- Dobra jeszcze godzina i wyjedziemy z tego przeklętego lasu. - oznajmiła Jackie.
- Nie wiedziałem, że potrafisz wystraszyć nawet ducha.
- O czym ty gadasz? - zmieszana kobieta popatrzyła groźnie na Darrena.
- Na Bogów dziewczyno! Przecież wczoraj wieczorem spotkaliśmy ducha! - jednooka przyznała mu rację jednocześnie przewracając oczami. Nie nawidzi duchów, więc nie chce o nich rozmawiać. Godzina drogi minęła wyjątkowo szybko. Od razu po wyjechaniu z lasu najemnik dostrzegł duży zamek.
- Myślisz, że powinniśmy tam uzupełnić zapasy? - Jackie spojrzała krytycznie na budowlę w oddali.
- Wolałabym, nie ale nie mamy wyjścia. - blondyn spojrzał na nią pytająco. - Podobno mają nowego władce. Ludzie mówią, że jest skończonym popaprańcem. Obdziera ludzi ze skóry, pali ich na stosach, wbija na pale i...
- Dobra nie kończ. - najemnik powstrzymał kobietę od dalszych opowiastek. - Nie ma gdzieś w okolicy jakiegoś miasta? Wioski? Farmy?
- Problem w tym, że nie. Jedźmy już, im szybciej to załatwimy tym lepiej.
---------------------------------------------
Na miejscu przywitał ich smród nie do zniesienia. Krzywiąc się wjechali na dziedziniec. Dookoła krzątało się sporo ludzi w różnym wieku.
- Przepraszam panią bardzo, chcieliśmy uzupełnić zapasy na dalszą podróż czy możemy...- Kobieta spojrzała przerażona na Jackie i uciekła. Podobnie było z dwoma kolejnymi osobami. W końcu zaczepiła jednego ze strażników, który zamiast jej odpowiedzieć zaciągnął ją i Darrena do środka.
- Powtórka z rozrywki? - szepnął blondyn, kiedy stanęli przed pustym tronem.
- Goń się. - warknęła w odpowiedzi kobieta. Nagle drzwi po prawej stronie sali otworzyły się z głośnym hukiem i do środka weszło trzech mężczyzn. Pierwszy usiadł na tronie i uśmiechnął się dziwnie, dwaj pozostali stanęli po jego prawej i lewej.
- Wybacz panie, że ośmieliliśmy się zakłócić twój spokój. Jednak potrzebujemy zapasów, aby móc ruszyć w dalszą podróż. - zaczęła mówić Jackie.
- Jakim bym był władcą gdybym odmówił. - uśmiech nie schodził z jego twarzy. - Pozwólcie, że ugoszczę was na tą jedną noc, a jutro z samego rana wyruszycie w dalszą drogę.
- Bardzo nam się śpieszy więc...
- Nalegam. - rzucił kobiecie mrożące krew w żyłach spojrzenie. Jackie odpłaciła się tym samym.
- Będzie nam niezmiernie miło. - wtrącił się Darren. A ten znowu swoje!
- Wieczorem będzie uczta, do tego czasu czujcie się jak u siebie.
------------------------------------------
- Nie podoba mi się to. - jednooka usiadła na łóżku.
- Mi też nie, zwłaszcza po tym co powiedziałaś wcześniej, ale nie mamy dużego wyboru.
- Racja..- brunetka westchnęła. - Powinniśmy się rozejrzeć. - stwierdziła. Darren przytaknął i rozdzielili się zaraz po wyjściu z komnaty. Pierwszym miejscem, do którego trafiła Jackie była psiarnia. Duże ogary zaczęły szczekać i rzucać się w klatkach od razy, kiedy ją zobaczyły.
- Marnuję tu czas... - mruknęła pod nosem, odwracając się w stronę wyjścia. W drzwiach stał władca tego całego zamku, jednym słowem uciszył zwierzęta po czym uśmiechnął się nie mówiąc nic, jednak dalej blokując wyjście.
- Ostatnim razem, kiedy tu byłam miałam przyjemność rozmawiać z lordem Trettym.
- Nie słyszałaś? Staruszek już dawno wącha kwiatki od spodu. Teraz masz przyjemność rozmawiać z lordem Astorem. - wyprzedził pytanie kobiety.
- Przyjemność? To się chyba jeszcze okaże. - uśmiechnęła się zawadiacko i przepchnęła lorda barkiem. Czarnowłosy złapał ją za ramię.
- Za kwadrans wyruszamy do lasu na polowanie. Lepiej dla ciebie, żebyś się stawiła. - głos mężczyzny spoważniał. Uśmiech Jackie jednak nie schodził jej z twarzy. Zgodziła się i dopiero wtedy Astor ją puścił.
-------------------------------------
- Słyszałam wiele opowieści na twój temat panie. - zaczęła rozmowę kobieta, kiedy jechali szlakiem.
- Nie dziwę się. Wierzysz w nie?
- Nie mam jak na razie podstaw, żaby w nie wierzyć. - na jej słowa Pascow Astor prychnął śmiechem.
- Dobrze powiedziane, na razie. Powiedz mi kim ty jesteś? I kim jest twój towarzysz? - wjechaliśmy w jakiś las. Nagle wszyscy się zatrzymali i zsiedli z koni, jeden z mężczyzn podszedł do Jackie z kuszą w rękach.
- Złaź z konia. - zażądał. Jednooka z rękoma w górze stanęła obok zwierzęcia, które i tak po chwili zabrano.
- Często robisz przesłuchania w lesie?
- Tylko, kiedy ktoś jest intrygujący. Więc? Kim jesteście. - lord spoważniał.
- Jedziemy za facetem, który nazywa się Niezwyciężonym. Mamy na niego zlecenie. - kobieta odpowiedziała zgodnie z prawdą w końcu ma kuszę przystawioną do pleców... W oczach Astora dostrzegła dziki błysk.
- Był tu taki parę dni temu. W zasadzie dalej jest.
- Jak to?
----------------------------------------------------------
Wrócili do zamku w piątkę, reszta została na polowaniu. Pascow sprowadził Jackie po wąskich schodach do jakiegoś pomieszczenia. Dopiero, kiedy zapalił kilka pochodni dostrzegła na samym środku chłopaka przykutego łańcuchami. Cały zakrwawiony i pocięty. Uniosła jego podbródek żeby dokładniej obejrzeć twarz.Nos złamany, wyrwane kilka zębów... oczy wydłubane. Mimo wszystko przypomina Niezwyciężonego.
- Po pierwsze: Jak to zrobiłeś? Po drugie: Zabiorę, oczywiście jeśli pozwolisz, głowę. Muszę mieć jakiś dowód jego śmierci. - zaraz obok kobiety świsnął nóż. - Nie trafiłeś. - odwróciła się i wtedy Pascow podszedł niebezpiecznie blisko niej.
- Zapracujesz sobie na jego głowę. - fuknął. Jackie zaatakowała szybko jednak czarnowłosy zdążył złapać ją za nadgarstek. Upuściła broń i skrzywiła się, kiedy przystawił jej ostrze do gardła. Spróbowała kopnąć tam gdzie najbardziej zaboli jednak mężczyzna zasłonił się nogą.
- Jeśli masz dla mnie pracować powinnaś być posłuszna. - uśmiechnął się i przeciął opaskę Jackie. - To musiało boleć. - ocenił oko kobiety.
- Też mogę ci takie załatwić, będzie ci do twarzy. - warknęła w odpowiedzi. Pascow zaśmiał się.
- Pewnie twój przyjaciel też taki jest? Ale to dobrze im więcej pracy tym więcej zabawy.
YOU ARE READING
Nie zadawaj pytań, a nie usłyszysz kłamstw.
Fantasy-Lwica...-Mruknął. -Widzę, że znasz jedno z tych ładniejszych przezwisk. -Jackie uśmiechnęła się. - Ale mimo wszystko nazywam sie Jackie Brown i lepiej dla ciebie rycerzyku żebyś tak mnie nazywał.