☯Sahir

1.9K 169 13
                                    

tak jakby spać nie mogę 

taki krótki rozdziałek na początek dnia 

-Czemu pakujesz do wózka tyle tych pomarańczy?- spytałam przyglądając się Malikowi wkładającego do naszego wózka z zakupami zważone w siatce pomarańcze. 

-Bo je lubię?- odpowiedział pytaniem na pytanie z idiotycznym wyrazem twarzy. 

-Znowu nie zjesz wszystkich i zepsują się jak te ostatnie.- burknęłam poprawiając dziecko na rękach, które zaczęło już się wiercić ze zniecierpliwienia.

-Jezu zjem je wszystkie, nie wyliczaj mi.- wykręcił oczami pchając wózek do następnego działu z produktami. 

-Okay, ale jak się któreś zepsują to będę ci zgniłe do buzi wpychać.- ostrzegłam. 

-To ty kupujesz pełno sałat by zacząć się odchudzać, a potem i tak ich nie jesz. 

-Twierdzisz, że przyda mi się dieta, tak? To chcesz mi powiedzieć?

Zayn przyłożył sobie z rozwartej ręki w czoło, nie odpowiadając na moje wcześniej skierowane w jego stronę pytania. 

-Nie zaprzeczyłeś, więc musisz tak uważać.- fuknęłam.

-O co ci chodzi? 

-O to że jestem gruba. 

-Nie jesteś gruba.- zaoponował z miną jakby chciał wymordować wszystkich ludzi w supermarkecie- Gdybyś była, już dawno bym ci to powiedział. Poza tym możesz ważyć nawet z dwieście kilo, i tak będę kochać cię tak samo jak teraz.

-Kłamiesz.- zmrużyłam oczy patrząc na niego z podejrzliwością. 

-Lena, masz okres?- spytał, wzdychając ciężko. 

-Może.- mruknęłam pod nosem ledwo słyszalnie dla jego uszu. 

-Wszystko jasne.- stwierdził kiwając do siebie głową, gdy dołączaliśmy do jednej z kolejek do kas. 

Gdy wychodziliśmy z supermarketu było już ciemno i znacznie się ochłodziło. Szliśmy z zakupami przez opustoszały parking w stronę naszego samochodu. Stanęłam przy drzwiach od strony kierowcy, czekając z Choney na to aż Zayn w końcu otworzy nam auto, bo już zaczęłam zgrzytać zębami. 

Patrzyłam z niecierpliwością na bruneta, który z siatami pełnymi zakupów szukał w kieszeniach kurtki kluczyków od auta. 

-Zayn pośpiesz się.- jęknęłam. Chcę do ciepełka no!

-Cholera, zostawiłem klucze w sklepie.- warknął ze złością na siebie, a ja poczułam nieodpartą chęć zrzucenia się z krawężnika na wydźwięk jego oświadczenia. 

-Żartujesz.- bąknęłam mając nadzieję, że sobie ze mnie kpi, ale to Zayn - po nim wszystkiego się można spodziewać. 

-Nie, przecież widziałaś jak wyciągałem klucze by wyjąć portfel.- burknął podchodząc do mnie i kładąc przy moich nogach nasze sprawunki- Pilnuj, zaraz będę z powrotem. 

-Zanim wrócisz Choney i ja zmienimy się w bryły lodu.- westchnęłam patrząc jak spazmatycznym krokiem kieruje z powrotem do wejścia budynku. 

Bardziej niż sobą przejmowałam się Choney, która biedna musiała czekać razem ze mną na tym mrozie. 

-Lena?- usłyszałam znajomy głos zza pleców, więc odwróciłam się w stronę źródła dźwięku. 

Mój szef we własnej osobie stał na przeciwko mnie z dłońmi uchowanymi w kieszeniach skórzanej kurtki i posyłał mi onieśmielający uśmiech. 

Zrobiło się jeszcze bardziej niezręcznie. 

-Dobry wieczór panie Deppear.- również się uśmiechnęłam, jednak ja zrobiłam to z konsternacją. 

Mężczyzna posłał mi zrezygnowane spojrzenie. 

-Proszę cię, mówiłem że masz się do mnie zwracać po imieniu. Nie jestem takim staruchem.- skarcił mnie rozbawiony.

-Okay okay, wybacz Chandler.- zaśmiałam się. Choney zaczęła pojękiwać, mając dość sterczenia na mrozie.- O, to jest moja córeczka, Choney. 

Zmarszczył brwi zaraz po tym jak ją przedstawiłam, a ja poczułam jak wstępuje na moją twarz szkarłatny rumieniec, bo zdałam sobie sprawę z tego, że to imię jest piekielnie idiotyczne i prawdopodobnie wyszłam na kretynkę. 

-Pierwszy raz słyszę takie imię.- odparł szczerze, a ja zaczęłam niemo wołać Zayna o to, by jak najszybciej zapieprzaj z powrotem- Jedyna w swoim rodzaju. 

-To oczywiste, moje dzieło.- odparłam na co przytaknął ze śmiechem. 

-Wróciłem.- usłyszałam głos Zayna, dziękując Bogu za jego powrót.

-To ja będę lecieć, zakupy same się nie zrobią. Do zobaczenia.- pożegnał się i ruszył prędkim krokiem do supermarketu, podczas gdy Zayn pakował do bagażnika zakupy od czasu do czasu obrzucając Chandlera dziwnym spojrzeniem.

Otworzyłam drzwi pojazdu od razu wskakując do środka. Wydałam z siebie dźwięk świadczący o uldze i zapięłam pasy bezpieczeństwa.

-Kto to był?- zapytał beznamiętnie Zayn uruchamiając silnik. 

-Mój szef.- oświadczyłam naprędce. 

Malik zrobił wielkie oczy, unosząc jedną brew tak wysoko, że dziwiłam się że jeszcze mu nie odleciała. 

-To był ten twój szef?- wskazał impertynencko palcem za siebie, będąc w kompletnym szoku, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi- Myślałem, że twój szef to jakiś stary zgred. 

-Bez przesady ma dwadzieścia siedem lat na karku.- oświadczyłam czym chyba pogorszyłam humor Zayna, bo natychmiast zacisnął usta w cienką jak nitka linię. 

Przez resztę drogi do domu nawet nie raczył się do mnie odezwać słowem, jakbym popełniła jakieś poważne wykroczenie w naszym związku, a jedyne co zrobiłam to rozmawiałam ze swoim szefem! Czy to już jest zaliczane do zdrady? Bo po zachowaniu Malika da się stwierdzić, że tak. 

-Co cię ugryzło?- rzuciłam w końcu do niego, gdy byliśmy już w windzie. 

-Nic.- odpowiedział gburowato. 

-To super.- odparłam sucho, będąc pliska wyrwania sobie wszystkich z głowy z niedowierzania. 

Wyszliśmy z windy w milczeniu. Oj jutro pożałujesz za to Malik i to ostro. 

Wyszperałam z torebki klucz od naszego mieszkania z zamiarem włożenia go do zamka.

-Nie mogę włożyć klucza.- mruknęłam próbując wsadzić metalowy przedmiot, jednak z marnym skutkiem. 

Zayn zmarszczył brwi i błyskotliwie położył dłoń na klamce, a następnie pociągnął za nią a drzwi otworzyły się bez najmniejszego oporu. 

-Otwarte.- nie pierdol, nie wpadłabym na to!

Wewnątrz paliły się światła, Zayn wszedł do środka stawiając delikatnie wymierzone kroki na podłożu, a ja ze względu na Choney postanowiłam zostać na klatce schodowej. Martwiłam się o Malika, aż nawet zaczęłam gryźć paznokcie z nerwów gdy nie dawał od dłuższej chwili znaku życia. 

Po chwili usłyszałam męski krzyk i upadek czegoś ciężkiego na ziemię, najszybciej jak mogłam wbiegłam do środka mając przed oczami obraz zranionego poważnie Zayna kulącego się na podłodze. 

-Zayn!- krzyknęłam przerażona, jednak niedługo po moim wejściu do kuchni strach przemienił się w głębokie zaskoczenie. 

Zayn stał w jednym kawałku z patelnią w ręce i zawstydzeniem odmalowanym na twarzy, a kto leżał na ziemi kurczowo skręcony w kulkę na kafelkach? 

-Sahir kurwa jak tu wszedłeś?


responsible ☀ mature sequelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz