(Markhyuck, Nomin)Historia szkolnej miłości, okraszonej odrobiną magii, która ginie w realnych problemach dnia codziennego.
Na świecie istnieją cztery krainy w których mieszkają Dzieci: Morza, Nieba, Lasu oraz te, które przeprowadziły się do Miasta...
Kiedy zacumowali łódź na rodzinnej wyspie Jeno, nie byli już tymi samymi ludźmi, którzy z niej odpłynęli. Jaemin czuł się jakby w wulkanicznej jaskini minęły lata, a nie kilka godzin. Próbował nie zerkać na Jeno, ale kiedy to robił, ten patrzył prosto na niego, a na jego twarzy rysowało się szczęście. Jaemin znów zaczął się zastanawiać, czy zasługuje, żeby ktoś patrzył na niego w ten sposób. Całe życie był w cieniu Donghyucka, to on zgarniał wszystkie spojrzenia, to zawsze on był w centrum uwagi, ludzie lubili Jaemina, ale nigdy nie wzbudzał jakiś głębszych emocji, co innego Dziecko Ognia, które trzeba było kochać albo nienawidzić, nie pozostawiało miejsca na obojętność.
A teraz Lee Jeno, patrzy na niego, jakby był wszystkim czego potrzebuje do szczęścia. Mała gorycz zapiekła go w gardle, zupełnie zapomniał o tym, że robił coś przeciwko Donghyuckowi.
- Jeno! - Na wzgórzu pojawiło się dwóch chłopców.- Tata wrócił!
- Już idę. - Pomachał im. - Muszę pomóc ojcu. - Powiedział podając Jaeminowi plecak.
- Też mogę pomóc. - Zaproponował.
- To ciężka, brudna i śmierdząca robota. - Westchnął. - Pójdziesz do domu i zajmiesz się przez chwilę moim rodzeństwem? - Zapytał odgarniając chłopakowi włosy za ucho.
- Jasne. - Powiedział uśmiechając się.
- Dzięki. - Dotknął wierzchem dłoni jego policzka i odwrócił się, żeby odejść. Jaemin jeszcze chwilę stał i patrzył jak wiatr rozwiewa włosy chłopaka, który idzie wprost w stronę zachodzącego słońca, znów zapragnął wziąć farby, tym razem akwarele i rozlanymi plamami namalować przystojnego chłopak o szczerym sercu, który idzie na tle różu i pomarańczu, który gaśnie stykając się z morską zielenią na horyzoncie. Ciekawe jakby to było, mieć takiego chłopaka. Głos dziwnie podobny do jego własnego rozbrzmiał mu w uszach. Potrząsnął głową zrzucając to na ilości wypitej słonej wody i ruszył w stronę domu.

W progu minął się z matką Jeno - Marią, która szła dziarskim krokiem, ubrana w kalosze i żółty sztormiak. Wszedł do środka i zostawił w sieni buty. Drzwi od kuchni były otwarte jak poprzednim razem, a za stołem przykrytym ceratą siedziała trójka dzieci. Juno i bliźniacy mieli przed sobą miski ze słodką kaszką i kilkoma malinami, ich buzie zamykały się łapczywie na łyżkach, a w kuchni słychać było tylko odgłosy jedzenia.
- Cześć. - Uśmiechnął się do nich Jaemin wchodząc do kuchni. Blond główki szybko poderwały się w górę i spojrzały w jego kierunku.
- Złowiliście coś dużego? - Zapytał Lucas bardzo rzeczowo.
- Oni nie byli na rybach. - Odezwał się głos od strony kuchenki. Jaemin obrócił się i zobaczył Jane, która stała przy czajniku ustawionym na palniku.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
- Szkoda. - Mruknął drugi bliźniak. - Dziś jest idealna pogoda na łowienie jesiotrów.
- Jutro Jeno weźmie nas łódką nad zatokę. - Pochwaliła się Juno.