Rozdział siódmy

106 15 3
                                    


|| Matt || 

Stoję przed domkiem, w którym znajduje się Annabella. Prawdopodobnie nie powinienem tutaj być, ale nie mogłem się powstrzymać. Zdobyłem adres od Belli co nie było prostym zadaniem. Chyba z dwie godziny tłumaczyłem jej jak bardzo jest to dla mnie ważne. Martwię się, bo Ana w ogóle nie odbiera ode mnie telefonu, od wczoraj. Zakochałem się w niej i chcę walczyć o nią. Nie obchodzi mnie co myśli o tym jej przyjaciel, chcę z nią być. Wiem, że nie jestem jej obojętny. Widziałem to w jej oczach. Od kiedy zaczęliśmy się widywać stała się szczęśliwsza, nawet Bella to potwierdziła. Wiem, że nie mogę wyznać jej całej prawdy o sobie, chociaż bardzo bym chciał, ale te informacje zniszczyłyby wszystkie relacje, emocje, uczucia, które zaczęły kiełkować w nas. Straciłbym ją na zawsze, a tego nie zniosę. Na prawdę ją pokochałem i mam zamiar walczyć. Liczę tylko na to, że o niektórych sprawach po prostu się nie dowie. Niepewnym krokiem podchodzę do drzwi niewielkiego domku. Pukam kilka razy, zbyt głośno. Jestem strasznie zdenerwowany. Nie mam pojęcia jak zareaguje, czy przyjmie bukiet kwiatów, który trzymam dla niej w dłoni, czy zatrzaśnie mi drzwi przed nosem. W sumie nic złego nie zrobiłem, więc nie ma powodów, żeby zachować się nieuprzejmie wobec mnie. 

- Hej - mówię łagodnym głosem i delikatnie się uśmiecham

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Hej - mówię łagodnym głosem i delikatnie się uśmiecham. Odzywam się pierwszy, ponieważ Ana po otwarciu drzwi zrobiła strasznie wielkie oczy i zaniemówiła. Podaję jej duży bukiet kwiatów i uśmiecham się szerzej - Zanim mnie wygonisz, przyjmij chociaż te kwiaty, szkoda je zmarnować - żartuję. 

- M..Matt - jąka się, jej głos brzmi niepewnie - Co ty tutaj robisz? - spogląda na kwiatki o kilka sekund za długo, ale w końcu bierze je ode mnie - Wchodź do środka - zaprasza mnie i zamyka za mną drzwi. 

Wnętrze domu jest bardzo ładnie wyposażone. Ściany pomalowane są na jasny odcień zieleni, a na półkach stoi mnóstwo fotografii rodzinnych. Podchodzę do nich i zbyt długo przyglądam się zdjęciu, na którym Ana jest ze swoją mamą i bratem.  Ogarnia mnie poczucie winy, ale Ana przywołuje mnie do rzeczywistości sprawiając, że wspomnienia się rozmywają. 

- Dzięki za kwiaty - uśmiecha się, jej uśmiech jest cudowny - Jak mnie tu znalazłeś? - zajmuję miejsce na niewielkiej kanapie, Ana siada obok mnie - Niech zgadnę...Bella - unosi brew i spogląda na mnie pytająco. 

- Nie bądź na nią zła. Nie chciała mi powiedzieć gdzie jesteś, dosłownie z dwie godziny próbowałem ją przekonać, że nie mam złych zamiarów. Martwiłem się o Ciebie - biorę jej dłonie w swoje i patrzę głęboko w oczy - Nie odbierałaś, a ja nie miałem pojęcia co robić. Musiałem Cię znaleźć. Ana...kocham Cię. Zakochałem się w Tobie i wiem, że nie jestem Ci obojętny. Widzę, jak na mnie patrzysz, widzę co się między nami dzieje i ty też to widzisz. 

- Nie wiem co mam robić Matt. Zależy mi na Tobie, bardziej niż może ci się wydawać, ale na Oscarze również. Jest dla mnie jak brat i nie chcę go stracić. Jeśli nasza relacja mu przeszkadza, nie mogę pozwolić sobie na to, żeby narodziło się między nami coś więcej - wyrywa dłonie z mojego uścisku, patrzy na mnie i widzę jak bardzo próbuje powstrzymać łzy - Przepraszam - gwałtownie wstaje i odwraca się do mnie tyłem. 

Anioł StróżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz