My Life || Larry [tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz