Rozdział pierwszy

300 43 34
                                    


Gwałtownie otwieram oczy i widzę ściany swojego pokoju

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gwałtownie otwieram oczy i widzę ściany swojego pokoju. Serce nadal wali mi jak oszalałe, dokładnie tak jak we śnie. Sen. Nieznana okolica, zamaskowany mężczyzna i chłopak o zielonych oczach i szczerym uśmiechu. To wszystko było tylko senem, wytworem mojej chorej wyobraźni, która nigdy chyba nie przestanie mnie zadziwiać. Od śmierci mamy i brata miewam mnóstwo koszmarów. Ciągle we śnie nawiedza mnie ciemność, mrok lub coś podobnie strasznego. Jednak ten sen był zupełnie inny. Różnił się od pozostałych. Po tamtych zawsze czułam niepokój, strach i pustkę. W tym poczułam spokój i bezpieczeństwo. Coś czego od dawna nie mam. Wiem jak bardzo głupio to brzmi, ale tak po prostu jest. Czuję się dziś inaczej. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Czy ten sen mógł tak na mnie wpłynąć? Czuję, że coś się dziś wydarzy. Kobieca intuicja czy coś w tym stylu. 

Spoglądam na zegarek, który pokazuję szóstą  co oznacza, że muszę zwlec się z łóżka. Zajęcia w mojej szkole zaczynają się o ósmej i mimo, że do szkoły mam tylko dziesięć minut drogi to muszę wstać o wiele wcześniej, żeby się przygotować. Tak na prawdę nienawidzę się malować i stroić, jednak robię to tylko po to, żeby ukryć to co dzieje się w mojej głowie. 

Gdy miałam dziesięć lat byłam najszczęśliwszą dziewczynką na świecie. Miałam wspaniały dom, kochającą rodzinę i brata, który był również moim najlepszym przyjacielem. Kochałam swoje życie i ciągle chodziłam ze szczerym uśmiechem. Nie musiałam niczego udawać.  Żyłam beztrosko i wszystko było po prostu idealne. Byłam zbyt młoda, żeby dostrzec jakiekolwiek problemy i dziś, gdy mam osiemnaście lat rozumiem, że nie ma idealnych ludzi i idealnego życia. Wtedy jednak było inaczej. Pewnego dnia wróciłam ze szkoły i jak zwykle zadowolona wbiegłam do rodzinnego domu, żeby się przywitać ze wszystkimi. Jednak w domu panowała cisza. Nie słyszałam grającego radia i mamy śpiewającej podczas gotowania. Nie czułam zapachów wyśmienitych potraw dobiegających z kuchni. Cisza. Słyszałam tylko swoje kroki, gdy szukałam po całym domu moich rodziców. Nikogo nie było. Byłam sama w dużym domu i czułam się z tym dziwnie. Kiedy szłam do swojego pokoju drzwi frontowe otworzyły się, a ja rzuciłam plecak i szybko zbiegłam na dół. Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy mojego taty. Jego oczy były smutne i pełne łez, że bez pytania co się stało od razu zaczęłam płakać. Od tego dnia już nigdy nie było tak samo. Od tego dnia nigdy więcej nie zobaczyłam mamy i mojego kochanego brata. Nigdy więcej nie usłyszałam śpiewu mamy, nigdy więcej nie uśmiechnęłam się szczerze i całe moje życie stało się po prostu puste. Do dziś jestem zwykłą dziewczyną, która udaje wśród ludzi. Codziennie przyklejam sobie sztuczny uśmiech i żyję, bo muszę. Przestałam wierzyć, że będę jeszcze kiedykolwiek szczęśliwa. Mówią, że nadzieja umiera ostatnia. Moja nadzieja umarła wraz z moją mamą i bratem, którzy odeszli i pozostawili po sobie ból, tęsknotę i pustkę. 

Kiedy wracam do rzeczywistości jest już piętnaście po szóstej. Wstaję z łóżka i nawet nie zawracam sobie głowy tym, żeby zaścielić łóżko. Od razu idę do łazienki i biorę szybki prysznic. Przez chwilę zastanawiam się co zrobić z włosami, ale ostatecznie decyduje się je trochę pokręcić. Wykonuje idealny makijaż i ubieram najlepsze ciuchy jakie mam, a kiedy spoglądam na godzinę jest już siódma trzydzieści. Wychodzę jak co dzień bez śniadania i jak co dzień nawet nie żegnam się z tatą, ponieważ jest zbyt zajęty, żeby zwrócić na mnie uwagę. 

Anioł StróżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz