Jackie przykucnęła nad nieprzytomnym mężczyzną. Miała ochotę pozbawić go życia tu i teraz, ale on nie zasługuje na szybką śmierć. Rozerwała Astorowi koszulę i kawałkiem materiału zakneblowała mu usta. Resztę wykorzystała, aby przywiązać go do wysokich nóg łoża. Usiadła na przeciwko niego i nie chcąc czekać aż się obudzi ukuła czarnowłosego w nogę.
- Nie rzucaj się tak. - odpowiedziała spokojnie, kiedy próbował się szarpać. Na szczęście zastosował się do tego co powiedziała, bo mimo wszystko dwa kawałki szmaty nie są zbyt wytrzymałe. - Mogłam cię zabić. Jednak to zbyt proste. - kobieta przysunęła się do niego i zablokowała mu przy tym nogi. Obróciła powoli sztylet w dłoni, po czym kilkoma szybkimi ruchami wycięła na brzuchu mężczyzny znak nie istniejącego już plemienia Briga. Mimo bólu Pascow nawet się nie wzdrygnął. - To oznacza kłamcę, złodzieja lub barbarzyńcę. W twoim wypadku chyba jest to bez różnicy. - widząc, że lord chce coś powiedzieć wyciągnęła knebel.
- Trafił swój na swego co? - uśmiechnął się. - A mogliśmy miło spędzić czas. Muszę zapamiętać, żeby następnym razem nie dawać ci tak szybko kontroli nad sobą.
- Następnym razem? - warknęła przez zaciśnięte zęby. Usłyszeli pukanie. Po chwili do środka wpadło trzech żołnierzy. Nóż trafił pierwszego prosto w gardło. Powoli osunął się na ziemię. Pozostali dobyli broni i powoli zaczęli zbliżać się do Jackie. Kobieta wiedząc, że nie ma szans w takim stanie, najzwinniej jak tylko mogła wymanewrowała przeciwników i wybiegła z komnaty. Biegła przed siebie ile sił w nogach. Potrąciła kilka przypadkowych osób i zbiegła do kuchni. Zatrzasnęła za sobą drzwi. Zaskoczone kucharki patrzyły tylko na nią w milczeniu. Jednooka rozbiła małe okienko i postanowiła przez nie wyjść. Na dziedzińcu już jej szukano, żołnierze chodzili dookoła z pochodniami i mieczami, gotowi w do ataku. Jackie przekradła się do stajni, założyła ogłowie pierwszemu lepszemu koniu. Odwiązała resztę zwierząt, po czym rzuciła zamocowaną na filarze pochodnie prosto w siano. Kiedy zwierzęta zaczęły panikować, wszyscy na dziedzińcu zebrali się wokół stajni. ktoś w końcu otworzył drzwi. Wszystkie konie wybiegły w popłochu, a między nimi Jackie na gniadym wierzchowcu. - Psia krew... - mruknęła pod nosem widząc, że jeden z żołnierzy zaczął opuszczać bramę. Pośpieszyła konia i jak strzała wpadła na most zwodzony, a później na drogę. Obejrzała się jeszcze za siebie nie dowierzając, że jednak przeżyła. Wreszcie udało jej się uciec, teraz wystarczy już tylko jakoś dotrzeć do kuzyna i... no tak Darren. Nie może go tak zostawić.
YOU ARE READING
Nie zadawaj pytań, a nie usłyszysz kłamstw.
Fantasi-Lwica...-Mruknął. -Widzę, że znasz jedno z tych ładniejszych przezwisk. -Jackie uśmiechnęła się. - Ale mimo wszystko nazywam sie Jackie Brown i lepiej dla ciebie rycerzyku żebyś tak mnie nazywał.