Rozdział piętnasty

37 5 0
                                    

- We własnej osobie - Jason śmieje się prosto w moją twarz. Zapach dymu papierosowego wypełnia moje nozdrza - Dokąd to tak po nocach się chodzi? Nikt ci nie mówił, że to niebezpieczne? Jeszcze wpadniesz na jakiegoś podejrzanego typa - jego oczy mają dziki wyraz, wpatruje się we mnie intensywnie.

- Już chyba trafiłam - prycham i przewracam oczami krzyżując przy tym ręce na piersi. Powinnam czuć strach, powinnam uciec stąd i zamknąć dom na wszystkie zamki, bo ten facet przede mną nie jest człowiekiem, któremu można ufać. Ani któremu nie wolno zaleźć za skórę. Jednak stoję z nim twarzą w twarz  i czuję tylko chęć dowiedzenia się prawdy - Dlaczego Matt pojechał do Londynu? - staram się pokazać, że jestem odważna, chociaż nie jestem. Ale Jason nie musi tego wiedzieć. 

- Do Londynu? - myśli nad czymś intensywnie - Tego bym się nie spodziewał - przeczesuje ręką zmierzwione włosy. 

- Dlaczego? 

- Ale z Ciebie ciekawska dziewczynka - drwi ze mnie - Przejdziemy się? - rusza wolnym krokiem przed siebie. Idę za nim trzymając odpowiednią odległość. Jason wyciąga paczkę papierosów i częstuje mnie. Kręcę głową na co on wybucha śmiechem. Ten człowiek ciągle się ze mnie śmieje. 

- Czego ode mnie chcesz? - przerywam ciszę. Jason odwraca głowę w moją stronę i porusza śmiesznie brwiami jednak nic nie mówi - Jason? - ponawiam pytanie. 

- Wszystko w swoim czasie kochaniutka - nie odpowiadam nic. Nie wiem nawet co mam mówić. Ten człowiek to sama tajemnica. 

Wszyscy skrywają jakieś tajemnice, które dotyczą mojej osoby jednak nikt nie powie mi o co chodzi. Jestem tak strasznie wkurzona. Niewiedza jest gorsza od prawdy. Chcę ją usłyszeć i mieć po prostu święty spokój. Gdyby Matt nie pojawił się w moim życiu nadal wiodłabym smutne, puste ale spokojne życie. Ale nie żałuje. Mimo każdego sekretu nie żałuję, że poznałam tego człowieka. Nigdy nie będę żałować. Kocham go. Kocham go bardziej niż potrafię sobie to wyobrazić. Mówią, że kocha się za nic, że nie istnieje żaden powód do miłości. Jednak Matt dał mi powód, by go kochać. Nie wiedziałam co to miłość więc nie umiałam jej zdefiniować. Dziś wiem, że miłość ma swoją definicję. Moją definicją miłości jest Matt. Kocham go za to, że jest, że pokazał mi jak mam żyć. Pokazał mi, że nie muszę uciekać całe życie. Wprowadził do mojego życia radość. Również sekrety i tajemnice jednak bez nich Matt nie byłby sobą. Jasne, wkurza mnie to i chcę się dowiedzieć, ale wiem, że musi mieć jakiś powód. I wierzę, że gdy przyjdzie czas dowiem się wszystkiego. Bo wierzę w niego. Wierzę w nas. I nie poddam się. Tego również mnie nauczył. Nauczył mnie wiary i pewności siebie. Nie mogę zrezygnować z tego faceta. 

Dźwięk mojego telefonu przywołuje mnie do rzeczywistości. Matt. Zanim zdążę cokolwiek zrobić, Jason wyrywa mi telefon z ręki i odrzuca połączenie po czym wyłącza całkowicie telefon.

- Zwariowałeś?! - krzyczę na niego próbując zabrać telefon. Jason unosi go nad głowę przez co nie mam szans go dosięgnąć. Zaczynam skakać ale wygląda to komicznie więc szybko przestaję. Jason wybucha śmiechem po raz kolejny tego wieczoru. Odwracam się napięcie i idę w przeciwną stronę najszybciej jak potrafię. Napędza mnie taka złość, że mam ochotę komuś przywalić byle by wyładować emocje. 

- A telefon? - pyta przez śmiech. 

Nie wytrzymuję. Wracam i uderzam go otwartą dłonią w twarz. Ręka zaczyna mnie piec i od razu żałuję mojego ruchu. Jason oddaje cios pięć razy mocniej, po czym ląduję na ziemi. Dostaję kilka uderzeń w brzuch. Nie mogę złapać oddechu. Czuję się jakbym miała umrzeć. Być może zaraz tak się stanie. 

- Nigdy ze mną nie zaczynaj - podnosi moją głowę za włosy na kilka sekund i upuszcza ją na chodnik jak zwykłą piłkę. Ból rozsadza mi czaszkę. Mój telefon ląduje obok mnie a obraz zaczyna znikać mi sprzed oczu. 

***

Tonę. Czuję jak lecę na dno. Moje bezwładne ciało unosi się pod powierzchnią wody. Czuję wszystko ale nie mam wpływu na swoje czyny. Czuję się martwa. I najgorsze jest to, że czuję. Jestem martwa. Wokół mnie rozciąga się mętna woda. Czy tak wygląda śmierć?

Silne ręce łapią moje. Ten dotyk. Unoszę się coraz wyżej i wyżej aż widzę rozciągający się krajobraz wokół mnie. Ląduję na trawie. Nade mną rozciąga się bezchmurne niebo. 

- Jestem przy tobie - zielone oczy szatyna wpatrują się we mnie intensywnym spojrzeniem. Jestem bezpieczna, bo on jest przy mnie. Mój Anioł Stróż. 


Gwałtownie budzę się i otwieram oczy. Mrugam kilkakrotnie aby przyzwyczaić wzrok. Zżółknięte ściany otaczają mnie i uświadamiam sobie, że nie leżę na trawie gdzieś pomiędzy drzewami. Próbuję się poruszyć ale każda komórka mojego ciała odmawia jakiegokolwiek ruchu. Jestem obolała, cała połamana. 

- Matt? - mój głos jest cichy i przypomina pisk. Nie jestem w stanie powiedzieć nic głośniej. Szukam dłoni zielonookiego ale nigdzie jej nie czuję. 

- Ciii... - ktoś kładzie swoją dłoń na moją ale ten dotyk mi nie pasuje - To ja Oscar. Ana, jak się czujesz? Pamiętasz wszystko? - atakuje mnie pytaniami. 

- Oscar, gdzie jest Matt? - przyjaciel ściska mocniej moją dłoń co sprawia mi większy ból. Syczę delikatnie. 

- Przepraszam - puszcza mnie - Nie ma go tutaj. Nie było go. Znalazłem Cię na chodniku nieprzytomną. Jesteś w szpitalu. Twój tata już jedzie. Co się wydarzyło? 

Czuję się pusta. Brak Matta powoduje, że rozpadam się w środku. Pragnę go zobaczyć, pragnę jego dotyku, pragnę go usłyszeć. 

- Chcę spać - powoli zamykam ciężkie powieki i próbuję zapaść w sen bo w tym momencie to jedyna nadzieja na zobaczenie mojego chłopaka.

Anioł StróżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz