XXVII

95 8 0
                                    

Wyszłam z sali,zamknęłam cicho drzwi.Odetchnęłam cicho z ulgą,nienawidzę szpitali,przynajmniej się obudził.

-Alya?-wychyliła głowę,zza rogu.

-Nie udawajcie,że nie podsłuchiwaliście.

-On tylko początek podsłuchał.Nie ma go tu.

-To gdzie poszedł?-zaczęłam się rozglądać po holu.

-Nie ma go tu.

-Tyle to wiem,gdzie jest?

-Jest w drodze,na lotnisko jeśli jeszcze go tam nie ma.

-Co?

-Powiedział,że wszystko rozumie,nie ma ci za złe,ale nie chce na to patrzeć.I wraca do domu.

-Daj kluczyki.Wrócę.-wykonała polecenie.Szybko znalazłam się w aucie.Ruszyłam na lotnisko.Chodzę i rozglądam się.Widzę mocno granatową czuprynę.Nie patrząc ile ludzi pomyśli,że jestem wariatką.

-Luis!-krzyknęłam na całe gardło.Odwrócił się i na mnie spojrzał.Nie pozwolę mu lecieć,nawet jeśli kocham Adriena,jego też.Uśmiechnął się i ruszył dalej.Musze coś wymyślić.

-Luis!Kocham cię!-krzyknęłam głośno.Każdy popatrzył na mnie.Czas na lotnisku zatrzymał się,wszyscy stanęli w miejscu,patrząc na mnie i doszukując osoby do której wołam.On odwrócił się i podbiegł do mnie,ludzie zrobili mu ścieżkę,by mógł dobiec.Przywierał do mnie ustami.Po moich policzkach spływały gorące łzy.Po chwili tylko widziałam,jak wsiada do samolotu.Najgorsze,że wiem jak bardzo kłamię,a jednak w to wierzę.Puknie jakąś laskę i będzie tą "jedyną" jak ja.Zaśmiałam się i ruszyłam do auta.Walnęłam głową o kierownicę.Kurwa mam już dosyć tego wszystkiego.Zaczęłam się śmiać,to było tak żałośnie śmieszne.

-Dobra jadę.-westchnęłam i ruszyłam do szpitala.Ukradkiem przeczytałam sms od Aly.

Od:Aly😍

Coraz z nim gorzej.-uderzyłam mocno głową o kierownicę,straciłam przytomność.

AGRESTE

Wokół mnie jasność.Wszędzie biało.Mam na sobie białą koszulkę i takie same spodnie.Białe buty i skarpetki.Serce biło mi spokojnie,wręcz słabo.Chodziłem cały czas przed siebie,czekając na coś,nawet nie wiem na co.Wokół tylko wkurzający dźwięk pikania.W tle było co jakiś czas słychać ciche szlochanie.Za mną tworzyły się czarne,brudne ślady moich butów.Na głowę spadło mi kilka mokrych kropel.Uniosłem głowę,nie było chmurki.Moje ubrania nabrały żywych kolorów,a pode mną była łąka.Nade mną było nocne niebo,piękne gwiazdy.Księżyc w pełni,cudownie.Obok mnie rozbrzmiał słodki,perlisty śmiech.Słodki jak miód.Dźwięczał mi w uszach.Widzę piękne fiołkowe oczy.Malinowe usta,ułożone w uśmiech.Szereg białych zębów.Lekkie rumieńce.Mały,uroczy nosek.Rozpuszczone,granatowe włosy sięgające do ramion.Cała promieniała szczęściem.Jedyna rzecz o której można myśleć,patrząc na tą dziewczynę,to o tym jak ona może być piękna.Przyglądała mi się,uśmiechając się.Obraz zaczął się rozmazywać,byłem zaniepokojony.Obraz przestał się trząść.Dziewczyna jak stała,tak upadła bezwładnie na ziemię.Była w wielkiej kałuży krwi,głowa rozwalona.Nie mogłem się ruszyć,jak przybity do ziemi.Moje serce znacznie przyśpieszyło,poziom adrenaliny zwiększył się.Otworzyłem oczy.Jestem w świecie żywych.

-Marintte!-zawołałem,nie wiedząc kogo to imię.Rozejrzałem się po sali,byłem podpięty do wielu maszyn.

[Taki lekki maraton😂😘]

Podobni do Romeo i JuliiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz