(Markhyuck, Nomin)Historia szkolnej miłości, okraszonej odrobiną magii, która ginie w realnych problemach dnia codziennego.
Na świecie istnieją cztery krainy w których mieszkają Dzieci: Morza, Nieba, Lasu oraz te, które przeprowadziły się do Miasta...
Donghyuck zmarszczył nos i machnął ręką, jakby chciał się odgonić od niechcianej muchy, ale to nic nie dawało. Cały czas ciche brzęczenie zakłócało mu sen. Usiadł w końcu na łóżku owinięty białą pościelą i spojrzał krytycznie na okna przez które sączyło się do pokoju poranne światło. Spojrzał na miejsce koło siebie, ale nikogo tam nie było. Znów zmarszczył czoło i spróbował zlokalizować źródło dźwięku. W końcu je znalazł w nogach łóżka siedział Mark, nogi miał skrzyżowane, a w rękach trzymał gitarę. Kilka razy trącał delikatnie strunę i kreślił co w zeszycie, leżącym koło jego bosej stopy.
- Chyba sobie jaj robisz.- Warknął posyłając mu mordercze spojrzenie.
Mark podniósł wzrok zaskoczony, ale już po chwili uśmiechał się ciepło do chłopaka.
- Czekaj. - Powiedział podnosząc telefon przed twarz. -Nie ruszaj się.
- Co robisz? - Zapytał przegarniając swoje potargane włosy.
- Wyglądasz tak uroczo, że próbowałem ci zrobić zdjęcie, ale ciągle się zakrywałeś.
Donghyuck posłał mu zdegustowane spojrzenie.
- Robisz ludziom zdjęcia gdy śpią? To jest dziwne. Jesteś jakimś psychopatą? - Rozprostował ramiona i przeciągnął się.
- Obudziłem się i wena przyszła. - Znów skreślił coś w zeszycie.
- Trzeba jej było powiedzieć, żeby wróciła wieczorem.
- Prawie skończyłem piosenkę, chcesz posłuchać? - Zapytał z iskierkami radości w oczach. Wyglądał teraz jak mały, puszysty szczeniak labradora, który merda ogonem szybciej niż myśli i jest jedną kulą szczęścia. Gdyby Donghyuck mu teraz odmówił, byłoby to jak kopnięcie szczeniaka, a to było zbyt bezduszne nawet jak na Dziecko Ognia. Przysunął się bliżej i podparł zaspaną jeszcze głowę na ręku. Mark oczyścił głos i zaczął grać.
- Znalazłem miłość dla siebie. Kochanie zatrać się w tym i podążaj za mną. Znalazłem kiedyś dziewczynę, piękną i słodką. Ale nigdy nie sądziłem, że spotkam kogoś takiego.
Te linijki Donghyuck już słyszał, mimo to przymknął powieki bo głos Marka nawet rano był jak miód dla uszu.
- Byłem tylko dzieciakiem i myślałem że się zakochałem. Nie wiedziałem czym jest miłość, ale tym razem się nie poddam.
Doszedł do fragmentu, który dopisał dziś rano.
- Ale kochanie po prostu całuj mnie tej nocy. Twoje serce jest dla mnie wszystkim. W twoich oczach widzę, że chcesz mnie zatrzymać.
Melodia się zmienia, a dłuższa przygrywka sugerowała, że zbliżają się do refrenu.
- Kochanie, tańczę w ciemności z tobą pomiędzy moimi ramionami. Mokrzy w śród deszczu, słuchając naszych oddechów. Wyglądasz tak pięknie, a ja nie mogę uwierzyć, że jesteś ze mną. Wyglądasz idealnie tej nocy.
Głos Marka był szczery i przepełniony emocją, trochę zbyt dużą jak na tą godzinę. Donghyuck uśmiechnął się do niego, żeby zasugerować, że w dwóch ostatnich linijkach ma powtórzenie, ale wtedy ktoś zapukał do drzwi i otworzyły się.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.