Jackie pędziła na koniu. Z każdym ruchem w siodle czuła się coraz gorzej.
- No dalej, nie możesz teraz... - powiedziała do siebie starając utrzymać się w świadomości. Nie może przecież w takiej chwili zasnąć lub co gorsza zemdleć. Przed sobą dostrzegła kilka budynków. Wioska, którą mijali po drodze do Cahir. Uśmiechnęła się lekko na myśl o tym, że pokonała już kawałek drogi. Jednak po chwili opuściła głowę, uderzała teraz bezwładnie i szyję konia. W końcu pod samą wioską spada z wierzchowca. Krzyknęła z bólu, kiedy spotkała się z ziemią. Jęczała, oddychając płytko.
- Niech mi ktoś pomoże do cholery! - prawie ostatkami sił zaczęła błagać o pomoc. Z jednego z domów wyłoniła się kobita przy tuszy. Stanęła obok jednookiej z małą świecą w ręce i przyjrzała się jej niepewna co robić. W końcu ma tyle możliwości, może pomóc, może ją zostawić, a nawet szantażować. - Pomóż mi kobieto. - zajęczała Jackie. Wreszcie coś chyba zaświtało w mózgu wieśniaczki i pomogła wstać poszkodowanej. Zawiesiła ją sobie zwinnie na ranieniu i pomogła dojść do chatki. W środku posadziła ją przy sypiącym się już, drewnianym stoliku po czym oznajmiła, że za chwilę wróci.
- A ty co się tak patrzysz? Co młody? - brunetka zapytała, kiedy zobaczyła w drzwiach wpatrującego się w nią chłopca. Dzieciak słysząc jej słowa, spłoszył się i uciekł do innego pokoju.
- Pokaże mi co boli. - do kuchni wróciła gospodyni. Jackie z trudem odpięła swoją lekką zbroję i kiwnięciem głowy wskazała brzuch. Kobieta docisnęła lekko jej żebra, a jednooka mimowolnie krzyknęła. - Musisz dużo leżeć i się tym smarować. - nabrała na palce trochę białej mazi i rozsmarowała w bolącym miejscu. Brunetkę przeszedł przyjemny chłód, westchnęła z ulgą.
- Nie mam czasu, ale dziękuję to na pewno pomoże. - stwierdziła ubierając się ostrożnie.
- A gdzie ci tak śpieszno co? Życie ci pewno nie miłe. - zaciekawiła się wieśniaczka. Podparła ręce na dużych biodrach. Dalej patrzyła przenikliwie i ewidentnie podejrzewała Jackie o jakąś kradzież, morderstwo albo Bóg wie co jeszcze.
- Nie jeśli chodzi o życie to jest wręcz przeciwnie. Ja... muszę pomóc mojemu przyjacielowi. - uśmiechnęła się chowając do sakiewki maść. - Macie tu jakąś oberżę? Czy cokolwiek gdzie będę mogła znaleźć jakiegoś konia? - zapytała stojąc już w drzwiach wyjściowych.
- Jest, jest idź prosto to dojdziesz. - jednooka podziękowała jeszcze raz i ruszyła przed siebie. Liczyła, że Pascow nie będzie się śpieszyć ze złapaniem jej. W końcu wariaci mają nieprzewidywalne sposoby działania, prawda? Doszła do karczmy, ledwo trzymając się na nogach. Najpierw przyszło jej do głowy, zapytać o konia. Szybko jednak zrezygnowała z tego pomysłu. Musiałaby pewnie zapłacić, a nie ma przy sobie nawet jednej sztuki złota. Podprowadziła czyjegoś osiodłanego już wierzchowca i ruszyła galopem w dalszą drogę. Słońce zaczęło już wschodzić, kiedy Jackie dotarła do zamku Pascowa Astora. Od razu wpuszczono ją, nie zadając zbędnych pytań.
- Gdzie więzień, który zaatakował lorda? - zapytała jednego ze strażników.
- W lochach, czeka na egzekucje. Gdzie lord Astor?
- Nie twój interes. Dawaj mi klucze. - warknęła kobieta. Mężczyzna zmieszał się trochę jednak wyciągnął w jej stronę dłoń z pękiem kluczy.
- Ale po co?
- W Cahir dowiedzieliśmy, się że ten człowiek jest szpiegiem. Lord rozkazał mi wrócić wcześniej, bo chce zobaczyć głowę tego faceta wbitą na pal przed zamkiem, kiedy wróci. Poza tym stwierdził, że uda mi się jeszcze wyciągnąć jakieś informacje. - strażnik nie zadał więcej pytań, tylko wzruszył ramionami najwyraźniej przekonany słowami Jacke i odszedł. Kobieta spojrzała jeszcze na klucze i przełknęła głośno ślinę. Ma mało czasu na wydostanie stąd Darrena, a nie wie nawet czy jest on w stanie chodzić samodzielnie.
"Spokojnie, uda się nawet jeśli ten porywczy pajac jest ledwo żywy. Wyciągnę nas stąd." - podbudowała się na duchu i ruszyła w kierunku lochów.
YOU ARE READING
Nie zadawaj pytań, a nie usłyszysz kłamstw.
Fantasy-Lwica...-Mruknął. -Widzę, że znasz jedno z tych ładniejszych przezwisk. -Jackie uśmiechnęła się. - Ale mimo wszystko nazywam sie Jackie Brown i lepiej dla ciebie rycerzyku żebyś tak mnie nazywał.