Czasami nie każdy jest taki rycerski.

63 3 0
                                    


- Boże ciszej Darren. - Szepnęła kiedy blondyn spad na podłogę.

- Przepraszam, ale nie wspinam się na co dzień  po budynkach. - Bąknął przykładając rękę do bolącego tyłka. Jackie przewróciła tylko oczami i weszła w głąb domu. Właśnie przyszli odbić Cedrika od tej starszej pani.

Ohoho Cedriku!- Usłyszała głos jakiejś kobiety.

Właśnie tak ohhhh! - Jednooka ze skrzywioną miną uchyliła drzwi, zza których dochodziły te dwuznaczne dźwięki.

- I co? - Zapytał Darren cicho. Jackie wstrzymując oddech zajrzała do pokoju. Cedrik właśnie tańczył w stroju błazna. Ufff... Zamaskowana kobieta wyciągnęła małą strzałkę i rurkę po czym strzeliła w stronę staruszki. Minęła chwila, a tamta zasnęła. Razem z blondynem już pewnie weszła do pomieszczenia.

- Dobra Cedriku, przybyłam z odsieczą! - Darren szturchnął ją. - Znaczy MY przybyliśmy ci z odsieczą.- Poprawiła się.

- Ale kiedy ja nie potrzebuję ratunku. - Rycerz usiadł na krześle.

- Nie żartuj, mamy zadanie do wykonania. - Jackie uśmiechnęła się na tyle uprzejmie ile mogła.

- Gdzieś mam to zadanie. - Odparł jej. - Wynoście się już. - Zdenerwowanie kobiety osiągnęło właśni zenitu. Jest jedna rzecz, której nienawidzi bardziej niż starszych kobiet wydających dziwne dźwięki. To NIEDOKOŃCZENIE ZLECENIA Z WŁASNEGO LENISTWA. Wyciągnęła małą kuszę z bełtem i wycelowała w serce mężczyzny.

- Zwykły z ciebie kundel, a nie rycerz. - Powiedziała oschle i bez mrugnięcia okiem zabiła Cedrika. Zapominając o blondynie stojącym gdzieś z boku opuściła budynek.

- Zabiłaś go. Mieliśmy przecież...- Podbiegł do niej najemnik.

- Ooo zamknij się już. Akurat jesteś ostatnią osobą od której potrzebuję lekcji o moralności.

- Słuchaj wiem, że nie masz zielonego pojęcia o honorowej walce ale- Jackie przerwała mi wybuchem śmiechu.

- A ty może masz? - Przetarła małą łezkę z policzka. - Błagam nie rozmieszaj mnie. - Po chwili ciszy jako pierwsza odezwała się kobieta. - Będziesz teraz na mnie obrażony?- Darren potaknął skinieniem głowy. Przewróciła oczami. - Chodźmy poszukać transportu.

-------------------------------

- Nie powinniśmy kraść jego koni. - Oburzył się mężczyzna, jednocześnie wycierając pianę po piwie z kilkudniowego zarostu.

- Nie przesadzaj, przecież je oddamy. Kiedyś tam... - W tym momencie podeszła do nich jedna z córek rolnika, oznajmiając że przygotowała im pokój. Całą drogę na górę pożerała Darrena wzrokiem.

- Za godzinę kolacja. - Oznajmiła bardzo dziewczęcym, trochę piskliwym, głosikiem. Zamykając za sobą drzwi puściła jeszcze oczko do blondyna.

- Co to miało być? - Zapytałam.

- No co? Czy to moja wina, że jestem taki...

- Głupi? Zdecydowanie twoja. - Godzina minęła szybko. Zanim się obejrzeliśmy, siedzieliśmy już na dole czekając na wszystkich członków rodziny. Gdy córka staruszka nie zjawiła się po czasie poprosił najemnika o przyprowadzenie jej ze stodoły. Jackie zdążyła już dowiedzieć się wszystkich okolicznych plotek od żony gospodarza. Darren i ta mała... dziewuszka jeszcze nie wrócili. Planem jednookiej na dziś wieczór było nażreć się do syta po czym ukraść konie i ruszyć w drogę. Trochę poddenerwowana wstała od stołu.

- Może zobaczę co z nimi. - Powiedziała najuprzejmiej jak mogła i ruszyła do stodoły. Weszła cicho i niezauważenie. Na stosie siana zastała Darrena macającego i obściskującego się z  cycatą dziewczyną. Wyszła z ukrycia, nawet jej nie zauważyli. 

- Wybaczcie, że wam przerywam jednak kolacja czeka a niektórzy chętnie by ją zjedli. - Na jej widok odskoczyli od siebie jak poparzeni. Cały posiłek minął w lekko niezręcznej ciszy. Dopiero w pokoju Darren odezwał się do Jackie.

- Nie jesteś chyba zazdrosna co? - Zapytał z głupkowatym uśmieszkiem, który zniknął po zobaczeniu grymasu kobiety.

- Nie ma o co, nie martw się. - Spakowała jedzenie od gospodarza i stanęła gotowa w drzwiach - Wyjeżdżam za piętnaście minut, jeśli dalej chcesz mi pomóc to czekam na zewnątrz. - Zeszła na dół. Wszyscy domownicy już spali, więc przekradła się do stajni i wyciągnęła karego ogiera. Założyła siodło, ogłowie i teraz jest gotowa do jazdy. Dosiadła zwierzęcia i rzuciła jeszcze okiem na wyjście z chatki. Darrena ani śladu. Odczekała jeszcze pięć minut aż w końcu odjechała.

-----------------------------

Minęły trzy dni, Jackie namierzyła Niezwyciężonego w jednym z największych miast. Plan wydawał się prosty. Zabić go strzałem z kuszy podczas biesiady odbywającej się dziś w nocy. Kobieta siedziała na balkonie, czekając na dogodną chwilę.

- Stój!  - Usłyszała za sobą donośny głos. Odwróciła się gotowa do ataku jednak nie zdążyła wykonać żadnego ruchu, bo strażnik powalił ją na ziemię.

- Patrole wam się zmieniły czy jak?! - Krzyknęła szarpiąc się pod mężczyzną. Potem cały wieczór przesiedziała na jednym z posterunków. Dopiero rano ją wypuścili. Czemu? Nie miała zielonego pojęcia. Gdy wyszła na zewnątrz przywitał ją ten sam debilny wyraz twarzy, który miała okazję oglądać kilka dni wcześniej.

- Co ty byś beze mnie zrobiła? - Zaśmiał się najemnik.

- Uwolniła się? Wracaj do swojej dzieweczki, nie chce cię tu widzieć. - Powiedziała patrząc na blondyna z wyrzutem.

- A co jeśli nie chce tam wracać?

- Wtedy zabierasz tyłek w troki i mi pomagasz.

- Wiedziałem.- Darren uśmiechnął się i objął dziewczynę ramieniem. Ta jednak szybko je zrzuciła.

- Nie spoufalaj się tak. - Mimo zimnego tonu uśmiechnęła się lekko. Fajnie było znowu zobaczyć tą okropną mordę.

Nie zadawaj pytań, a nie usłyszysz kłamstw.Where stories live. Discover now