Rozdział 34

813 40 0
                                    

Pov. Perrie

Siedzę na korytarzu szpitala już piątą godzinę, trwa operacja. Akcja serca zatrzymała się, zaczął kaszaleć krwią. Reanimacja trwała około trzydziestu minut, udało się przywrócić akcję serca. Lekarze robią co w ich mocy, jest pod opieką najlepszych specjalistów, wierzę w to, że będzie z nami. Wierzę w to, że nie zostawi mnie. Nie zostawi nas, mnie, Lilly i chłopców. Musi być dla nas, dla zespołu, dla rodziny. Nikt bez niego nie da rady. Jest wszystkim nam bardzo potrzebny. Chłopcy potrzebują taty, kto będzie dla nich wzorcem.

Moje rozmyślania przerwał czyjś głos.

Odwróciłam się i zobaczyłam Nialla, mojego przyjaciela, przyjaciela również i Zayna. Bez żadnych zbędnych słów, wstałam i wtuliłam się w ciało blondyna. Nic nie mówił, wiedział, że tego potrzebuje. Wiedział, że potrzeba mi kogoś, komu bede się mogła wypłakać. Siedzę tu dzień w dzień, nie śpię od trzech dni. Potrzebuje kogoś, kto po prostu tu ze mną będzie.

Stałam tak z Niallem, pięć minut, a może dziesięć albo godzinę. Nagle usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Oderwałam się od blondyna i odwróciłam wzrok. Z sali operacyjnej wyszedł lekarz, miał fartuch we krwi, byłam przerażona. Chciałam o coś zapytać, lecz lekarz spojrzał tylko na mnie i mnie wyminął. Nic nie powiedział. Nie dowiedziałam się niczego. Już powoli nie mam siły, co ja mam robić. Nie mogę siedzieć bezczynnie i czekać. Nie pozwolę mu odejść, bardzo to potrzebuję.

Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Uświadomiłam sobie teraz, że naprawdę mogę, bo stracić. Uświadomiłam sobie, że nie będzie co przy mnie. Jeśli tylko znajdę osobę, która nam to zrobiła, nie daruje, naprawdę nie daruje. Czekałam, aż ktoś wyjdzie z sali operacyjnej, ale na marne. Cały czas koło mnie siedział Niall, później tez i Harry, byłam im naprawdę wdzięczna za to, że mi pomagają. Za to, że są.

Pierwsza godzina

Druga godzina.

Czwarta godzina i dalej nic.

Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich lekarz Brown.

- Mieliśmy dużo komplikacji, trzy razy ustała akcja serca. Ciągle spadało ciśnienie. Udało nam się wyciągnąć kulę, dzisiejsza noc zdecyduje tak naprawdę o wszystkim, a teraz przepraszam muszę się umyć po operacji, radze iść pani w końcu się przespać. Będzie mogła zobaczyć, pani narzeczonego dopiero jutro — powiedział i ruszył w nieznanym mi kierunku.

Zaczęłam zastanawiać się nad jego słowami. Była jeszcze szansa, lecz było również prawdopodobieństwo śmierci. Lekarz miał rację, muszę odpocząć i się położyć.

- Harry zawieziesz mnie do hotelu? Muszę chyba odpocząć, Zayna będę mogła zobaczyć dopiero jutro.

- Jasne, chodź — zerwał się z krzesła i objął mnie ramieniem, dodając otuchy — będziesz tu siedział czy jedziesz z nami? - tym razem pytanie skierował do blondyna.

- Muszę jechać, załatwić jeszcze jedną sprawę i później wrócę tutaj, nie martw się, Perrie wszystko się ułoży - odpowiedział chłopak, kierując słowa najpierw do Harry'ego a później także i do mnie.

Po mniej więcej trzydziestu minutach byliśmy w hotelu. Poszłam do swojego pokoju, wzięłam szybki prysznic i jak najszybciej skierowałam się do łóżka.

Zanim zasnęłam, minęło jednak sporo czasu, oglądałam również na telefonie nasze wspólne zdjęcia. Płakałam trochę i w końcu po czasie, udało mi się zasnąć.

Siedzę na wzgórzu pełnym wrzosów, spoglądając na panoramę miasta. Piękny widok. Siedzę i myślę na końcu leży dwójka moich dzieci. Chłopcy mają na prawie czterech lat, ale szybko wyrośli. Lilly ma na około osiem, biega po łące, śmiejąc się i zbierając kwiatki. Idealne życie.

- Ale piękne, patrz mamo! - dziewczynka biegła, trzymając w ręku bukiecik z kwiatuszkami - zaniesiemy je tacie na grób dobrze? - uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.

Obudziłam się z krzykiem cała spocona, nie mogłam dojść do siebie. Czy ten sen mógł mieć jakieś znaczenie? Czy on umiera?

Moje rozmyślania przerwał dźwięk komórki, spojrzałam na ekran i zobaczyłam napis " Mama "

Odebrałam telefon po chwili zastanowienia.

- Cześć kochanie, wczoraj Zayn wysłał mi SMS, żebym przyjechała z dziećmi, ale Lilly ma gorączkę, obiecałam mu, że przyjadę jednak, nie mogę dotrzymać tej obietnicy, przepraszam Cię córeczko — usłyszałam smutny głos swojej rodzicielki.

- Mamo może to i lepiej, Zayn wczoraj przeszedł poważną operację, musi odpoczywać. Przepraszam Cię, ale muszę się zbierać do szpitala, Kocham Cię mamo.

- Ja Ciebie też kochanie — i usłyszałam dźwięk sygnalizujący zakończenie połączenia.

Spojrzałam na zegarek, który wskazuje godzinę ósmą pięćdziesiąt, już dawno powinnam być w szpitalu. Wykonałam szybko poranną toaletę, zadzwoniłam po taksówkę i już byłam w drodze do szpitala.

Od razu udałam się do gabinetu doktora Browna. Zapukałam i usłyszałam ciche proszę.

- Dzień dobry to Pani, proszę usiąść — wskazał ręką na krzesło znajdujące się naprzeciwko niego — Nie będę owijał w bawełnę, musieliśmy podpiąć pani narzeczonego do respiratora, nie był w stanie sam podjąć się oddechu, zapadł w śpiączkę farmakologiczną. Powiem Pani, że jego stan jest naprawdę poważny — Nie wiedziałam co mam zrobić, co mam odpowiedzieć.

- Przepraszam - powiedziałam to, na ile mi pozwalał mi zaciśnięty w gardle węzeł od płaczu. Nie byłam, wstanie nic więcej z siebie wymusić.

Wybiegłam na korytarz, zatrzymując się koło jakiejś ściany, zsunęłam się po mniej i zaczęłam płakać jak małe dziecko.

Kiedy to wszystko do cholery jasnej się ułoży!

------

Cześć tu ja!
Jak wam się podoba?

To ostatni rozdział, został nam tylko epilog :(

Złożyłam się z tym opowiadaniem, nie chce dalej tego ciągnąć bo mało osób to czyta, niestety :(

Mam nadzieję, że chociaż trochę podoba wam się rozdział!

Przy okazji zapraszam na moje drugie opowiadanie, które zacząłem niedawno pisać ❤

Miłego dnia ❤👌

Daddy where is mammy? | MALIK |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz