Rozdział 25 - The Birthmark

2.2K 241 36
                                    

Teraz, to naprawdę następny prawdopodobnue będzie w weekend

P.S. To chyba mój ulubiony rozdział w całym opowiadaniu 😁

---------------------------------------------

Byłam zagubiona.

Nie wiem co już robić z Lauren. Minęło 7 tygodni i nic co robię, nie wygląda jakby pomagało, a nawet wygląda jakby tylko się niepokoiła wszystkim co robiłam.

Próbowałam z całych sił by nie brać żadnych z jej słów czy tego co robiła osobiście. Winiłam za to wszystko proces żałobny.

Jest parę momentów, gdzie pozwala sobie czuć i przetwarzać co się stało, ale przez większość czasu wydaje się być drętwa.

Wcześniej dzisiejszego dnia w końcu zdjęli jej gips i nie mogłam być bardziej wdzięczna. Nienawidziła być w wózku inwalidzkim, a ja równie mocno nienawidziłam mieć ją w nim. Lauren nigdy nie była kimś zależnym od kogoś, więc wiem jak bardzo nienawidziła być zmuszoną do krzesła.

Chociaż pytała o rzeczy tylko gdy były absolutnie niezbędne. Przez większą część to ja o wszystkim myślałam. Jak wiele snu będzie mieć, czy danego dnia zjadła, jak wiele dni spędziła bez mycia.

Na samej górze tego, wciąż chodziłam do pracy i wciąż wykonywałam moją papierkową robotę i oceniałam wypociny uczniów, tak samo utrzymywałam się w kontakcie ze szkołą Lauren. Potrzebowali jej by niedługo wróciła, ale wciąż grałam na zwłokę i mówiłam, że potrzebuje więcej czasu. Póki co, udawało mi się, ale ich cierpliwość się kończy.

Chociaż, nie jestem pewna jak pomocna w tym momencie byłaby Lauren.

Nalałam zupę do miski i włożyłam ją do mikrofalówki i przeszłam moją drogę do sypialni. Wiedziałam, że Lauren brała prysznic, ale była tam przez jakiś czas i zaczęłam się martwić. Na początku nie chciała się myć, prosto przecząc głową na moją sugestię, ale powiedziałam jej, że będzie czuła się lepiej, kiedy będzie czysta, więc się ruszyła.

Przez sekundę myślałam, że może potrzebowała trochę czasu dla ciebie i to dlatego zabierało jej to tyle czasu, ale potem przypomniałam sobie jak mało czasu spędzamy razem.

Zwykle jest w sypialni, kiedy ja próbuję się zająć czymś w salonie. Utrzymuję dystans tylko by dać jej przestrzeń, którą potrzebuje, ale muszę przyznać, że łapie mnie samotność. Tak czy inaczej, kiedy próbuję się z nią komunikować, zazwyczaj nie odpowiada.

Aczkolwiek, to nie zatrzymuje mnie od mówienia do niej o moim dniu. W niektóre dni słucha bez protestu.

Wtem są dni takie jak wtorek w zeszłym tygodniu, gdzie zaczęła rzucać czymkolwiek w jej zasięgu. Na szczęście, tym razem nie było niczego szklanego wokół niej, ale pościel, poduszki i kołdra szybko znalazły się lecące w różne kierunki.

Przyglądałam się jej jak robiła to we wściekłości z niczym, tylko burknięciami wydobywającymi się z jej ust.

Są też dni jak piątek dwa tygodnie temu, kiedy zaczęła krzyczeć.

Nie wrzeszczała na nic w szczególności, po prostu krzyczała. Jeśli nie wiedziałabym nic lepszego, można byłoby pomyśleć że była torturowana i tak właściwie jestem zaskoczona, że żaden z naszych sąsiadów nie nasłał na nas policji.

Są też dni, kiedy po prostu nie może unieść mojego gadania, tak zgaduję.

Ale tak jak mówiłam, próbuję nie brać tego osobiście.

The Iceberg Method ¦¦ Camren (tłumaczenie)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz