Rozdział X "Jaskinia"

1.3K 225 48
                                    



Kiedy tylko drzwi się za nimi zatrzasnęły Mark cały czerwony ze wstydu wypuścił powietrze z płuc, a Donghyuck starał się chichotać bardzo cicho. Patrząc na to jak słodki jest Mark, kiedy się denerwuje też miał ochotę ciągle mu dokuczać, jak robiła to jego rodzina.

- Przepraszam cię. Mama i Johnny mieli wrócić dopiero w przyszłym tygodniu, nie sądziłem że się na nich natkniemy. - Powiedział powoli się rozluźniając.

- Są fajni. - Rzucił z uśmiechem i rozejrzał się po pokoju. Był równie jasny jak reszta domu, ale tutaj okna był równe, podłużne i z białą framugą. Na środku podwieszony był okrągły fotel, który wyglądał trochę jak jako, z którego wylewa się żółtko, bo zwisający z niego koc był żółtego koloru. Po jednej stronie był stolik i pufy, a nad nimi na czterech drewnianych słupach stało szerokie łóżko z białą puchatą pościelą, do którego prowadziła drewniana drabinka. Po drugiej stronie pokoju na ścianie była zrobiona ścianka wspinaczkowa i kilka linek do podciągania, natomiast pod sufitem zbita była ramka, a między jej krawędziami rozciągnięta była siatka, całą ścianę między siatką a sufitem zajmowały książki. Dopiero teraz kiedy spojrzał w górę, zobaczył namalowaną na suficie mapę świata. Wyglądało to wszystko bardzo fajnie. Podszedł do fotela i poczuł miękki dywan pod stopami. Usiadł w dziwnym, ale wygodnym fotelu i zaczął się bujać, machając nogami nad podłogą.

- Przepraszam cię za moją mamę... - Zaczął Mark, czując się widocznie niekomfortowo z myślą, że Donghyuck mógł zostać obrażony w jego domu.

- Nigdy nie przepraszaj za kogoś innego. - Powiedział poważnie, rzucając mu ostre spojrzenie czarnych oczu spod czerwonej grzywki.

- Ale ona...

- Nie masz prawa. Jeśli by żałowała, to sama by mnie przeprosiła. - Wzruszył ramionami. Spojrzał na Marka, który cały czas stał w miejscu i trudno było zgadnąć co myśli, jego czoło było zmarszczone, a zaciśnięte usta zdradzały napięcie.

- Co jest ? - Zapytał. Mark spojrzał na niego i zacisnął pieść, później ją rozluźnił i uklęknął przed fotelem, tak że byli na tym samym poziomie, a jego twarz zasłoniła Donghyuckowi cały obraz.

- Muszę cię o coś prosić. - Powiedział przemykając spojrzeniem z jednego oka dziecka ognia do drugiego.

- Co to takiego? - Starał się ukryć zaskoczenie, dziwnym zachowaniem Marka.

Chłopak zrobił przerwę i patrzył na twarz Donghyucka, jakby próbował z niej odczytać coś bardzo ważnego.

- Nigdy nie patrz w ten sposób na mojego brata. - Jego głos zrobił się nagle twardy i stanowczy. Donghyucka aż przeszły nieprzyjemne ciarki.

- Dlaczego? - Zapytał, czują że twarz chłopaka zbliżyła się do jego, teraz nie widział już nic prócz oczu dziecka wiatru.

Mark chwycił w dłoń jego policzek i pogładził go kciukiem, sprawiając że przez ciało chłopaka przepłynął prąd, od miejsca dotyku po końcówki wszystkich nerwów.

- Po porostu. - Powiedział cucąc tym Donghycuka. Chłopak wstał, zmuszając Marka do wstania z kolan.

- To nie jest odpowiedź. - Skrzyżował ramiona na piersi.

- Zapomnij. - Mark wyglądał jakby się poddał, jego ramiona opadły, a głos stał się cichszy. Donghyuck miał ochotę nim potrząsnąć, chwycić za ramiona i szarpać tak długo, aż wróci do niego iskra, którą widział w jego oczach.

- Nie możesz tak robić. Naruszasz moją przestrzeń, każesz coś obiecać, a później nie mówisz o co ci chodzi. - Przeszywał go spojrzeniem. - Masz jakiś problem z Johnnym?

The ElementsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz