XV

119 12 1
                                    

Zaczęłam się nad wszystkim zastanawiać.Moje serce zapełniło się wściekłością,nie smutkiem.Rażącą jak ogień złością.Wszystko co mi stanie teraz na drodze zepchnę lub rozwalę.

-Widzimy się później Natch,Alya.-pokiwali głowami i popatrzyli na siebie zmartiweni.Wyszłam z biblioteki trzaskając drzwiami.Po chwili marszu upadłam na podłogę,czyjaś ręka tkwiła mi przed twarzą.Ten zapach.Słodko-ostry.Adrien.Popatrzyłam wściekła w górę,jego twarz.Zaskoczenie i dezorientacja.

-Spierdalaj.-odtrąciłam jego rękę i wstałam.Przybrałam pewną siebie pozę,byłam gotowa do ataku.

-Wszystko dobrze?-zapytał.Moje ciało zaczęło się trząść.Nie,nie byłam smutna.Byłam jedynie zawiedziona i wściekła,a to najgorsza mieszanka jaką mogłam teraz mieć.Rozwalę coś zaraz,obiecuje.

-Dobrze?Czy wszystko dobrze?!-wrzasnęłam,wokół nas pojawili się uczniowie.Popatrzyłam na nich z ogniem w oczach,przestraszeni ruszyli dalej w swoich kierunkach.

-Hmm..zastanówmy się,najpierw się kłócimy,potem zarywasz,odbierasz mi dziewictwo.Potem mówisz,że byłam jakimś walonym zakładem.Tak świetnie!-wszystko co mówiłam było przepełnione sarkazmem i jadem.

-A no tak,zapomniałabym.Nie było zakładu!-patrzył na mnie przerażony.W moim domu nie był taki przerażony,był raczej obojętny.

-Skąd..wiesz?-nie umiesz sobie dobierać znajomych więc tajemnica się rozchodzi.

-Nudziło ci się?!-dziwne,że nauczyciele jeszcze nie podeszli.Łzy swobodnie spływały po moich zaróżowionych policzkach,miałam w dupie wszystko wokół.Starłam pospiesznie łzy,nadal biła ode mnie złość.

-Ty..ty..ty mnie cały czas okłamywałeś!-krzyknęłam.Nogi się pode mną gięły.Myślałam,że upadnę.Musiałam wyglądać słabo.Serce stanęło na kilka sekund,tylko po to by roztrzaskać się na milion kawałków.Czułam jakbym miała krwotok wewnętrzny.Kilka tygodni spędzonych z nim w inny sposób niż kłótnie,były kłamstwem.Były pieprzonym kłamstwem.Brzydzę się nim.Tym co zrobił.Gardzę nim.Jest obrzydliwy.Popatrzyłam na ziemię,zacisnęłam mocno powieki.Wyglądam słabo.Tak się czuje.Nie chce.Ściekły ze mnie ostatnie łzy.Podniosłam głowę.Byłam ogniem,który spalał domy wokół.Tak się właśnie czułam.Czułam,że spalę wszystko na co spojrzę.

-Nienawidzę cię.-patrzył na mnie przerażony.

-Nienawidzę ciebie.Gardzę tobą.Jesteś zwykłym ścierwem.Pieprzonym kłamcą.Niczym więcej.-wszystko,dosłownie wszystko było kłamstwem.Nienawidzę go.Przeszłam obok niego,trącąc go z ramienia.Poczułam tęskny i bolesny ucisk na nadgarstku.

-Puść.-warknęłam.

-Nie.-nawet nie zaczynałam się wyrywać,bo wiem,że jest silniejszy.Nie chcę już widzieć jego zielonych oczu,które często mogłam zobaczyć.Nie chce oglądać jego malinowych ust,które badały moje.Nie chce widzieć jego rąk,które błądziły po moim ciele.

-Wiesz,że jestem silniejszy,dlatego się nie szarpiesz?

-Puść mnie!-krzyknęłam.

-Zostaw mnie!Po prostu mnie kurwa zostaw.-szepnęłam padając na ziemie.Czułam się jak upadły mur,byłam silna.I on tego nie zmieni.Mogłam się tego spodziewać.To było chyba do przewidzenia.Upadłam na kolana,znów zaczęłam płakać.Dalej trzymał moją rękę.Czułam się słaba.Przed chwilą byłam płonącym,żarliwym ogniem.Teraz jestem cichym,lekkim,delikatnym płomieniem.Po pewnym czasie,rozluźnił uścisk.Szybko wyrwałam rękę i uciekłam.Znalazłam się w domu,cała zapłakana i żałosna.Taka właśnie teraz byłam.

-Co tak wcześnie córuś?-zapytała mama wycierając talerze.

-Nie wpuszczać tu Agresta.-warknęłam i pobiegłam na górę.Rzuciłam się na łóżko,byłam bezsilna.Byłam,jestem,nic niewarta.Chce się znaleźć w innym kraju,w innym państwie,chce odpocząć.


Podobni do Romeo i JuliiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz