10.

53 7 8
                                    

*Claire*

- W mordę jeża! - zaklęłam pod nosem, gdy tylko się ocknęłam. Szybko przypomniałam sobie wydarzenia poprzedniej nocy.

***
Pożegnałam się z szefem i wyszłam, zderzając się z chłodnym marcowym powietrzem. Nagle usłyszałam zwalniający samochód oraz swoje imię. Obróciłam się z bijącym mocno sercem, by spojrzeć na tego, kto mnie woła. Całe szczęście, znajdowaliśmy się w zasięgu światła ulicznej lampy, mogłam się przyjrzeć osobie, która właśnie zatrzymała obok mnie samochód, jak się okazało policyjny.

- Claire Downberg? - zapytał młody, może dwudziestokilkuletni ciemnowłosy mężczyzna pokazując odznakę policyjną. Przyjrzałam się dokumentowi. Michael Langfay - oczytałam. Spojrzałam na fotografię, potem na mężczyznę, porównując obie twarze. Owalna, lekko pucułowata buzia, długi, lekko garbaty nos, krótkie, czarne, przystrzyżone na jeża włosy, brązowe oczy i delikatnie uniesione w górę kąciki ust.

- Tak, o co chodzi?

- Jesteś zagrożona, muszę przetransportować cię w bezpieczne miejsce.

- Gdzie jest bezpieczne miejsce?

- Tymczasowo na komendę, a później zdecyduje pani sama, gdzie panią zawieźć.

Wsiadłam do samochodu siadając za kierowcą. Dopiero teraz zobaczyłam, że Mike ma towarzystwo - niewiele starszego od siebie blondyna, który przystawił mi pistolet do skroni. Cudownie. Jedyne na co mogłam się teraz silić to sarkazm.
Jakiś czas później musiałam zostać odurzona, bo czułam jak tracę świadomość. Straciłam przytomność, a kiedy otworzyłam ponownie oczy, bałam się tego, co zobaczę. Moje nadgarstki, tak samo jak kostki nóg związane były jakimiś brudnymi szmatami. Rozejrzałam się dookoła, by dowiedzieć się gdzie jestem, ale pomimo częstego mrugania, moje oczy nie mogły przyzwyczaić się do mroku. Czułam jedynie, że jestem na pace jakiegoś samochodu dostawczego. Nie był wielki, ale mogłam spokojnie rozprostować nogi. Wzięłam głęboki oddech, zastanawiając się, co dalej i skrzywiłam się czując woń stęchlizny.

Na zakręcie rzuciło mną na bok tak, że poczułam nieprzyjemny ból klatki piersiowej. Telefon. Całe szczęście, że schowałam go do stanika, inaczej zabraliby mi go tak samo jak wszystko, co miałam w kieszeniach spodni.

Związane ręce bardzo utrudniały mi ruchy, jednak po chwili udało mi się wyjąć telefon. Położyłam go na kolanach, aby móc na miarę sytuacji swobodnie napisać smsa do Iana. -

Porwali mnie, jedziemy dostawczakiem. Mike z policji jest to zamieszany. Mam 42% baterii. Szybko.

Całe szczęście, że nic Ci nie jest. Trzymaj się, reszta policjantów jest po naszej stronie, Jasper już działa. Usuń smsy - odczytałam i szybko wykonałam polecenie.

Odczuwałam lekki niepokój, ale nie bałam się. To zaskakujące, że jestem w stanie myśleć teraz racjonalnie. Schowałam telefon do mojej kryjówki, uprzednio go wyciszając. Całe szczęście, że wcześniej nikt nie zadzwonił, zdradzając posiadanie przedmiotu.

Nagle tylne drzwi furgonetki się otworzyły, zalewając wnętrze oślepiającym światłem. Ktoś krzyczał niezrozumiałe słowa, a ktoś inny wskoczył na pakę, by chwilę później szarpnąć mnie za ramię i wyrzucić z samochodu. Zaklęłam, kiedy moja twarz zatrzymała się kilka centymetrów od ziemi. Chciałam odwrócić się, by zobaczyć napastnika, jednak czyjś but skutecznie uniemożliwił mi poruszanie.

- No, no - cmoknął - co my tu mamy? - słyszałam w jego drwiącym głosie zadowolenie. - Wstawaj, idziemy - kopnął mnie pod żebra tak, że przez chwilę zabrakło mi tchu.

Szarpnął mnie ponownie, podnosząc do pozycji pionowej i przyjrzał się od góry do dołu.

- Całkiem ładna - powiedział blondyn nie odrywając ode mnie wzroku.

- Zostaje ze mną - stanął między nami brunet i teraz to on zaciskał dłoń na moim przedramieniu.

- Chris, nie możesz jej zatrzymać. Już jedną wziął Jered. Zleceniodawca się wścieknie. - Przyjrzałam się mężczyźnie, który to powiedział i cofnął się kilka kroków, a następnie ciemnowłosemu, który teraz mnie trzymał.

Blondyn miał około trzydziestu pięciu lat. Jego jasne włosy, związane nisko, sięgały prawie łopatek. Ubrany był jak farmer ze starego, amerykańskiego filmu - w kraciastą koszulę, spodnie khaki i kapelusz. Mężczyzna stojący obok mnie, Chris, wyglądał na młodszego, miał zielone oczy, ciemnobrązowe włosy i łagodne rysy twarzy. Ubrany był w jasne, przetarte jeansy i biały podkoszulek.

- Mike, tylko jedna.

Chris uśmiechnął się na widok Mike'a który uniósł ręce w geście poddania i westchnął.

Z jednej strony cieszyłam się,że nie zostanę sprzedana jakiemuś staremu oblechowi, z drugiej bałam się tego, po co Chris chce mieć mnie dla siebie.

😨😨😨😨😨😨😨
Kochani. Ten rozdział był ciężki do napisania. Nie miałam na niego pomysłu, porwanie wpłynęło niespodziewanie.

Macie jakieś przypuszczenia,co zrobi Chris? I kim w ogóle porywacze? Zauważyliście zbieżność imienia??



Miłość ma zapach kawyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz