Rozdział 22 Bliżej ciebie (część druga)

295 28 1
                                    


~~Hiroshi~~

Nieprzytomnie patrzę na osobę przede mną.

- Co ty tu robisz? - pytam niby obojętnie, ale tak po prawdzie to ciekawość mnie wręcz zżera. W końcu nie codziennie widzi się żandarma w siedzibie zwiadowców.

- Więc... Od dziś będziemy razem... w korpusie - informuje nieśmiało, z intensywnym rumieńcem na twarzy.

Unoszę niedowierzająco jedną brew, jednocześnie zastanawiając się kiedy dokładnie świat zwariował, a może nie zwariował. Wszystko jest w normie, a ja jedynie śpię. Tkwię w jakimś dziwnym śnie, gdzie żandarmeria od tak postanawia wstąpić w szeregi zwiadowców. Przecież to graniczy z absurdem...

Jak widać całonocne sprzątanie mi nie służy.

- Lewis, o czym tym mówisz? - pytam spokojnie. I choć z zewnątrz wyglądam na niewyspaną i opanowaną, tak w środku moja irytacja sięga zenitu. Nienawidzę, gdy ktoś stroi sobie ze mnie żarty, szczególnie kiedy jestem nie w humorze.

- No, po naszym spotkaniu... coś sobie uświadomiłem.

- Niby, co? - przerywam, na co ten na powrót się rumieni i zaczyna się nerwowo drapać po karku.

- No, n-nie chcę s-stać jak ten kołek i patrzeć jak giną ludzie! - oznajmia dumnie.

- Ostatnio mówiłeś, że do żandarmerii zawiódł cię obywatelski obowiązek - przypominam mu, dopiero teraz zwracając uwagę na jego mundur. Jego naszywka w kształcie zielonego konia, została zastąpiona skrzydłami. Naszymi skrzydłami!

Sunę spojrzeniem z naszywki wprost na jego posmutniałą minę.

Nie wiem, co sobie myślał zmieniając korpus, ale przecież wszyscy zwiadowcy chcą, aby ludzie przestali się bać i stanęli do walki, więc nie powinnam z nim tak rozmawiać. Szczególnie, że ta decyzja raczej nie była dla niego łatwa.

Powoli wznawiam chód w stronę stołówki. Spoglądam przez ramię na wciąż smutnego chłopaka. Wydycham powietrze i odzywam się do niego. Muszę być dla niego milsza.

- Lewis, idziesz na śniadanie?

Na to pytanie odwraca się energicznie w moją stronę z ogromnym uśmiechem.

Ciekawe, jak inni będą na niego patrzeć.

***

~~Lewis~~

Lecąc pośród drzew, rozkoszuję się chwilą. Tak dawno nie miałem tego sprzętu na sobie, już zapomniałem, jak to jest, a takich chwil będzie tylko więcej.

Niestety nie przydzielili mnie do oddziału Hiroshi, ale sam fakt, że zaakceptowali mój wniosek o przeniesienie jest dla mnie ważny. Ogromnie cieszę się, że będę przy niej.

Thomas mówił, że zachowuję się jak zakochany idiota, chcąc zmienić korpus. Powiedział to w kontekście żartu, ale mnie do śmiechu nie było. Po części miał rację, co mi boleśnie uświadomił, ale fakt, iż jutro wyjeżdżają na wyprawę, nie dawał mi spokoju. W końcu, co jeśli już by nie wróciła? Chcę móc ją obronić w razie potrzeby. Chcę stać się dla niej ważny. Nie chcę być tylko kolegą z dzieciństwa.

Zaczepiam kotwiczki o kolejne drzewo. Widząc nieopodal atrapę, dodaję gazu. Zbliżam się do niej, lecz niestety ktoś z mojego oddziału wyprzedza mnie w ostatniej chwili. Przystaję na gałęzi, ze smutkiem patrząc na odlatującego chłopaka. Zły na siebie zaciskam dłonie mocniej na rękojeściach. Jak tak dalej pójdzie, to skończę z wynikiem trzy tytany na dwie godziny, bo tyle mniej więcej trwa już trening, a na wyprawie pewnie nie będzie szło mi lepiej.

Ukryty Demon ^^SNK^^Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz