~5~

5.7K 239 114
                                    

Siedzę na tej jebanej kanapie sporo ponad pół godziny i odpędzam napalonych facetów. Ale w gruncie rzeczy sama sobie to zgotowałam... Pod ścianą obok mnie stoi szanowny pan Austin, który śmieje się zamiast mi pomóc. Czy on naprawdę codziennie siedzi w barze?

Co zrobiłby każdy normalny mężczyzna na jego miejscu? Ustawiłby tych gości do pionu sprzedając im cios w mordę, ratując tym swoją ukochaną by potem żyli długo i szczęśliwie... Ale ten chłopak? Czy postąpi tak jak powinien? Otóż NIE. Austin nie jest normalny. On woli się ze mnie nabijać.

Kolejny ziomek się zbliża... co by tu wymyślić? Mam ich dość. O ile na początku to ich memłanie było nawet zabawne tak teraz mam ochotę komuś przypierdolić.

Podejdź do mnie, worku treningowy...

- Witam panienkę. - zarechorał pijany niechluj. Jego koszula była pognieciona a twarz domagała się wyprostowania pryszczatego nosa. Na oko miał z pięćdziesiąt lat.

- Żegnam pana. - odburknęłam nie uraczywszy go swoim spojrzeniem.

- Niegrzeczna dziewczynka... - zaczął a ja prychnęłam. - Lubię takie. - stwierdził z łobuzerskim uśmiechem.

Brunet po mojej prawej wybuchnął głośnym śmiechem za co zmroziłam go wzrokiem. Pan Napalony dalej stał przede mną i taksował mnie spojrzeniem.

Jak ten człowiek mnie wkurwia!

Podniosłam się z kieliszkiem w dłoni. Muszę go spławić, puki jestem "spokojna" bo to się nie skończy dla niego dobrze...

- Słuchaj facet! - zaczęłam mierząc w niego palcem. - Nie przyszłam tu, żeby się puszczać i radzę ci się odpiepszyć bo twój nos aż błaga o sprostowanie a ja chętnie mu to załatwię! - wysyczałam.

Mężczyzna zaśmiał się wrednie razem z Austinem, który zwijał się ze śmiechu, czym wpędził mnie w jeszcze większą furie.

- I tak wylądujesz ze mną w... - nie dokończył bo moja pięść znalazła swoje miejsce na jego krzywym nosie.

Tak lepiej.

Facet dotknął krwi na twarzy i cofnął się dwa kroki.

Jeszcze lepiej.

Austin zaraz się udusi. Trzeba mu pomóc... chlusnęłam mu napojem w twarz, bo okropnie mnie denerwował krzycząc w myślach:

DOSTAWA WODY!!!

Chłopak się opamiętał i zaczął wycierać się rękami coś tam krzycząc. Obróciłam się na pięcie i wyszłam z budynku.

Co widzę? Jen. Jen i Jas. Jes. Widzę Jes, całujących się. O kurwa.

Szybko wyciągnęłam telefon i zrobiłam im zdjęcie. Są tacy kochani... pasują do siebie idealnie. Zgaduję, że złotowłosa nie wróci na noc do domu.

Nagle się od siebie oderwali a moja przyjaciółka zeskoczyła z murku na którym siedziała i podbiegła do mnie, rzucając mi się na szyję.

- Clara! Dziękuję! Kocham cię, kocham cię, kocham cię!  - zapiszczała.

- Dobra, dobra... - zaśmiałam się. - Idź do Jaspera, czeka na ciebie. - kiwnęłam głową w stronę chłopaka, który opierał się o swój samochód.

- O właśnie!  Jedziemy do domu, wracasz już? - zapytała.

- Do domu Jas? - uniosłam brew.

- Najpierw do nas, wezmę jakąś piżamę a później do Jaspera. - wytłumaczyła z błyskiem w oku.

- Myślę, że Jas nie pogardziłby gdybyś zapomniała piżamy. - poruszyłam brwiami i dostałam w ramię.

- Dobra, dobra... zobaczymy co będzie, jak już będziesz z Austinem. - zaśmiała się razem ze mną.

Chwila moment! Co ona powiedziała?

Natychmiast przestałam się śmiać.

- Z kim? - zachłysnęłam się powietrzem.

- Już ja wiem co się święci. - oznajmiła pewnie. - Shippuje was! - klasnęła w dłonie.

- Ej! To zwykły dupek! - wyrzuciłam ręce w powietrze.

- Myhym... zobaczymy.

- Jennifer!

- Już nie nie mówię! - uniosła ręce w geście obronnym. - To jedziesz czy nie?

- No jadę, jadę.

***

Ściągnęłam tę niewygodną sukienkę i zostałam w czarnej koronkowej bieliźnie.

- Gdzie są do cholery klucze?! - Jen latała po domu jak osa.

- Tutaj! - odprowadziłam dziewczynę do drzwi i podałam jej zgubę.

- Dziękuję. Trzymaj kciuki! - przytuliła mnie na odchodne i ruszyła do windy.

- Czekaj! - pobiegłam za nią. - Masz rozmazaną szminkę! - wleciałam do windy w tempie ekspresowym starłam kciukiem pomadkę tam, gdzie wyjechała i wyszłam z tego klaustrofobicznego pomieszczenia.

- Jezus, dzięki! - zaśmiała się.

- Clara wystarczy! - zawtórowałam jej. Nie zdążyła odpowiedzieć, bo drzwi się zasunęły.

Podeszłam do okna i zaczęłam oglądać piękny krajobraz miasta nocą. Pomachalam przyjaciółce, gdy wsiadała do samochodu i dopiero zorientowałam się, że stoję na korytarzu wyłącznie w czarnej koronkowej bieliźnie.

O kurwa.

Na szczęście nikt tędy nie przechodził. Otworzyłam okno, bo był straszny zaduch. Nagle usłyszałam głośny huk, obróciłam się w jego stronę i od razu pożałowałam uprzedniego czynu.

Drzwi się zatrzasnęły! Podbiegłam do nich od razu i złapałam za klamkę. Kurwa! Zamknięte! Zaczęłam je szarpać i uderzać. W naszym wieżowcu drzwi można otworzyć za klamkę jedynie od środka. Jeżeli nie masz kluczy - nie wejdziesz z zewnątrz nawet jeśli są otwarte. Ponownie szarpnęłam i zaczęłam kopać drewnianą powłokę ze złości. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwierania drzwi, lecz nie dochodził on z mojego domu.

- Co tu się kur... - ktoś zaczął krzyczeć więc się odwróciłam. W drzwiach na przeciwko moich stał on. Austin Lake. Poprawka, cholernie przystojny Austin Lake w mokrych włosach i bez koszulki.

- O kurwa. - powiedzieliśmy jednocześnie, taksując się wzajemnie spojrzeniami.

Cześć kochani♥♥ znowu chora! Ughh! Zgodnie z moją małą "tradycją", gdy zbliżamy się do jakiejś większej liczby wyświetleń, zmieniam okładkę. Tak więc proszę bardzo! Bibidi bobidi, bum! I mamy nową! Podoba się? Jest was już prawie 100!

♥♥♥ DZIĘKUJĘ♥♥♥

Czytasz? Zostaw ślad! ;*

It Is Never EasyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz