Prolog - 1

7.8K 194 103
                                    

Noc. Ciemne gwieździste niebo.   

Nie było nawet najmniejszego wiatru.

Był początek lipca i nawet pomimo późnej pory, nadal było gorąco jednak nie dla chudego, bladego mężczyzny.

Na tle nieba odznaczał się duży i potężny zamek a po drugiej stronie ledwo widać było zarys małej wioski w której jeszcze paliły się światła.

Mężczyzna stał na wzgórzu i trząsł się. Był przerażony, nie miał pojęcia czy dobrze robi.

Matko, Bóg mu świadkiem że miał ochotę stąd uciec i zaszyć się gdzieś w Rosji aby go nie znaleźli jednak zaraz sobie przypomniał że nie robi tego dla siebie.

Wyprostował się i czekał.

Spojrzał na zegarek na swoim ręku. Jeszcze pięć minut.

Mężczyzna przestąpił z nogi na nogę zastanawiając się czy aby nie władował się właśnie w pułapkę. Bał się. Żołądek podchodził mu do gardła i chciało mu się wymiotować. Zrobiło mu się zimno i musiał okryć się swoją czarną peleryną.

Zaraz usłyszał ciche pyknięcie przed sobą i zobaczył białe światło lecące w jego stronę.

- nie zabijaj mnie! - krzyknął spanikowany. Miał zupełnie inny głos. Nie był pewny siebie i opanowany. Słychać w nim było panikę i desperację. Różdżka wyleciała mu z ręki a on sam padł na kolana czując jak w wbijają mu się w nie kamienie. Bał się podnieść wzrok. Nigdy mu się to nie zdarzyło.

- nie zamierzam Severusie. Wstań. - odezwał się spokojnie mężczyzna.

Severus podniósł na niego wzrok jednak nie wstał. Przed nim stał postawny mężczyzna z długą, siwą brodą i równie siwymi, długimi włosami. Stał przed nim w srebrnej, długiej szacie. Na krzywym nosie miał swoje okulary połówki znad których patrzył na mężczyznę klęczącego przed nim na ziemi. Patrzył na niego z pogardą i widocznym obrzydzeniem.

- wstań. - powiedział raz jeszcze nadal celując w niego różdżką. Nie ufał mu za grosz. Wiedział kim był i do czego był zdolny.

Młody mężczyzna wstał, jednak był przygarbiony a cała pewność siebie którą zyskał w ciągu kilku lat, ulotniła się z niego w jednej chwili. Niepewnie spojrzał na starego czarodzieja.

- dlaczego poprosiłeś o spotkanie? - spytał czarodziej. Mężczyzna spojrzał na niego błagalnie.

- potrzebuję twojej pomocy - powiedział cicho a stary czarodziej się zaśmiał jednak nie było w tym nic przyjaznego. Wyśmiewał go, szydził z niego, gardził nim.

- skąd Ci przyszło do głowy że pomogę komuś takiemu jak Ty? - spytał łagodnym głosem jednak wzrok nadal przewiercał Severusa który jeszcze bardziej się skulił w sobie. Docierało właśnie do niego że popełnił największy błąd. Nie dostanie pomocy a nawet gorzej. Nie pozwoli mu odejść. Nie wróci do domu. Do.. Nie.

- nie chce już tego robić. Wiem że zniszczyłem wszystko. Wiem że zdradziłem tylu ludzi. Tylu zabiłem jednak nie mogę już więcej. - zaczął mówić a głos mu zaczynał się łamać. Pomyślał o niej jednak odpędził od siebie jej widok. Jej uśmiechniętą twarz i piękne oczy. Nie mógł teraz o niej myśleć. Dumbledore patrzył na niego i prychnął.

- Czarny Pan oszalał. Miota się, nie wie co robić. Usłyszał przepowiednie i jest święcie przekonany że tu chodzi o dzieciaka Lily Potter. Pomóż mi. - powiedział błagalnie. Coś w twarzy Dumbledora się zmieniło jednak nadal patrzył na niego uważnie.

- nie mam w tym żadnego celu. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Brzydzę się tobą Severusie. - powiedział i odwrócił się od niego na pięcie. Snape spanikował. Nie mógł pozwolić mu aby odszedł. Nie teraz! A co z nią? Musiał ją ocalić.

Decyzja (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz