Rozdział dziewiąty

67 5 1
                                    

Są w życiu takie chwile kiedy nie potrafimy przestać płakać. Łzy płyną i płyną strumieniami po naszych policzkach i chociaż staramy się ze wszystkich sił, nie udaje nam się wygrać. Emocje biorą górę, rządzą nami i sprawiają, że czujemy się bezsilni. Zdajemy sobie sprawę, że to w niczym nam nie pomoże, nic nie zmieni, nic nie naprawi czy nie przywróci ale i tak płaczemy. 

Jestem tą osobą. Osobą, która przegrywa z własnymi emocjami. Płacz stał się moim uzależnieniem, tak po prostu jest obecny w moim życiu jak powietrze. 

Właśnie teraz siedzę całkiem bezsilna w moim samochodzie. Telefon spadł gdzieś za siedzenie, moje policzki, kierownica i pewnie większość koszulki są mokre od łez. Powinnam być silna, wrócić do domku i zmierzyć się ze wszystkim. Nie powinnam słuchać Matta a w szczególności go tam zostawiać. Jestem cholernym tchórzem. Co jeśli coś mu zrobili? Co jeśli leży tam sam, nieprzytomny? A jeśli nie żyje? O boże... nie,nie,nie, na pewno żyje. Musi. Gdyby nie żył czułabym to. Nie wiem jak to wyjaśnić, ale wiem, że poczułabym, gdyby stało mu się coś złego. Ale i tak muszę tam wrócić. Muszę sprawdzić co się z nim dzieje, muszę dowiedzieć się o co chodzi w tej całej sytuacji. Nie mogę czekać, aż sam się odezwie. 

Z piskiem opon zawracam i kieruję się w stronę domku. Mój oddech jest nierówny, serce wali mi jak oszalałe a ręce ledwo trzymają kierownicę. Gdy docieram na miejsce szybko wylatuję z samochodu i biegnę ile sił w nogach, żeby tylko nie stchórzyć. Nie zwracam nawet uwagi na to, czy tamten samochód, którego tak przestraszył się Matt nadal znajduje się na podjeździe. 

Kiedy otwieram drzwi doznaję szoku. Jestem na prawdę zszokowana. I wkurwiona. To słowo chyba idealnie pasuje obecnie do mojego stanu. 

- Czy Ciebie do reszty popieprzyło?! - krzyczę tak głośno, że sama jestem zaskoczona tym jaki potrafię mieć głos. Matt tak po prostu leżał sobie na kanapie z założonymi rękami i wpatrywał się w sufit. Jak gdyby nigdy nic, a ja siedziałam w jebanym samochodzie i mało nie kończyłam życia z nerwów. Jego komórka leży obok niego na stoliku przez co mój poziom wkurwienia osiąga najwyższy poziom. Automatycznie mrużę oczy. Matt skacze na równe nogi. 

- Jak możesz się tak zachowywać Matt? Każesz mi uciekać, jesteś przerażony, nic mi nie wyjaśniasz a później nawet nie odbierasz telefonu... Tak się bałam, miałam już takie okropne myśli, Matt jak mogłeś... - moja złość zmienia się w smutek po raz kolejny tego dnia. Pojedyncze łzy zaczynają spływać po moich policzkach i w tym momencie zaczęłam szczerze nienawidzić moich chorych emocji. Matt podchodzi do mnie i mnie przytula, ale go odpycham. 

- Ana przykro mi - spogląda na mnie nieco urażony moim odepchnięciem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Ana przykro mi - spogląda na mnie nieco urażony moim odepchnięciem. Sorry, ale to ja jestem bardziej urażona niż on. 

- Nawet nie chce tego słuchać. Nie chce przeprosin. Chce prawdy. O co tu chodzi? 

- Nie mogę ci powiedzieć. Przepraszam, ale nie mogę. Musisz mi zaufać Ana. 

- Zaufać? Jak mam ci ufać skoro robisz coś takiego? Jak?! Chce wyjaśnień. Albo nie mamy o czym więcej rozmawiać. Nienawidzę kłamstw, sekretów. Byłeś taki przerażony, postawiłeś mnie w takiej beznadziejnej sytuacji a jak tu przyszłam to sobie po prostu leżałeś. To nie jest na moje nerwy. Zbyt dużo już straciłam w życiu. 

- Nie mogę... - mówi ledwo słyszalnym głosem, jego słowa przeszywają mnie na wylot. Myślałam, że w końcu trafiłam na swoje szczęście, że to właśnie on jest moim nowym początkiem. Jednak skończył wszystko zanim cokolwiek się zaczęło. Bez słowa wychodzę i jadę prosto do Belli bo wiem, że tylko z nią mogę w tym momencie porozmawiać. 


- Nie wiem jakim cudem tyle wypiłam i nadal trzymam się na nogach - piszczę do Belli opierając się na jej ramieniu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Nie wiem jakim cudem tyle wypiłam i nadal trzymam się na nogach - piszczę do Belli opierając się na jej ramieniu. Po burzliwej kłótni pojechałam prosto do przyjaciółki. Ta widząc mój stan wyciągnęła butelki z winem - nawet nie wiem ile ich wypiłyśmy, straciłam rachubę po 4 - włączyła muzykę i pozwoliła mi odpłynąć. I dziękuję jej za to. 

- Bella rozwiąże każdy Twój problem kochanie - wymachuje mi pustą butelką przed twarzą a ja głośno się śmieję. Ona robi to samo. Nie jestem zwolenniczką upijania się, zabaw i innych tego typu rozrywek ale chyba zacznę być. To stanowczo mi dzisiaj pomogło. Chociaż raz mogłam poczuć się beztrosko. 

Bella nagle poważnieje i nawet nie wiem kiedy chwyta mój telefon. 

- Słuchaj kutasie, nie wiem co jej zrobiłeś, dziś się nie dowiem ale dowiem się jutro a jak się dowiem to nogi ci z dupy powyrywam. Słyszysz?! Już nie żyjesz! Zadzierasz z moją przyjaciółką to zadzierasz ze mną... Rozumiesz?! - krzyczy do telefonu, bełkocząc. Wyrywam go z jej ręki i szybko się rozłączam. Już chcę na nią naskoczyć ale przez nadmiar alkoholu w moim organizmie po prostu wybucham śmiechem. 

- Musiałam - robi maślane oczka przez co śmieję się jeszcze głośniej. 

- Wiem - przytulam ją najmocniej jak tylko potrafię i dziękuję w myślach za to, że mam tak cudowną przyjaciółkę. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Anioł StróżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz