TGML - 23

4K 388 43
                                    

    – Przepraszam.

    – Okej.

    – Kocham cię, H.

    – Fajnie.

    – Nie chciałem cię zasmucić.

    Louis wzdycha i opuszcza głowę na poduszkę, patrząc czule na Harry'ego składającego dziecięce ubranka, które kupili razem dzień wcześniej.

    – Jesteś taki piękny, kochanie – próbuje po raz kolejny niebieskooki, przesuwając się bliżej do kupki poskładanych śpioszków i biorąc jedne. Naburmuszenie Harry'ego wzrasta, kiedy szatyn przykłada je do jego brzucha.

    – Widzisz, pasuje idealnie.

    – Lou, to ubranko dla rocznego dziecka – mówi kręconowłosy zirytowany. – Ogarniam to, że zrobiłem się większy, ale nie musisz tego wytykać. Już wystarczająco mi z tym źle.

    – Harry – mówi słodko Louis, składając ubranko (nie tak ładnie jak Harry, ale przynajmniej się starał). – Kiedy powiedziałem ci, że powinieneś zacząć nosić większe ubrania nie zrobiłem tego, bo uważam, że jesteś gruby czy coś. Uważam, że wyglądasz uroczo, skarbie. – Louis rysuje serduszko palcem na brzuchu bruneta, który wystaje deliaktnie spod jego koszulki od miejsca nad jego pępkiem aż po talię. – Stwierdziłem po prostu, że jest ci niekomfortowo w małych ubraniach. Jesteś taki idealny, H, wyglądasz niesamowicie.

    – Nieprawda. – Harry praktycznie kwili, odsuwając się od dotyku drugiego chłopaka. – To ty jesteś idealny, Louis, a ja wyglądam jak wieloryb.

    – Nie wyglądasz – kłóci się niebieskooki. – Jesteś piękny, kochanie. Tak mocno cię kocham. Zawsze wyglądasz gorąco, promieniejesz. Proszę, nie myśl i sobie w taki sposób, okropnie smuci mnie, kiedy tak o sobie mówisz.

    – Przepraszam – szlocha Harry. Louis marszczy brwi i wstaje z łóżka, owijając ramiona wokół kędzierzawego.

    – Nie płacz, kochanie – mruczy cichym głosem. – Dlaczego jesteś smutny, H?

    – Po prostu czuję za dużo rzeczy. – Harry pociąga nosem z małym chichotem, na co Louis także się śmieje. – Nie wiem, L. Mały strasznie kopie i jestem naprawdę zmęczony.

    – Chodź, poleż ze mną – mówi szatyn słodko, przenosząc ostrożnie stosiki złożonych śpioszków z łóżka na podłogę, upewniając się, że żadne z nich się nie rozwaliły, bo inaczej Harry narobiłby niezłego rabanu.

    – Dobrze – wzdycha brunet, ocierając oczy, zanim pozwala starszemu pomóc sobie ułożyć się na łóżku. Louis przytula się do niego, gdy Harry chichocze łzawo, uśmiechając się, kiedy chłopak składa trzy całusy na jego obojczyku.

    – Od zawsze sądziłem, że jesteś piękny, skarbie – mruczy Louis, uśmiechając się, gdy Harry chwyta jego dłoń i przykłada do swojego brzucha. – Ale teraz? Cholera jasna, jesteś tak olśniewający, że to aż nieprawdopodobne. Tak bardzo cię kocham.

    – Louis. – Harry znowu chichocze, z czerwonymi policzkami, kiedy szatyn nachyla się i cmoka go w nos. – Louis, Boże, kocham cię.

    – Ja ciebie mocniej – sprzecza się niebieskooki cichym głosem.

    – Wątpliwe – odpiera brunet.

    – Myśleliście już o imieniu? – pyta Leigh-Anne, gdy macza frytkę w ketchupie, wkładając ją do ust i opierając się wygodnie na swoim miejscu.

    – Nie do końca. – Louis wzrusza ramionami, z ręką owiniętą wokół ramion Harry'ego, który pływa w jego bluzie sportowej. – Mam na myśli, nie rozmawialiśmy jeszcze o tym.

    – Ja od zawsze wiedziałem, jak chcę nazwać swoje dzieci – wtrąca Niall, sięgając przez stół, by wziąć jedną z frytek szatyna, wkładając przy tym łokieć w sos farmerski. Harry chichocze, gdy blondyn nawet tego nie zauważa. – Beckham i Junior.

    – Serio zamierzasz nazwać swoje dziecko Junior? – pyta Louis ze zmarszczonymi brwiami.

    – Tak po prostu zignorujemy tego Beckhama? – pyta Leigh-Anne. Harry nic nie mówi, ale uśmiecha się lekko, gdy niebieskooki kontynuuje.

    – Moje dziecko będzie miało naprawdę świetne imię – stwierdza Louis, obserwując z czułością jak Harry podkrada od niego frytkę. Brunet zamówił średni zestaw, kiedy Louis wziął dwa duże. Jeden był dla Harry'ego, gdyż był on zbyt nieśmiały, by samemu zamówić aż tak dużo jedzenia.

    – Czyli jakie na przykład? – pyta Leigh.

    – Podoba mi się Elijah – mruczy Louis, nie zauważając czarującego uśmiechu Harry'ego. – Albo Kayden. Czy Hayden.

    – Nazwij dzieciaka Kayden Hayden! – Śmieje się Leigh-Anne.

    – Czy Hayden nie jest dziewczęcym imieniem? – pyta Niall.

    – Imiona nie muszą być przeznaczone tylko dla jednej płci, dupku – prycha szatyn. Serce Harry'ego pęcznieje na to.

    – Podoba mi się Joshua – mówi cicho zielonooki. Louis spogląda na niego.

    – Myślałeś nad imionami? – pyta, uśmiechając się deliaktnie, kiedy Harry układa dłoń na jego idzie, stukając o nie swoimi pomalowanymi na różowo paznokciami.

    – Tak. – Kręconowłosy wzrusza ramionami. – Ale Elijah także mi się podoba. To dobre imię.

    Louis uśmiecha się, gdy Niall obraca się do Leigh-Anne i udaje, że wymiotuje.

    – Zazdrośni? – pyta szatyn, wytykając język do dziewczyny, kiedy ta robi to samo.

    – Lubię Elijah. – Blondyn wzrusza ramionami. – I Joshua. Dobre, irlandzkie imię. Może te, które odrzucicie, wybierzcie jako drugie imię?

    – To najmądrzejsza rzecz, jaką powedział odkąd go znam – mamorocze Louis nie do końca subtelnie do Harry'ego, na co Niall burmuszy się, kiedy kędzierzawy i Leigh-Anne zaczynają chichotać.

    – Ale te 'ah' nie brzmią razem zbyt dobrze. – Harry wydyma wargi. – Elijah Joshua? Brzmi dziwne.

    – Masz rację. – Louis wzrusza ramionami. – Na szczęście mamy jeszcze czas na podjęcie decyzji.

    – Louis, termin porodu wypada za miesiąc! – wykłóca się brunet. – Musimy zacząć myśleć o imieniu!

    – W końcu się na coś zdecydujemy – zapewnia Louis miękkim głosem. – Nie panikuj, nazwiemy go zanim przyjdzie na świat. – Harry dalej się boczy, opierając się o szatyna.

    – Cholera, moja głowa mnie zabija – jęczy Niall, kiedy zaczynają migać policyjne światła w mijającym restaurację radiowozie. – Wczorajsza impreza u Caluma była szalona, powinieneś tam być.

    – Hazz i ja obejrzeliśmy kilka filmów. – Louis wzrusza ramionami. - Ostatnio nie mam zbytnio humoru na imprezy.

    – Pantofel – wzdycha Irlandczyk.

    – Nie zamierzam zostawiać Harry'ego samego tylko po to, by narąbać się na jakiejś imprezie – prycha szatyn. – Uwielbiam spędzać czas z moimi dwoma chłopcami, a oprócz tego moja mama by mnie zabiła, gdybym wrócił do Harry'ego pijany w trzy dupy. Niektórzy z nas wiedzą, czym jest odpowiedzialność, Niall.

    Harry pęcznieje z dumy na sposób, w jaki Louis tłumaczy przyjaciołom, dlaczego spędza niemal cały czas w zaciszu domowym razem z nim, uśmiechając się szeroko, gdy szatyn całuje czubek jego głowy. Niall jedynie prycha i wywraca oczami, kiedy Leigh-Anne kręci głową.

There Goes My Life || Larry [tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz